„Doskonały szachista, ale brakuje mu wytrzymałości”
  Szukam Ignacego Branickiego

  Autor: Peewee van Voorthuijsen

Niektóre historie powstają naturalnie. Zaczynasz ciągnąć nić i zanim się obejrzysz, masz już cały stos wełny, wystarczający na ciepły zimowy sweter! W artykule "Buitenbeentjes" (Newsletter 95) – pisząc o obcokrajowcach w Mistrzostwach Holandii – pisałem o Ignacym Branickim:

Mały problem polegał na tym, że Branicki nie był Holendrem: na początku 1959 roku wyemigrował z Polski, gdzie wcześniej dał się poznać jako silny zawodnik („Landesmeister”).

„Landesmeister” to najwyraźniej po niemiecku "mistrz kraju": czyżby to oznaczało mistrza Polski? Na tym zatrzymały się moje poszukiwania o Obcokrajowcach, a było jeszcze o wiele więcej do odnalezienia...

Latem znalazłem odpowiedź. Nie, Branicki nie był mistrzem Polski. Najwyższe, czyli trzecie miejsce zajął w 1946 roku, tuż po zakończeniu II wojny światowej. To nie były jedyne jego mistrzostwa: okazało się, że grał w co najmniej dziewięciu edycjach. Brał też udział w Olimpiadzie Szachowej w reprezentacji Polski w Helsinkach 1952. Kiedy sprawdziłem w spisie uczestników, nie znalazłem tam Branickiego, tylko Izaaka Grynfelda. Co teraz? Podobno Izaak Grynfeld zmienił nazwisko na Ignacy Branicki w 1954 roku. A w 1958 wyjechał z Polski, najpierw do Izraela, a następnie do Holandii. Dlaczego i skąd wzięło się nazwisko Branicki?

Piętrzyły się pytania, ale na szczęście w "Vistuli" znalazłem bardzo obszerną opowieść Tomasza Lissowskiego. Oczywiście po polsku, ale to mnie tylko zachęciło do roboty!

Izaak Grynfeld urodził się 12 lutego 1912 roku prawdopodobnie w okolicach Łodzi. Dla dobrego zrozumienia – teraz Łódź leży praktycznie w centrum Polski, ale w 1912 roku Łódź znajdowała się w guberni Detrokov (sic! - prawidłowa nazwa to Piotrków Trybunalski- przyp. tłumacza). Z nazwy Królestwo Kongresowe nadal istniało (poprawnie, założone na kongresie wiedeńskim w 1815 r.), ale w praktyce znalazło się pod rządami cara Rosji.

Przed I wojną światową Łódź była jednym z najgęściej zaludnionych miast na świecie. Duże miasto przemysłowe (ponad 500 000 mieszkańców) z przemysłem głównie włókienniczym („Manchester Wschodu”). Jednak najwyraźniej było ono złe dla zatrudnionych w przemyśle: śmiertelność niemowląt wynosiła około 70%, a 80% mieszkańców było analfabetami...

Zakończenie I wojny światowej na froncie wschodnim – wraz z bitwą pod Łodzią – oznaczało zniszczenie przemysłu i nastanie nowej Rzeczypospolitej. Ta jednak leżała na zupełnie innym terytorium niż dzisiejsza Polska. Łódź nie znajdowała się w centrum, ale na zachodzie kraju – niedaleko granicy z Niemcami.

Pierwsze kroki jako szachista

Pierwsze wzmianki o Izaaku Grynfeldu jako szachiście można znaleźć w mistrzostwach Łodzi w roku 1933. Te pierwsze mistrzostwa były dla niego jeszcze zbyt trudne, ale w następnym roku już wiedział, jak osiągnąć siódme miejsce. W ten sposób zwrócił na siebie uwagę, tak bardzo, iż zapowiedział, że jest „przyszłym mistrzem”. Pozwolono mu to udowodnić w 1938 roku, kiedy brał udział w turnieju eliminacyjnym do mistrzostw Polski. Po mocnym początku trochę się załamał pod koniec turnieju. „Doskonały szachista, ale brakuje mu wytrzymałości” – pisał I. Schaechter – ale wystarczyło do podzielenia dzielone trzeciego i czwartego miejsca.

Uważny czytelnik już zdaje sobie sprawę, że nadchodzi kolejny mroczny okres. Lissowski uważa, że Grynfeld – jak wielu polskich Żydów – uciekł na tereny zajęte przez Rosjan po rozbiorze Polski zgodnie z paktem Ribbentrop-Mołotow w 1939. Lepiej być czerwonym, niż martwym, mówimy...

Po 1945 roku zastajemy Grynfelda z powrotem w Łodzi. W pierwszych po wojnie mistrzostwach Polski osiągnął swoje najwyższe miejsce: wspólne trzecie/czwarte miejsce z 14 punktami z 21 partii. W tym okresie rozwija dużą działalność wydawniczą: zostaje redaktorem miesięcznika "Szachy", tłumaczy z rosyjskiego książkę Sokolskiego dla początkujących, która ukazuje się w nakładzie 5000 egzemplarzy – o tym dziś marzą szachowi wydawcy – jest również aktywny w organizacji szachowej.

I. Grynfeld jako uczestnik Turnieju Słowiańskiego Warszawa 1947.

Szczyt jako szachista

Tak wiele uwagi poświęconej szachom oczywiście się opłaca. Wygrywa między innymi turniej o mistrzostwo Warszawy – czy stąd pochodził tytuł "Landesmeister"? Podczas turnieju przedolimpijskiego w Zakopanem kwalifikuje się do ostatecznego egzaminu: turniej w Międzyzdrojach. Kończy się on rozczarowaniem i sen o Olimpiadzie w Helsinkach (1952) wydaje się bardzo odległy.

Z pomocą przychodzi jednak polityka. Helsinki leżą oczywiście w kapitalistycznej Finlandii i tam nie każdy może pojechać. Krótko mówiąc: Grynfeld pojawia się jako drugi rezerwowy i ładnie się prezentuje: 7 punktów z 10 partii, lepiej wypada tylko Śliwa na trzeciej szachownicy. W eliminacjach wygrywa z Alonim (Izrael), w którym rozpoznaje swojego starego przyjaciela Schaechtera. Czy to po nim wpada na pomysł na zmianę imienia?

Olimpiada w Helsinkach 1952. Partia z E. Pedersenem - Dania

W 1954 r. Grynfeld gości na eliminacjach mistrzostw Polski w Białymstoku. Tam spaceruje z innym gościem turnieju i rozwija się następująca rozmowa (apokryficzna wg Lissowskiego, ale prawda nigdy nie powinna stanąć na drodze dobrej historii...)

Docierają do okazałego (w skali Białegostoku - przyp. tłumacza) budynku.

– Czyj to pałac? – pyta Grynfeld.
– Och, to jest dawny pałac hrabiego Branickiego – deklaruje jego kolega-spacerowicz.
Obaj spotykali się po kilku miesiącach ponownie w Warszawie, na ulicy.
– Jak tam sprawy w biurze, panie Grynfeld?
– Przepraszam. Ja nie nazywam się Grynfeld... nazywam się Branicki.

Ze zmianą nazwy nie poszło zbyt dobrze. Na kolejnych mistrzostwach Polski w 1954 roku (przypadkiem w Łodzi) jako uczestnika widzimy Ignacego Grynfelda (sic!). Dwa lata później, kiedy stał się Ignacym Branickim, zaczął się techniczny upadek jego poziomu szachowego. On sam to wie – początkowo nie kwalifikuje się nawet do mistrzostw Polski, a także do reprezentacji na Olimpiadę w Moskwie (1956).

Rodzi się spór

Jak to często bywa: wielu uprawnionych wycofuje się z mistrzostw Polski i Branicki zostaje dopuszczony do startu. Podczas turnieju, który zakończy na zgrabnej dziewiątej lokacie, dojdzie do incydentu. Jeden z graczy, Kazimierz Plater, postanawia poruszyć kwestię zmiany nazwiska (co przed wojną w Polsce nie było dozwolone) i na blankiecie do notowania przebiegu partii wpisuje nazwisko "Grynfeld" (zamiast "Branicki"). Plater pochodził z rodziny byłych właścicieli ziemskich, którzy oczywiście wiele stracili pod rządami komunistów. Plater rzucił jeszcze trochę błota na Grynfeldów, którzy pracowali w jego byłej rodzinnej posiadłości... Ich partia zakończyła się remisem, Plater został mistrzem kraju, ale narodził się spór. Na szczęście sam Branicki napisał do prasy sprawozdanie z turnieju, więc polscy czytelnicy początkowo pozostali nieświadomi tego incydentu. Choć przyjaciele Branickiego próbowali jeszcze w włączyć Branickiego do turnieju eliminacyjnego przed olimpiadą w Moskwie (1956), ale im się to nie udało. Ponieważ obie polskie szachownice rezerwowe (Szapiro i Balcarek - przyp. tłumacza) radziły sobie w Moskwie wyjątkowo źle – razem 3,5 p. z 14 partii – powstaje pytanie, czy Branicki nie mógłby spisać się znacznie lepiej z całym swoim doświadczeniem. Z drugiej strony jednak myślę, że bycie razem z Platerem w jednym zespole też nie byłoby szczęśliwe!

W 1958 roku po raz pierwszy gra w Holandii i wygrywa główną grupę I turnieju w Hoogoven. Może już wtedy nawiązał kontakty? Później w tym samym roku wchodzi w konflikt z Polskim Związkiem Szachowym i choć oba konflikty są na jego korzyść (jeden z Platerem, który dostaje sześciomiesięczne zawieszenie w startach...), coś musiało pęknąć. Opuszcza Polskę – jakby spowitą ciemnością – i pojawia się ponownie w Hajfie. Nie odnosi tam sukcesu – ale kto zajmie w turnieju czwarte miejsce? Macie rację - to Aloni!

Turniej w Hajfie 1958, partia Wade - Branicki

Do Holandii

Nie wiadomo, co Branickiemu nie podobało się w Izraelu, ale wiosną 1959 r. przeprowadził się ponownie; tym razem do Holandii. Najpierw bez większych sukcesów gra w Grupie Rezerwowej 1A Turnieju Hoogoven. Sukces przyjdzie później. Dołącza w Amsterdamie do klubu szachowego Maccabi i wygrywa Otwarte Mistrzostwa Holandii w Doetinchem z wynikiem 6 z 7. W tym samym roku uzyskał dobry wynik (8 z 11, czwarte miejsce) w turnieju Whitby w Anglii. W przelocie pokonuje Donnera i komentuje to również w magazynie KNSB. W styczniu 1960 Branicki zostaje zaproszony do Grupy Mistrzowskiej Hoogoven, ale udaje mu się zająć dopiero siódme miejsce.

Jak czytamy w Biuletynie 95, Branicki zostaje – w drugiej kolejności – zaproszony na mistrzostwa Holandii w 1961 r. W tym samym roku Komisja Kwalifikacyjna stanęła przed trudnym zadaniem wytypowania co najmniej pięciu graczy rezerwowych. Ostatecznie zostali nimi: Branicki (mistrz Open 1959), Van Donk, Jongsma (mistrz Open 1960), Roessel i De Rooi. Mały problem polegał oczywiście na tym, że Branicki nie był Holendrem; wyemigrował na początku 1959 roku z Polski, gdzie był znany jako silny zawodnik. Jego siła gry nie była więc kwestionowana, ale co z długością jego pobytu w Holandii? W każdym razie Branicki grał dalej, ale nie był już w stanie poczynić postępu.

W tym samym roku Branicki przeniósł się na Curaçao, gdzie jego obecność wywołała nieco większe zamieszanie. Zbliżał się turniej strefowy w Caracas i Antylska Federacja Szachowa NASB postanowiła – „pomimo niepewnej sytuacji, w której znajdowały się jego fundusze” – wydelegować antylskiego szachistę. Po silnym nacisku ze strony prasy (Amigoe di Curaçao) zarząd decyduje się zorganizować czwórmecz (z udziałem Branickiego), ale szybko zmienia zdanie. "Pod naciskiem z różnych stron” wycofuje się z tej decyzji, bo Branicki nie ma obywatelstwa holenderskiego Antyli... to inny argument niż długi pobyt w kraju.

Najwyraźniej ten incydent tak zszokował Branickiego, że wkrótce wraca do Holandii. Branickiego gra w wielu turniejach i aktywnie uczestniczy w zawodach. I żeni się, jeszcze przed sierpniem 1961 roku, kiedy zostaje zainstalowany w Paramaribo. Ale uwaga: nominacja jest ważna tylko przez rok!

Jest bardzo aktywny w szachach, zostaje mistrzem Paramaribo (stolica Gujany Holenderskiej; obecnie kraj ten nosi nazwę Surinam - przyp. tłumacza) w szachach szybkich z wynikiem 5 na 5 i daje wiele wykładów. Mówi się nawet o fakultatywnej nauce gry w szachy w szkołach średnich i wyższych technikach. Ale rok szybko mija i Branicki wraca do Holandii. 22 listopada 1963 r. w „Nieuw Israëlitisch Weekblad” została wydrukowana fotografia przedstawiająca Branickiego przy szachownicy. Branicki gra w 1968 roku w amsterdamskim półfinale (było ich wtedy trzy...) mistrzostw Holandii (między innymi przeciwko Timowi Krabbé) – i przegrywa. Lissowski w poszukiwaniu informacji o holenderskich przygodach Branickiego skontaktował się z Timem znacznie później, ale Tim mógł przekazać tylko to, co udało mu się odkryć po kilku rozmowach telefonicznych:

Odniosłem wrażenie, że nie był zbyt popularny, ale to wszystko było dawno temu i nie chciałbym zszargać pamięci o człowieku o nieposzlakowanej uczciwości.

Rok później, 8 kwietnia 1969 roku, Branicki ponownie trafił do gazet (De Tijd de Maasbode, Het Vrije Volk), ale teraz w zupełnie inny sposób.

Zaginięcie Holendra Ignacego Branickiego wywołało pewne zamieszanie podczas drugiej rundy międzynarodowego turnieju szachowego w Bognor Regis na południowym wybrzeżu Anglii. Kiedy Holender nie pojawił się przy stole na czas, jego przeciwnik ogłosił zwycięstwo po regulaminowym okresie oczekiwania. Dopiero po kilku godzinach okazało się, że Branicki wrócił do Holandii z objawami zapalenia płuc.

W Bognor Regis Branicki grał już wcześniej: w 1960 roku zajął czwarte miejsce; lepsi byli m.in. Alberic O'Kelly de Galway i Klaus Darga.

Dziwne, że Branicki nigdy nie otrzymał tytułu mistrza międzynarodowego; z pewnością był na to wystarczająco silny. Według strony internetowej Jeffa Sonasa (Chessmetrics) w lutym 1955 r. był na 140. miejscu na świecie z rankingiem 2513, już jako Ignacy Branicki. Natomiast Izaak Grynfeld jest 236. z obliczoną oceną 2461 w listopadzie 1954 r. ... Tam też widzimy jego najwyższą ocenę turniejową: 2564 na wspomnianej olimpiadzie w Helsinkach.

W 1970 roku żona Branickiego umiera w młodym wieku, są małżeństwem zaledwie 9 lat; musiało to być dla niego ogromnym ciosem. Dopiero znacznie później, pod koniec lat siedemdziesiątych, odnajduję jego nazwisko sporadycznie powracające w tabelach turniejowych: w Wielkiej Brytanii czy na Wyspach Normandzkich (Jersey). W Grupie Rezerwowej turnieju Hoogovens (1977) zajął rozczarowujące ósme miejsce, ale w półfinał mistrzostw kraju (1978) kończy zgrabnie w środku drabinki. Na opublikowanej po raz pierwszy holenderskiej liście rankingoweja (1978) Branicki zajmuje 118. miejsce z Elo 2164. We wrześniu 2019 r. wystarczyłoby to do około 737. miejsca!

Sam kiedyś grałem przeciwko Branickiemu: w Open Amstelveens Championship, a było to w roku 1979. Martin Walop pisał o tym w "Amstelveens Weekblad":

Zwycięstwo Péwé van Voorthuysena poprzedzone było wielką walką i dużym zamieszaniem. Jego przeciwnikiem był Branicki, który któregoś razu zremisował z wielkim Wiktorem Korcznojem. Branicki był zmuszony przejść do obrony, a Van Voorthuysen raz zmarnował okazję na przełamanie oporu. Obu stronom brakowało czasu i Branickiemu udało się przejść do gry końcowej z wieżą przeciwko wieży i skoczkowi, znanej jako pozycja remisowa. Okazało się jednak, że Van Voorthuysen, ku konsternacji przeciwnika starszego od niego o ponad czterdzieści lat, planuje tę grę końcową doić i nie chce mieć nic wspólnego z remisem. Branicki ze złością poszedł do kierownictwa turnieju, ale mimo to wykonał ruch. Bardzo zły ruch, bo kosztowało go to wieżę. Branicki był wstrząśnięty całą tą sprawą: „Nowa generacja” – powiedział o swoim przeciwniku i wycofał się z turnieju.

Remis z Korcznojem?

Branicki reprezentował Polskę na zawodach drużynowych w latach 50-tych, m.in. w meczu z Rosjanami w 1955 roku w Łodzi. Relacjonował to wybitny szachista Wiktor Korcznoj w swojej pierwszej autobiografii „Trzydzieści lat szachowego profesjonalisty w Związku Radzieckim”. Czytamy tam:

Graliśmy z drużyną polską w Łodzi mecz eliminacyjny do mistrzostw Europy. Pamiętam jeden mniej przyjemny dla mnie epizod. Wygraliśmy mecz z bardzo wysokim wynikiem, około 17:3. To było w porządku. Pierwszego dnia pokonałem Dodę, a w drugim dniu grałem z Branickim i od początku miałem przewagę. Jednak obojgu nam zabrakło czasu, a chorągiewki na naszych zegarach opadły niemal jednocześnie. Ile ruchów było zrobione, nie wiedzieliśmy, powtórzyliśmy ruchy kilka razy. W przypadku czterech powtórek byłby remis, gdyby było mniej, mój przeciwnik przegrałby przez przekroczenie czasu. Nasz kapitan Abramowicz, rozsądny dyplomata, zasugerował, żebym zadowolił się remisem, ale byłem uparty, oczywiście bez wystarczających podstaw. Byłem młodym człowiekiem i nie myślałem o subtelnościach politycznych. Tak się złożyło, że byliśmy nie tylko silniejsi w szachach, ale także potężnym państwem, dlatego my, czyli ja, mieliśmy prawo rozstrzygać każdą bitwę na naszą korzyść. Wstyd mi teraz, gdy myślę o tym wydarzeniu.
Nawiasem mówiąc, dziewiętnaście lat później Tal skorzystał z prawa najsilniejszego: w wątpliwej sytuacji, kiedy już się poddał, przeforsował rewizję decyzji sędziów co do wyniku partii. Z pewnością rozumiecie, że miało to miejsce w Polsce, przeciwko polskiemu zawodnikowi...

Tę historię o Talu można przeczytać w książce "Życie i gry Michaiła Tala". W turnieju w Lublinie w 1974 r. Tal grał przeciwko Janowi Adamskiemu. Ten ostatni był wyraźnie skłonny do remisu jeszcze przed rozpoczęciem, ale zaoferował go dopiero wtedy, gdy Tal przez pół godziny myślał nad kolejnym ruchem.

Był to wyraźnie zły moment, obu graczom zabrakło czasu, przestali prowadzić zapis. Tal podstawił figurę i już miał się poddać, ale wykonał kolejny ruch, po którym chorągiewka Adamskiego opadła. Sędzia przy szachownicy nie zareagował, więc Tal wyciągnął rękę na znak kapitulacji. Wtedy jego żona warknęła na niego w jego ojczystym języku (łotewskim!): „Wymyślasz nowe zasady? Przecież jego chorągiewka spadła!” Kiedy Tal wymamrotał, że sędzia milczy, a wtedy żona pokazała mu ręce, na których liczyła ruchy... Nastąpiła rekonstrukcja i okazało się, że nie było 40 ruchów. Ale Adamski nie wpadł w jedną dziurę: po prostu coś dodał, zwiększył liczbę powtórzeń! Wywiązała się wielka sprzeczka, ale Tal zrozumiał, o co chodzi. Tak, jak Korcznoj wcześniej...


W 1979 roku Branicki grał w Lloyds Bank Open w Londynie, wówczas z ratingiem 2200. To o wiele więcej niż ja mam teraz, mniej więcej w tym samym wieku, a o inflacji rankingu Elo nie chcę nawet wspominać ...

Końcowy akord?

Lissowski pokazuje inną partię Branickiego z Limburg Promotion Class (1992) i wspomina wpis na liście rankingowej KNSB w Venray z sześcioma przetworzonymi partiami – to ostatnia rzecz, jaką ja też znalazłem, poza kilkoma wpisami w czasopiśmie federacji szachowej Limburgii. Następnie "Royal Recognized Chess Association Venray" powoli przestało istnieć: ostatni wpis na liście rankingowej pochodzi z sezonu 2009-2010 z jednym zawodnikiem.
Na tym moje poszukiwania zdawały się dobiegać końca, aż w ostatniej chwili trafiłem na biografię kobiety z Nijmegen – w języku fryzyjskim – która w 1980 roku znalazła miłość u (uwaga!) Izaaka Grynfelda. Teraz na przykład wiem, że poważnie zachorował w lutym 2002 roku i 22 lutego 2004 roku zmarł. Tuż po swoich 92 urodzinach...

Wiele informacji z tego artykułu można znaleźć w opowiadaniach Tomasza Lissowskiego: Pogromca Donnera

Napisał: Peewee van Voorthuijsen

Źródło: https://maxeuwe.nl/wp-content/uploads/2021/04/Digi_Nieuwsbrief_sep_19.pdf

Tłumaczenie z niderlandzkiego: Tomasz Lissowski

Vistula Chess Monthly

Logo Vistula