To i (szach)owo Włodzimierz Holsztyński

Wspomnienia Włodzimierza Holsztyńskiego

1. Szachy na urodziny

Zaczęło się od warcabów. Mama dawała mi dobre wskazówki, ale sama nie grała. Ojciec rzadko i zawsze ze mną wtedy wygrywał (w późniejszym wieku, więcej nie grywaliśmy z ojcem w warcaby). Dosyć dobrze grałem i byłoby miło, gdyby nie kolegów "gra na fuchy". Przeciwnik, w przegranej sytuacji, bezsensownie dawał swoją bierkę pod bicie, więc to przegapiałem (a bicie w warcaby jest obowiązkowe). Wtedy przeciwnik zabierał mi moją własną bierkę, która miała bić, i sam wykonywał ruch. (Chyba tak to wyglądało).

W tym czasie słyszałem od rodziców i dorosłych, w moim środowisku, że szachy są najmądrzejszą, najpoważniejszą i najtrudniejszą grą, że wymaga największej inteligencji. Wkrótce, ojciec kupił mi komplet szachów, w rozkładanym, drewnianym pudełku, na szóste urodziny.

Propaganda dorosłych działała na mnie, bo poza tym, to w środku czułem, że jest nie tak:

Jest sześć różnych figur szachowych w każdym z dwóch kolorów. Poruszają się nieregularnie. Są zwykłe ruchy i bicia (ale król nie może być pobity). Rola króla jest szczególna. Król nie tylko gra "normalnie", ale też może zostać zamatowany lub zapatowany. Dodatkowo, król i wieża czasem roszują, czego opis jest złożony. Piony też mają swoje fanaberie, poruszają się i biją różnie, bywają bite en passant, i nawet potrafią być promowane. Koniki (skoczki) hopsają sobie, nie zważając na żadne przeszkody. Zaawansowany szachista zauważy, że tak naprawdę mamy nie 6 lecz 7 różnych figur, bo białopolny i czarnopolny goniec są jak para kaloszy, gdzie lewego kalosza nie założysz na prawy but, ani prawego na lewy. Niby gońce są takie same, ale jednak są szachowo istotnie różne.

Dzieci na ogół mają dobrą pamięć, ja też miałem. Szachowe wunderkindy (jak Capablanca, Reshevsky czyli Rzeszewski, Judit Polgar i tysiące innych) chłoną przepisy bez mrugnięcia okiem. Ja jednak nie czułem się komfortowo. Brakowało mi prostoty, elegancji, sensu, ... Więc nie miałem w sobie motywacji. Sama propaganda dorosłych, to było za mało.

Chyba dlatego dostałem szewskiego mata wiele razy, lub królówka przeciwnika raz po raz kradła mi wieżę (i piona) po: 1.e4 e5 2.Hh5 g6 3. H:e5+ ... 4.H:h8. Frustrowałem się potężnie.

Na dodatek, charakterem nie pasowałem od szachów. Oczekiwałem szlachetności i autentycznej głębi, a te wszystkie "szewce", kradzieże wieży i podstępne maty, obliczone na przegapienie, były dla mnie jak oszustwa, jak warcabowe "granie na fuchy". Sam byłem winny tych wszystkich swoich błędów szachowych. Co innego z cofaniem ruchów. Ojciec z miejsca i raz na zawsze wpoił we mnie zasadę: dotknięta idzie, postawiona stoi. A ludzie cofali, czasem przepraszając -- znowu było to przykre, ale to była jakby część kultury (hm). W czasie mistrzostwa klasy, pozwoliłem koledze cofnąć szereg razy. W końcu sam podstawiłem okrutnie. Nic nie powiedziałem, tylko on mi "wytłumaczył", że w tej sytuacji nie można było cofnąć. Przecież go nie pytałem! -- jakby mi solą ranę posypał. (Jakoś ta sytuacja z cofaniem ruchów kojarzy się z życiem, o losie!).

2. Pierwsze książki szachowe

Wraz z kompletem szachów, ojciec podarował mi też podręcznik szachowy Tadeusza Czarneckiego -- świetny, i Wasyli Panowa -- wysokiej klasy szachista, ale podręcznik zdeformował historię szachów w stylu (dawnego) Sojuza.

Panow, mimo propagandy, podbudowywał mnie psychicznie, bo szachy czynił większe niż życie. Za to Czarnecki nauczył mnie abc końcówek szachowych, w tym opozycji królów w końcówkach pionowych, linii Przepiórki, kwadratu przemiany piona, ... oraz stawiał naturalne zadania gry końcowej. Panow dał szereg dwu- i trzychodówek, co robiło na mnie wrażenie, ale niczego się z nich wtedy nie nauczyłem.

Miałem też 1' tom debiutów (otwartych) Paula Keresa, dał mi mało, tyle co nic, i do dziś otwarć nie znam poza kilkoma ruchami popularniejszych. Wszystko jedno, ten tom jakoś mi się podobał, w tym styl Keresa. Bardzo polecam jego podręcznik gry końcowej.

Lubię nazwy otwarć, tak jak lubię nazwiska słynnych szachistów, brzmią tajemniczo -- po prostu lubię trivia, zwłaszcza szachowe.

Z czasem sam kupiłem sobie wiele książek szachowych w Polsce i w Stanach. Większość mi przepadła przy przeprowadzkach, ale wciąż mam 164 książki i broszury szachowe plus ileś numerów pism "New in Chess" oraz "Chess Life". Jeszcze wspomnę malutkiego formatu jeden numer "Chess Canada Echecs", jakby pamiątkowy, z sierpnia, 1981, w którym opisane jest sensacyjne mistrzostwo Kanady, zdobyte przez Igora Ivanova. Nie umiem odnaleźć dwóch numerów polskich "Szachów", z okresu panowania Petrosiana -- zawierały mecze kandydatów, i jeden z meczy Petrosiana ze Spasskim.

(Dobrze, że mam dziś mało książek, bo moje mieszkanie jest tak małe, że nawet nie zasługuje na nazwę mieszkania).

3. Szachy wśród dzieci

Myślę, że w obecnym milenium, dzięki komputerom i Internetowi, poziom szachowy dzieci jest wysoki. Nawet biorą udział w regularnych turniejach dziecięcych (ba, czasem grają w turniejach otwartych dla dorosłych).

Za moich czasów, przed 1950 rokiem lub nawet do 1952, poziom ogólny wśród moich rówieśników był niziutki. Może historycznie jest to najmniej ważne, jednak poziom szachów dzieci w Polsce byłby wyższy, gdyby nie WWII.

W dzieciństwie (dziś też! 🙂), w wielu partiach podstawiałem hetmana, czasem więcej, i dalej miałem szansę na wygraną, bo inne dzieci nie wiedziały co robić z przewagą, a ja spokojnie promowałem pionka, itp. Nawyk grania po podstawieniu nawet hetmana, pozostał mi do dziś. Pewien USCF senior master przyglądał się, jak straszliwie przegrywałem w partii on-line. I tak kontynuowałem i... krok po kroku -- wygrałem. On skwitował: "nawet nie miałeś przyzwoitości, żeby się poddać". Ba, grałem, po podstawieniu hetmana z bardzo silnym szachistą na ICC. Oczywiście, pokonał mnie bez trudu. W "chat", powiedziałem mu, że wiele takich partii jednak wygrałem. On z humorem odrzekł: "wiedziałem, że powinienem się ciebie pilnować."

A czy szachy są dobre dla dzieci? -- och, lepiej niech grają w szachy, zamiast sprzedawać narkotyki na rogu ulicy.

Włodzimierz Holsztyński

Info: Matematyka i szachy - chaotyczne wspominki Włodzimierz Holsztyński

Vistula Chess Monthly

Logo Vistula