Felietony

Gdzie oni są?

Konstanty Kaiszauri boi się figur szachowych

Axel Smith (tekst)
Aidyn Ramezani (zdjęcia)

- Niestety, z przykrością muszę odmówić - odpowiada uprzejmie na moją propozycję prenumeraty pisma „Tidskrift för schack”. - Obawiam się, że figury znów zaczną tańczyć.
Po 25 latach odwyku od szachów Konstanty czuje się jak trzeźwy alkoholik, bojący się nawrotu nałogu.

Rozdział pierwszy

Dla młodego pokolenia Konstanty Kaiszauri jest prawdopodobnie najmniej znanym mistrzem międzynarodowym. Dla starszych – jednym z najbardziej ambitnych. Konstanty przyjechał do Szwecji z Polski jako 17-letni młodzieniec. Po kilku miesiącach mówił płynnie po szwedzku i miał duże ambicje szachowe. W ciągu prawie dziesięciu lat walczył o wysokie pozycje w finałach mistrzostw Szwecji; wielokrotnie reprezentował Szwecją, a potem przestał grać.
Trudno powściągnąć ciekawość. Niestety, rozmowa z Konstantym to nie taka prosta sprawa. W styczniu 2015 nie miał dla mnie czasu i nowy termin ustaliliśmy na koniec lata. Na pół godziny przed spotkaniem zadzwonił i poinformował, że niestety nie przyjdzie. Przemyślał dogłębnie całą sprawę i doszedł do wniosku, że nie ma nic do powiedzenia. W jego pamięci zachowało się tylko jedno posunięcie. (przypuszczalnie 26.f3! w partii z Karlem Robatschem, Gausdal 1979 - przyp. Feliks Przysuski). Następna możliwość pojawiła się w październiku. Nie wierzyłem, że się zjawi, ale się pomyliłem. Spotkałem 60-latka z płonącymi oczyma, żywą gestykulacją i ciepłym uśmiechem. Rozpoczęło się poszukiwanie kawiarni. Pierwszą odrzucił, bo grała tam muzyka. - Horror vacui - mówi, współczesny człowiek boi się ciszy i już małe dzieci dostają iPady, żeby się nigdy nie nudziły. Skończyło się na tym, że Konstanty uparł się, by zaprosić mnie na kawę do kawiarni „Barista” na Götgatan; nasze czasopismo nie ma dużo pieniędzy (to oczywiście autoironiczny żart - FP).

KONSTANTY KAISZAURI
Klub: dawniej  WASA SK
Urodzony: 25 października 1952
Rodzina: żona i dwoje dzieci
Adres: Saltsjö-Boo pod Sztokholmem
Osiągnięcia: 8-my mistrz międzynarodowy w historii szwedzkich szachów (1977 r.)
Curiosa: mówi po polsku, szwedzku, rosyjsku i angielsku; rozumie gruziński.

Konstanty Kaiszauri urodził się w Gruzji: matka Polka, ojciec Gruzin. W wieku sześciu lat nauczył się grać w szachy i gra go zafascynowała. Najczęściej grał ze swoim kuzynem, który mieszkał „przez ścianę”. Na ulicy, na której mieszkał w Tbilisi, znajdował się Centralny Klub Szachowy. Konstanty pamięta mecz Botwinnik-Tal, tłumy kibiców palących przed klubem i żywo komentujących każdy ruch.
Natomiast następny duży krok, żeby grać samemu, miał miejsce kilka lat później, kiedy rodzice się rozwiedli i on z matką przeniósł się do Polski. Konstanty znalazł się w klubie wojskowym „Legion” Warszawa. - Trafiłem do raju - mówi i widać, że do tych wspomnień często powraca. Ma się wrażenie, że członkowie klubu byli niezwykle inteligentni i błyskotliwi.
Kilka lat później podzielił pierwsze miejsce w mistrzostwach Polski juniorów, ale przegrał w turnieju barażowym. Rok 1970 był rokiem pierwszego dużego sukcesu, kiedy to zwyciężył w międzynarodowym turnieju juniorów. Miał 17 lat i świat stanął otworem, ale okazało się, że na krótko. Jego matka, która właściwie nie była aktywna politycznie, była prześladowana, straciła pracę i wyjechała do Szwecji jako uchodźca polityczny, wraz z synem.
- Ciężko wspominać ten okres. Nie chciałem wyjeżdżać z Polski, czułem, że zapuściłem korzenie i jestem u siebie. Miałem wrażenie, że świat się zawalił.
Konstanty milknie i patrzy w tekturowy kubek z kawą. Kiedy podejmuje opowiadanie, jest znów w Szwecji. Jego mama zamieszkała u przyjaciółki, a on spał na materacu w pokoju syna przyjaciółki, w akademiku. Od 9-tej rano do 3-ciej po południu uczył się szwedzkiego na kursach dla obcokrajowców.
- Dopóki nie opanowałem języka przyzwoicie, bałem się otworzyć usta. W tej sytuacji gra w szachy w klubie Hägersten SK stała się prawdziwym ratunkiem.
Tam poznał Christera Niklassona, młodzi ludzie szybko się zaprzyjaźnili, grali i trenowali razem. Współpraca ich trwała długo, aż do czasu, gdy Niklasson rzucił szachy. Przez innych uważani byli za ambitny tandem. (W artykule brak informacji, że w 1970 roku Konstanty został mistrzem Szwecji juniorów – FP).
Półtora roku po przyjeździe do Szwecji zaczął ją reprezentować, najpierw na mistrzostwach świata juniorów w Atenach, a potem na mistrzostwach Europy juniorów w Groningen. W Atenach wypadł słabo i sądził, że podobnie będzie w Groningen. Ale tu pokonał zwycięzcę turnieju Gyulę Saxa i podzielił 3-4 miejsce. Ten sukces ocenił jako „kolosalną niespodziankę”. Po 6-miesięcznej nauce szwedzkiego uczył się przez dwa lata w liceum, a potem rozpoczął studia matematyczne.

- Studia traktowałem jako asekurację, na wypadek gdyby nie powiodło mi się w szachach. Dziś po latach widzę, że decyzja okazała się słuszna. Moje zdolności okazały się niewystarczające; wówczas jednak miałem zupełnie nierealistyczne oczekiwania i marzenia – mówi.

Rozdział drugi

Nie mogę czytać nic o szachach, to działa na mnie zbyt silnie, pochłania całkowicie.
Podczas studiów, które przerwał na rok, by skoncentrować się na szachach, utrzymywał się z wieczorowej pracy jako dozorca szkolny, gdzie miał dużo czasu dla siebie. Energię intelektualną inwestował w szachy do 1982 roku.
- Decyzja o rozstaniu z szachami była bardzo trudna. Miałem jeszcze resztki nadziei, że coś ze mnie będzie. Za późno zrozumiałem, że to ponad moje siły. Grałem jeszcze trochę do turnieju drużynowego sześciu krajów nordyckich w 1983 roku, w którym m. in. wygrałem z Johannem Hjartarsonem. Ale już wtedy traktowałem siebie jako szachistę po sezonie – wspomina.
Konstanty nie rozgłaszał wszem i wobec, że kończy karierę, ale rozumiał, że nie warto spoglądać wstecz. Skupił się na pracy nauczyciela matematyki w liceum, a teraz od ponad 20 lat prowadzi szkolenia komputerowe dla pracowników firm i instytucji. Powrócił do szachów dwukrotnie na początku lat 90-tych grając w Pucharze Riltona, ale głównie ze względów towarzyskich.
- Jak znosisz abstynencję?
- Abstynencja to za słabo powiedziane. Pisałem ci, że nie mogę czytać o szachach, bo to zbyt silnie na mnie działa, pochłania całkowicie. Tak dzieje się z trzeźwym byłym alkoholikiem, który boi się rzucić wyzwanie losowi. W Pucharze Riltona 1991 udało mi się wygrać z Michaiłem Krasenkowem niezłą partię, ale to był ostatni raz, gdy dotknąłem figur szachowych.

Nagle w kawiarni włączono muzykę. Konstanty zauważył, że Stanisław Lem powiedział kiedyś, iż ONZ albo jakiś inny organ powinien utworzyć fundusz dla potencjalnych twórców, którzy mając predyspozycje rezygnują z twórczości. Dla tych, co mają możliwości, ale nie piszą; chodzi bowiem o to, że szum przeciętności zagłusza arcydzieła. I to zostało powiedziane w latach 50-tych, w początkach epoki telewizji.
Konstanty szybko nawiązuje do ankiety przeprowadzonej przez gazetę Svenska Dagbladet na przełomie tysiąclecia. Czytelnicy mieli zwięźle podsumować zakończone stulecie. Zwyciężyła następująca propozycja: słowo „szybciej”. I szwedzka kultura, na dobre i złe zorientowana na przyszłość, nie ceni wspomnień jak kraje, w których on wyrósł. - Wiesz, chyba mi nie uwierzysz, ale są dni, kiedy nie otwieram ust.
Rzeczywiście trudno uwierzyć, zważywszy z jakim żarem opowiada. Mimo wszystko jego historia nie wygląda na unikalną. Mały chłopiec zafascynowany magią figur szachowych, który wkroczył w dorosły świat poprzez klub szachowy, który uciekał do szachownicy w ciężkich chwilach, w przypadku Konstantego to opuszczenie Gruzji i Polski. I który miał ambicje, żeby osiągnąć cel.
Jednakże jego opowiadanie zawiera coś jeszcze. Otóż uważa on lata spędzone przy szachownicy za stracone. Kilka razy wraca do tego, czego mu brakuje – długich ciekawych rozmów o życiu. Jak to było na przykład podczas wieczorów u artysty malarza Leopolda Falkowskiego w Sztokholmie, gdzie spotykali się Konstanty, Christer Niklasson, Axel Ornstein i wielu innych przy konsumpcji, napojach, szachach i rozmowach. Jako ciekawostkę należy dodać, że duszą towarzystwa bywał podczas wizyt w Szwecji Jacek Bednarski, czołowy wówczas szachista polski.
- Moja mama stwierdziła, że nigdy nie spotkała nikogo, kto by tak dużo mówił, a Rafał Marszałek kiedyś podsumował: „Jacek odbył ze mną rozmowę w formie monologu”.
Polski przyjaciel Konstantego opowiadał, że wiele lat później był na spotkaniu szachistów, gdzie poinformowano, że Jacek Bednarski zmarł; zebrani przyjęli tę informację i kontynuowali przerwaną rozmowę jak gdyby nigdy nic. Rafał zaszokowany opuścił towarzystwo.
Myśl, że dla szachistów sprawy świata to tylko kulisy teatralne bez większego znaczenia, pojawiła się u Konstantego wcześnie. Jako przykład można podać zasłyszaną od Rafała Marszałka anegdotę o turnieju w czerwcu 1956, w czasie gdy w Poznaniu robotnicy wystąpili przeciwko władzy. Ktoś wpadł na salę turniejową z okrzykiem: „Chłopaki, to rewolucja!”. W odpowiedzi (w wersji złagodzonej) usłyszał: „Mam to gdzieś, goniec b5!”.
Coś podobnego Konstanty przeżył podczas podróży na Olimpiadę w Buenos Aires 1978. Drużyny krajów nordyckich spotkały się w Londynie i leciały razem przez Nowy Jork i Rio de Janeiro. Po międzylądowaniu w Rio samolot wzniósł się nad miastem i prawie wszyscy rzucili się do okien, by nacieszyć oko widokiem. Tylko dwóch zawodników nie odrywało się od szachownicy kieszonkowej. Kapitan drużyny fińskiej nie wytrzymał: „Chłopaki, spójrzcie, czy to nie wspaniałe?”. Obaj zerknęli w stronę okna, uprzejmie potwierdzili i kontynuowali analizę.
- Mam świadomość, że niemało poświęciłem dla szachów. Mniej miałem czasu na lektury, przeżycia artystyczne, muzykę, film, teatr. Była to cena za skoncentrowaniu się na grze. Ale w końcu okazało się, że nie chcę być całkowicie pochłonięty przez szachy, ich siła przyciągania nie była wystarczająca.
 W ostatnich latach odkrył balet. Oglądając najlepszych może po dziesięć razy odtwarzać niektóre sekwencje, zachwycając się harmonią ruchu.
- Jeszcze nie czuję nasycenia. W chwilach wolnych czytam, słucham muzyki lub oglądam filmy. Kiedyś spotkałem u znajomych sympatycznego Niemca w wieku około 40 lat, który przez wiele lat zajmował się medytacją i między innymi spędził 8 lat w klasztorze. Kiedy po latach chciał do tego wrócić, okazało się, że ciało odmówiło posłuszeństwa. Dość, wystarczy. I coś podobnego jest ze mną, dzisiaj mam poczucie, że za dużo czasu zmarnowałem na szachy. Powiedziałem mu, że wtedy musiało to być dla niego ważne. I tak samo szachy były dla mnie ważne kiedyś.
Konstanty uważa, że miał 4 różne życia: jedno w Gruzji, jedno w Polsce i dwa w Szwecji: szachowe i po porzuceniu szachów.

Rozdział trzeci

Poczucie, że musnąłem absolutu, czegoś co mnie przeżyje.
- Dziwne, że nie mam wrażenia, że to są różne etapy czy rozdziały życia, ale że chodzi o różne osoby. Tak jakbym nie dostrzegał przejść, chociaż wiem, że były.
Mimo że czuje się nowym człowiekiem, to nadal utrzymuje kontakty z kolegami szkolnymi z Polski i przyjaciółmi z dzieciństwa w Gruzji.
Po 30 latach nieobecności w Gruzji pojechał tam w 2008 roku. Był to powrót syna marnotrawnego. Zadawał sobie stale pytanie: „jak długo można znajdować się w stanie euforii”. Pobyt z planowanych dwóch tygodni wydłużył się do pięciu. Z gruzińskim było gorzej, musiał się go uczyć od nowa.
W czasie pobytów w Polsce i Gruzji rozmyślał, co by się stało, gdyby nie wyjeżdżał z tych krajów. W Gruzji zapewne radziecka szkoła szachowa udzieliłaby mu pełnego poparcia i znalazłby się wśród szachistów, trenujących po 8 godzin dziennie.
Częściej jednak zastanawia się, co by było, gdyby cały swój czas i energię zaangażował w działalność mniej egzotyczną. Nie chodzi mu o to, żeby osiągnąć coś więcej dla siebie, ale że mógłby okazać się bardziej pożyteczny. Wielu jego przyjaciół z lat dzieciństwa stało się ważnymi osobami w swoich krajach. Szachy nie zostawiają takiej możliwości, w szachach siła procesora, jak to ujmuje, nie jest wykorzystana.
- Szachy mogą być fantastyczną ucieczką od rzeczywistości, ale tylko w małych dawkach. Mój problem polega na tym, że nie mogę ograniczyć się do małych dawek.
Zauważył to wyraźnie kilka lat temu oglądając film o Fischerze. Największe wrażenie wywarła scena, kiedy Borys Spasski poddał szóstą partię. Po wszystkich konfliktach, awanturach, wymianie mocnych słów, podejrzeniach o szpiegostwo i podsłuch – Spasski wstał i oklaskiwał Fischera, ponieważ ten musnął absolutu.
Ta scena podziałała hipnotycznie na Konstantego, silne emocje wróciły, odczuł znów to co kiedyś, że ten mecz był najważniejszym wydarzeniem we wszechświecie. Ten film przypomniał zapewne Konstantemu jego własne osiągnięcia w tym raju szachistów, Reykjaviku (Reykjavik open 1982 – FP), kiedy to 500 widzów opłacało bilety wejściowe, a popołudniowe wydania gazet informowały o turnieju.
- Nagle urośliśmy, staliśmy się gwiazdorami na jakiś czas. Niekiedy zatrzymywano nas na ulicach z prośbą o autografy.
Mimo iż Konstanty uważa, że swoje zwycięstwa zawdzięczał błędom przeciwnika, i że jego styl szachowy przeszedł transformację od atakującego do bojaźliwego, byłoby niesprawiedliwością pominięcie niektórych jego sukcesów. W 1973 roku wygrał on wszystkie 13 partii w klasie mistrzowskiej i zakwalifikował się do 16-osobowej grupy finałowej na rok 1974. (Po tym zwycięstwie nazwisko Kaiszauri stało się znane w całej Szwecji. W lecie ten turniej Szwedzkiego Kongresu Szachowego odbywa się jednocześnie w kategorii II-ej, I-ej, klasie mistrzowskiej, no i w grupie finałowej. Tam spotyka się praktycznie cała szachowa Szwecja. Nigdy się nie zdarzyło, żeby ktoś wygrał w grupie mistrzowskiej, ani w żadnej innej grupie wszystkie partie ani przedtem, ani potem. Ponadto wprowadzano w Szwecji rating i niektórzy zastanawiali się, czy przypadkiem Kaiszauri nie będzie miał najwyższego ratingu w całym kraju po tym zwycięstwie – FP). Podobny sukces odniósł w mistrzostwach Sztokholmu 1975 wygrywając wszystkie 11 partii, mimo że przeciwnicy byli silniejsi niż w turnieju 1973; m.in. Christer Niklasson i Lars Karlsson (To zwycięstwo było znacznie mniej znane. W 1973 roku rozgrywki trwały 2 tygodnie i było pełno widzów z całej Szwecji; w Sztokholmie grano jedną partię tygodniowo i turniej trwał parę miesięcy – FP). W 1975-76 podzielił 1-2 miejsce w Pucharze Riltona i rok później zdobył tytuł mistrza międzynarodowego.

Rozdział czwarty

Ostatnio prześladuje mnie pozycja z partii Kasparow – Topałow; jak to możliwe widzieć tyle posunięć naprzód.
- Czy wiesz, co wywarło na mnie najsilniejsze wrażenie? To była partia Kasparow – Topałow (1999 r. – FP). Nie opuszcza mnie zdumienie, że można widzieć tyle posunięć naprzód. Ostatnio ta pozycja mnie prześladuje, pamiętasz ją? Zastanawiam się, czy Topałow mógł się uratować. Mam nadzieję, że nie.
Wygląda na to, że szachy jednak dały mu cały szereg przeżyć artystycznych, mimo że twierdzi, że się ich wyrzekł podczas lat spędzonych przy szachownicy. Ponadto Konstanty przyznaje, że w szachach pociąga też aspekt sprawiedliwości. Warunkiem osiągnięcia przeżyć artystycznych jest usilna próba zrozumienia istoty szachów, a na to trzeba wielu lat. Może jednak ten czas nie był całkowicie stracony?
- Jakie przeżycia artystyczne dały ci szachy?
- Uczucie, że otarłem się o absolut, o coś, co mnie przeżyje. Że przez krótką chwilkę musnąłem czegoś wielkiego.
Konstanty opowiada o Robercie Hübnerze, który miał ambicję napisania książki o immanentnej naturze szachów. Uważał, żeby aby mieć do tego moralne prawo, najpierw musi zdobyć tytuł mistrza świata. Tak więc dążył do zdobycia tytułu, ale nie był to cel sam w sobie.
Konstanty uważa, że w całej swojej karierze wykonał jedno posunięcie, które musnęło absolutu. Była to ofiara wieży, po której nastąpił cichy ruch, w ostatniej rundzie turnieju w Gausdal 1979.
- Ruch f2-f3 to jedno z najbrzydszych posunięć, jakie można sobie wyobrazić. Rzadko analizowałem własne partie, odkładając to do czasu, kiedy będę dostatecznie dobrym graczem. To oczywiście było nierozsądne. Dlatego nie analizowałem tej ofiary, ale mam nadzieję, że była poprawna. Ten ruch to wszystko, co wyniosłem z 17-letniej kariery klubowej (czyli lata 1966-83 – FP).
Nagle Konstanty zmienia temat i opowiada o turnieju w Wilnie 1978, na który został zaproszony wraz z Tigranem Petrosjanem, Samuelem Reshevskym, Aleksandrem Bielawskim, Borysem Gulko, Josifem Dorfmanem, Władimirem Tukmakowem, Mają Cziburdanidze i innymi. W pierwszych rundach Konstanty uzyskał 4,5 z 6 (omawiając jedną z tych partii, z Mato Damjanovicem, komentator radzieckiego czasopisma „64” opatrzył posunięcie 21.Ga3 dwoma wykrzyknikami). Po obiecującym starcie nastąpiła seria pięciu przegranych. Szczególnie partia z Petrosjanem mocno zapadła mu w pamięć. Został po prostu zduszony i miał uczucie, że nie rozumie reguł gry. Dopiero kilka lat temu zrozumiał sens jednego z posunięć Petrosjana.
- Pozycje z partii są stale obecne w tle, ale jeżeli pozwolę figurom tańczyć, to zaczyna być niebezpiecznie, bo przestaję dostrzegać świat.
Po pięciu porażkach poradzono mu, żeby łyknął czegoś mocniejszego przed następną partią i to pomogło. Czuł się znokautowany, ale gra się układała i znowu zaczął zbierać punkty.
Po krótkim przemyśleniu sprawy udanych posunięć w swojej karierze Konstanty wymienił jeszcze jeden ruch (z Jehudą Grunfeldem, Gausdal 1980 – FP), gdzie w pozycji atakującej nagle cofnął hetmana z pola h7 na h1, aby wzmocnić atak po przekątnej.
- Tak więc najwyżej 3 ruchy godne uwagi w ciągu 17 lat. I to wszystko.

Rozdział piąty

Wyciągam aparat fotograficzny i wykonuję kilka zdjęć, chociaż wiem, że blask w jego oczach zostawi w najlepszym wypadku ciemny cień na negatywie. Konstanty zaczyna się śmiać i mówi, że czuje się, jakby pozbawiono go duszy. Gdy wyłączam dyktafon, pyta, czy naprawdę był włączony. Gdyby o tym wiedział, byłby sparaliżowany. Jak na człowieka, który przeszukał zakamarki pamięci i stwierdził, że jest prawie pusta, ma on niezwykle dużo do powiedzenia. I słuchając go odnosi się mimo wszystko wrażenie, że wspomina lata szachowe z pewnym zadowoleniem.
Ale nagle, jakby bojąc się, że przedstawił siebie w zbyt różowym świetle, opowiedział o partii, którą grał w ostatnim dla niego Pucharze Riltona (1991 r. – FP). Miał w końcówce skoczka więcej, ale przeoczył prosty szach wieżą i stracił figurę.
- Roześmiałem się głośno, mimo że już uważałem się za statystę. Tego było już za wiele, absolutny gwoźdź do trumny. To nie było subtelne uczucie, że gra się stopniowo coraz gorzej, lecz spadek w przepaść, w otchłań beznadziejności. Jak mówią w Polsce: „Kiedy znalazłem się na dnie, usłyszałem pukanie od spodu”.
Partię mimo wszystko wygrał, ale trudno mu było pogodzić się z myślą, że traktował swoją grę poważnie.
- Czy kochamy szachy w sobie, czy też siebie w szachach? U mnie niestety górował egoizm i egocentryzm. Natomiast sądzę, że problemiści redukują swoją rolę i zachwycają się istotą szachów.
Konstanty opowiada o swojej żonie, która jest artystką. Przestała prawie malować, bo uważa, że jej obrazy nie pokrywają się z wizją. Jedyny sposób, żeby jej prace były docenione, to zmusić ją, żeby ocenę pozostawiła innym. Brzmi to jak metafora.

Tłumaczenie: Konstanty Kaiszauri, przypisy i asysta: Feliks Przysuski.

Kaiszauri,K - Damjanovic,M [B31]
Vilnius 1978
1.e4 c5 2.Sf3 Sc6 3.Gb5 g6 4.0–0 Gg7 5.We1 Sf6 6.e5 Sd5 7.b3 Sc7 8.Gxc6 dxc6 9.d3 Gg4 10.Sbd2 0–0 11.Gb2 Se6 12.h3 Gxf3 13.Sxf3 Hd5 14.We4 f5 15.exf6 exf6 16.He2 Wae8 17.We1 Sc7 18.Hd2 b6 19.W1e2 Se6 20.He1 Kf7

21.Ga3!! Hd7 21...Wg8 22.d4 cxd4 23.Sxd4 Sxd4 24.We7+
22.d4 Gh6 23.dxc5 b5 24.Gb2 Sxc5 25.Wxe8 Wxe8 26.Wxe8 Hxe8 27.Hxe8+ Kxe8 28.Gxf6 Se4 29.Gh8 c5 30.Kf1 Kd7 31.Ke2 Ke6 32.c4 bxc4 33.bxc4 Gf4 34.Se1 1–0

Kaiszauri,K - Robatsch,K [B31]
Gausdal, 1979
1.e4 c5 2.Sf3 Sc6 3.Gb5 g6 4.0–0 Gg7 5.We1 Sf6 6.e5 Sd5 7.b3 Sd4 8.Gc4 Sb6 9.Sxd4 cxd4 10.Gb2 Sxc4 11.bxc4 Hb6 12.Ga3 Ha5 13.He2 d6 14.exd6 e6 15.d3 Gd7 16.Hd2 Ha4 17.Hb4 b6 18.Hb3 Hc6 19.Sd2 0–0 20.Sf3 Wfd8 21.We4 Hb7 22.Sxd4 f5

23.Sxe6! fxe4 24.Sxg7 Kxg7 25.Hc3+ Kf7 26.f3! Ge6 27.He5 e3 28.We1 Wg8 29.Gb2 Kf8 30.Hxe6 Hf7 31.Hxe3 We8 32.Hh6+ 1–0

Kaiszauri,K - Grunfeld, Yehuda
Gausdal, 1980

31.Hh1! Sb8 32.Hh4 Kg8 33.Gxe5 Wxe5 34.Wxe5 Gxe5 35.Wxe5 1–0

Wywiad ukazał się w szwedzkim magazynie szachowym "Tidskrift för schack" nr xx/2016. Polskie tłumaczenie - "Panorama Szachowa" nr / 2016 str. 22-28.

Vistula Chess Monthly

Logo Vistula