Felietony

Metodej Gargulak
Moje wspomnienia z Rosji

W starym numerze czeskiego magazynu szachowego odnaleźliśmy ciekawe wspomnienie Metodeja (Meto) Gargulaka z okresu I wojny światowej. Żołnierz armii austro-węgierskiej, a następnie jeniec w rękach rosyjskich, nie przeoczył żadnej okazji, by zagrać w szachy. Zachowana partia Gargulaka jest interesująca dla polskiego miłośnika historii „królewskiej gry”, ponieważ rywalem czeskiego mistrza był Józef Rogoziński, posiadacz majątku ziemskiego na Ukrainie w okolicach Berdyczowa, a w latach trzydziestych wysokiej rangi urzędnik Naczelnej Izby Kontrolnej (NIK) i jednocześnie prezes Polskiego Związku Szachowego.

„Jeszcze tylko 8 dni i pojadę do domu na urlop” - powiedziałem sobie w godzinach porannych dnia 7 października 1915. Ledwo się ubraliśmy, gdy słyszymy komendę alarmu. Rosjanie atakują w zwartych szeregach. Nieprzyjemnie! Wczesny atak! Coś najgorszego.
Rzeczywiście – nad okopem zaczynają fruwać w naszą stronę liczne „pszczółki”. Zaczęło się! Po dwóch godzinach za nami i przed nami słyszymy przekleństwa rozwścieczonych Rosjan. Wreszcie nastąpił długo oczekiwany, nieunikniony mat. Śmierć - nie! Wyrzucili nas z okopu, który zajmowaliśmy.

Dokąd teraz? Cóż, na Syberię. To już ​​trzecie uczucie – najpierw radosna nadzieja na podróż do domu, później pogarda dla życia i na koniec pobyt w rękach „wroga”. Coś takiego przeżyłem w partii turniejowej z Eljašovem. Stałem w niej na początku na wygranej, za chwilę groził mi mat, a w końcu, nie wiem jak, wyszedł z tego remis, polubowne zakończenie.

Przez trzy tygodnie przebywałem w cukrowni w miejscowości Nowe Grebli. Przez pierwsze trzy dni wozimy buraki i z belek zbijamy szopę koło studni, czwartego dnia dyrektor cukrowni Szaniawski umieścił mnie w laboratorium. Dzięki jego opiece i życzliwości miałem dobrze, więc prawie zapomniałem, że jestem w niewoli. Po skończeniu kampanii cukrowniczej Szaniawski przekazał mnie swemu koledze Prackiemu w Oweczaci, żebym został jego „instruktorem” w grze na skrzypcach.

On się mną zaopiekował, ale nie trwało to długo. Po dwóch miesiącach komendant wojskowy został poinformowany, że dyrektor Pracki ma u siebie jeńców, co w Rosji nie było dozwolone. Wróciłem więc do Nowe Grebli, gdzie założyłem małą szkołę muzyczną. Przez krótki czas, znów komendant wojskowy zarządził moim losem. Nie będzie miała cukrownia ze mnie pożytku. Postanowiłem więc, że będę oprawiał książki. Miesięcznie robiłem około 30 i cieszyłem się pełną swobodą. W lecie 1916 roku nastąpiła kolejna zmiana. Zrobili ze mnie nadzorcę gospodarczego w Czerninie. Skończyła się wolność, zaczęła dyscyplina! Miałem małego kozackiego konika, „masztaczka”, który sam prowadził i zatrzymywał się przed pracującymi na polu, bym mógł ich zapisać. Dali mi nawet służącego, tytułowano mnie „paniczem”. Rano jazda, księgi rachunkowe po południu – samotność! Tęskniłem do Nowe Grebli. Są ze mną gotowi się spotkać, ale dwa duże gospodarstwa nie pozostawiały wcale wolnego czasu. Dzięki temu nauczyłem się wytrwale pracować, średnio 14 godzin w dzień, a traktowałem to zajęcie, jakby gospodarstwo były moje.

Na jesieni 1917 roku mużykowie rozpoczęli dzielenie zbiorów z dworskiej ziemi, zarekwirowali dla siebie bydło i maszyny, wywłaszczono „obszarnika” z gruntów i cukrowni. Straciłem pracę. W Grebli nie mogłem pozostać, ponieważ co tydzień ktoś z „panów” szedł przed „samosąd” (każda wieś miała swoje prawa i swojego „cara”, który chodził od domu do domu spróbować samogonu, jako że w każdym domu potrafiono produkować wódkę). Grożono mi, bo wyraziłem zdziwienie nowym porządkiem, gdy chłopi zniszczyli siew zimowy.

Co robić dalej? Ubrałem się jak rosyjski żołnierz – w tym czasie Rosjanie masowo wracali z frontu do domów; jeśli cywil nie miał ze sobą butelki wódki, to nie wsiadł do pociągu. Wcisnąłem się z innymi do wagonu dzięki przekleństwom (uznali, że jestem człowiek rosyjski) i dotarłem do Kijowa pod koniec stycznia. Przed miastem wysiedliśmy i po dwóch godzinach przywitała nas strzelanina – bolszewicy stanęli pod Kijowem. A więc przed siebie, na ulicę Żyljanską! Po dwóch pełnych lęku dniach i nocach udało mi się przedostać. W Kijowie przystąpiłem do wielkiej orkiestry teatralnej Szwaczkinowa. Teraz wręcz zaczęło mi się w Rosji podobać! Rano pochłaniałem rosyjskie i polskie książki, po południu ćwiczenia i testy, wieczorem przedstawienie w teatrze. Czasem zaszedłem do kawiarni zagrać w szachy.

O „życiu szachowym” w Kijowie trudno mówić – przynajmniej w 1918 roku. W małej „Kawiarni Kijowskiej”, która faktycznie była restauracją, spotykali się zwykle Polacy i aby po obiedzie nie zasnąć, zabawiali się przestawianiem figurek. Najsilniejszemu z nich dawałem z dobrym skutkiem skoczka for. Bicie „en passant” było wśród nich uznawane za uleganie obcej modzie. Należało zapowiadać szacha każdej figurze, a jeśli jakaś figura przeciwnika poszła na zagrożone pole, należało go grzecznie zapytać: „Czy to kombinacja?” Gdy gracz nie miał ochoty kombinować „z ofiarami”, ostrożnie zabierał figurę z katastrofalnego pola i szukał dla niej bezpieczniejszego schronienia. Kiedyś tak się złożyło, że gdy postawiłem hetmana „en prise” (ofiara bez bicia – przyp. TL) w charakterze poświęcenia, szlachetny przeciwnik uprzejmie przypomniał mi, że mogę cofnąć ruch i zwrócił mi hetmana. Stawiam go ponownie na dawnym miejscu i mówię: „Zostaw go tam mimo wszystko – mat najdalej w pięciu posunięciach!" Innym razem daję mata gońcem z pola f3. Mój „vis a vis” ze stoickim spokojem zdejmuje swojego pionka h2 i odchodzi szczęśliwie królem na h2 mówiąc: „Poświęcam pionka”. Na szczęście również tę ofiarę mogłem przyjąć.

Jeszcze dwie anegdoty: idę kiedyś do kawiarni, palę przy stoliku papieroska i obserwuję partię. Siedzący obok mnie kibic domyśla się, że ja też wiem, co to jest roszada i zachęca mnie do gry. „Tak, dobrze”. „A o co będziemy grać”. „Nie dbam o to.” „O 5 rubli”. „Niech będzie”. On do mnie: „Co mam ci dać? Hetmana, wieżę?” „Zagrajmy może na równo”. Gra kończy się, ustawiam figury. On: „Nie, nie będę dalej grać – musiałbyś mi dać hetmana albo wieżę”. „To za dużo, mogę dać skoczka”. Po partii ubolewał, że w rzeczywistości to ja miałem przewagę, bo bez skoczka b1 mogłem szybciej roszować.

Innym razem chciałem grać pionkiem f4, ale czarny goniec stał na c5, wycelowany w mojego króla na g1. Jeśli odejdę królem na h1, ostrzegę swojego przeciwnika, że chcę grać f2-f4 i on odparuje groźbę. Jak odciągnąć jego uwagę? Dotykam skoczka, który nie może wykonać żadnego ruchu. Natychmiast słyszę: „Pożałujsta, chod koroliem jest nakazanje” (Proszę wykonać karny ruch królem). „Czy to konieczne” – pytam. „To jest zwyczajowa reguła”. Skoro tak, to gram Kh1! Na to następuje obojętny ruch, wygrywam tempo do ataku i teraz klepię pionkiem w pole f4.

W drugiej kawiarni czyli „Warszawskiej” spotykali się silni gracze rosyjscy. Był tam mały, ciasny gabinet, zapełniony hazardzistami, gdzie silniejszy często dawał słabszemu hetmana for przy grze o wielką stawkę pieniężną. Partiom towarzyszyło odliczanie czasu przez asystenta – „licznika”, a jego słowa „jeden, dwa, trzy, cztery, pięć” były mieczem Damoklesa dla walczących. Szach przy szybkich partiach nie był ogłaszany, a jeśli gracz był nieuważny, to przeciwnik po prostu bił jego króla i było po partii. Prócz „licznika” było wielu widzów, którzy zakładali się o wynik partii, więc po zakończeniu gry należało wytrzymać minutę, aż widzowie się rozliczyli.

W tym zakopconym ulu sporadycznie pojawiali się Evenson i Bohatyrczuk, ale żaden turniej ani poważniejsze partie nie miały miejsca. Silny amator mógł jednak liczyć tam na znośny zarobek. Za użycie bierek, wyglądających dość mizernie po wykonaniu wielu „silnych” ruchów (jeśli ktoś zbijał wrogą bierkę, musiał uderzyć bierką zabijającą) każdy gracz płacił pół rubla za godzinę. Przy każdej szachownicy stało grono niecierpliwie oczekujących, aż poprzednicy zakończą grę.

Jesienią dotarło do Kijowa kilku szachistów z Odessy, był planowany turniej, w którym ja też miałem grać. Ale już zaczynały się kolejne zmiany i nas, jeńców wojennych, we wrześniu zaczęto przesłuchiwać. Wiedząc, co się u nas dzieje – ruszyłem w drogę do domu i po dwóch miesiącach byłem już w kraju.

Časopis československých šachistů 1919, s. 75-77

M. Gargulak – J. Rogoziński [D46]
Piotrówka 1915
1.d4 d5 2.c4 c6 3.e3 Sf6 4.Sc3 e6 5.Sf3 Sbd7 6.Gd3 Gd6 7.0–0 a6 8.e4 dxc4 9.Gxc4 e5 10.Sg5 „Po 10.dxe5 Sxe5 11.Sxe5 Gxe5 czarne nie stałyby źle.”
10...0–0 11.Ge3 h6 12.Sf3 b5 13.Gd3 Gb7 14.Se2 Sg4 „Pozbawia przeciwnika pary gońców, ale otwiera mu linię „f”; 14...exd4 z dalszym c6-c5 obiecywało więcej.”
15.Wc1 Sxe3 16.fxe3 Hb6 17.Sh4 g6 18.Sg3 exd4

19.Sxg6 „Interesująca kombinacja; po 19...fxg6 20.Hg4 Se5 (Inna możliwość to 20...Wxf1+ 21.Wxf1 Sf8 22.Sf5 dxe3 23.Sxh6+ Kh8 24.Kh1 i białe mają rekompensatę za poświęconą figurę – TL) 21.He6+ Kg7 22.Hxd6 Sxd3 23.He7+ Kg8 24.He6+ i czarne muszą zadowolić się remisem, bo po 24...Kh8 25.Hxg6 ich pozycja byłaby niedobra.”
19...Gxg3 „Czarne grają na wygraną w nadziei na wykorzystanie pionka d4.”
20.Se7+ Kh8 21.Hh5 c5 22.hxg3

22...He6 „Błąd; 22...c4 dawało więcej szans. Teraz białe wzmacniają atak i prowadzą go niezwykle energicznie” – pisał komentator „Časopisu”. Niestety po 23.e5 z groźbą Wf1–f6 białe wygrywają – TL.
23.e5 „Obala plan przeciwnika, który liczył na kontynuację 23.Sf5 Hg6 24.Hh3 Se5 itd.”
23...Sxe5 24.Gf5 Hd6 25.Wxc5 „Grozi Wc5xe5, a jeśli skoczek odejdzie, to następuje Se7-g6+.”
25...Kg7 26.Gb1 „W labiryncie rozmaitych możliwości białe znalazły najlepszy ruch; grozi Se7-f5+”.
26...Hxe7 „Jeśli 26...Hxc5, to 27.Sf5+ Kf6 28.exd4 z wygraną.”
27.Wxe5 Hd6 28.Hf5 Hg6 29.Hxg6+ fxg6 30.We7+ i czarne poddały się (1–0).

Źródło: „Časopis ceskych sachistu” 1919, s. 41–42.

M. Gargulak – Grabowski [D55]
Kijów, marzec 1918
1.d4 d5 2.c4 e6 3.Sc3 Sf6 4.Gg5 Ge7 5.e3 0–0 6.Sf3 c6 7.Gd3 h6 „7...Sbd7 byłoby lepsze; ruch w partii osłabia skrzydło królewskie.”
8.h4 dxc4 „Zasługiwało na uwagę 8...hxg5 9.hxg5 Se4 10.Sxe4 dxe4 11.Gxe4 f5.”
9.Gxf6 Gxf6 10.Gxc4 Ha5 11.Hc2 Sd7 12.g4!

12...e5 „Otwiera przekątną c4-f7, co przesądzi o losach czarnych. Lepsze zatem było 12...Sb6 z następnym g7-g6.”
13.Sg5! Gxg5 14.hxg5 exd4 15.Wxh6! gxh6 16.Hg6+ Kh8 17.Hxh6+ Kg8 18.g6 Po 18.Gd3 f5 19.Hg6+ Kh8 20.0–0–0 następuje nieuchronny mat – TL.
18...Sf6 19.gxf7+ „Wygrywa również 19.g7 Sh7 20.Hxh7+ Kxh7 21.gxf8H.”
19...Wxf7 20.Hg6+ Kh8 21.Gxf7 He5 22.0–0–0 Gxg4 23.Wh1+ Gh5 24.Wxh5+! 1–0

Źródło: „Časopis ceskych sachistu” 1919, s. 42; być może czarnymi grał Kazimierz Grabowski, znany najbardziej jako doskonały problemista.

Vistula Chess Monthly

Logo Vistula