Szachy Doktora K. w wojennym Kurierze Częstochowskim

Kto i kiedy pisze ...

Słuszne wydaje się stwierdzenie, że przy analizie jakiejś wypowiedzi, ustnej lub pisemnej, niech to będzie książki, artykułu czy jeszcze innej formy, skupić się należy w pierwszym rzędzie na samej treści, a dopiero następnie brać pod uwagę nazwisko autora i jego wcześniejsze zasługi; data i miejsce publikacji należą zwykle do tzw. „szczegółów technicznych”, które wcale nie powinny rzutować na naszą ocenę zarówno walorów literackich dzieła, jak i zgodności podawanych przez autora faktów oraz ocen z rzeczywistością.

Tak dzieje się zazwyczaj, ale bywają też wyjątki, gdy ważne jest nie tylko to, co zostało napisane, ale istotne staje się, kiedy i kto dane treści upowszechnia.

Prezentowany niżej artykuł „Szachy – zabawa królów” należy do sympatycznej nam szachistom formy łagodnego panegiryku, wygłoszonego pod adresem szachów - „gry królewskiej” czyli „the royal game of chess”. Autor zebrał wiele faktów z historii gry, przytoczył wiele argumentów na poparcie nieszkodliwej w gruncie rzeczy tezy, że szachy to zajęcie pożyteczne, o długiej tradycji, mające zwolenników na całej kuli ziemskiej, a przy tym będące zaprzeczeniem hazardu.

My . którzy poświęciliśmy (straciliśmy?) wiele lat na „przesuwanie drewna po szachownicy”, jak się wyraził jeden z francuskich encyklopedystów epoki Oświecenia, jesteśmy skłonni przyznać autorowi rację: porządny gość, dobrze pisze i słusznie. A teraz zachęcam do lektury – morał będzie na zakończenie!

Szachy — zabawa królów

Szachy i karty — Zabobonność karciarza — Mózg szachisty — Wojna pacyfistyczna — Na placu boju — Równy start — Rola pionka — Najgroźniejsza figura - królowa — Wschodnia strategia szachów — Kronika szachownictwa.

Kraków, w kwietniu.

Do szachów trzeba mieć przede wszystkim dobrą głowę. W przeciwieństwie do kart, do których trzeba mieć szczęście lub pecha, przegrana w szachy jest winą gracza, przegrana w karty winą losu. Szachista planuje możliwie najdokładniej całość gry, stara się wyeliminować przypadek, podczas gdy karciarz liczy przede wszystkim na przypadek, a planowanie odgrywa rolę drugorzędną w hazardzie.

Szachista, który planuje prawie nieomylnie i wyklucza prawie całkiem przypadek, bywa najczęściej dobrym matematykiem. Karciarz, któryby tak nieomylnie układał sobie partię będzie — szulerem, bo chcąc tak ściśle planować musi poznać w niedozwolony sposób karty partnera. Cóż dziwnego, że w tym zestawieniu szachy to przymierze rozumu z moralnością, a karty — alians oszustwa z opatrznością losu. Różnice te płyną przede wszystkim stąd, że szachy wypisały na swym sztandarze „Równy start dla wszystkich”, podczas gdy przy grze w karty, już w momencie rozpoczęcia gry — są uprzywilejowani i upośledzeni przez los.

Gracz w szachy rzadko bywa w stosunku do gry zabobonny, karciarz z reguły kieruje się przesądami... Wystarczy tu przypomnieć orgie przesądów w takim n.p. Monte Carlo, czy w innych „jaskiniach hazardu“. Jest to rzecz zupełnie zrozumiała: tam, gdzie nie ma miejsca na wiarę w siły własnego mózgu, rodzi się wiara w przypadek i opatrzność losu.

A zatem szachy i karty, to dwa nieomal światopoglądy - racjonalizm i irracjonalizm, planowość i opatrznościowość, mózg i nerwy bez mózgu, odpowiedzialność i bierność, równość startu i uprzywilejowanie przez los, moralność i łatwość konfliktu z moralnością.

Tak przez przedstawienie i porównanie dałaby się ująć filozofia szachów. Warto tu zaznaczyć, że jeśli na świecie mniej ludzi gra szachy niż w karty; to nie dlatego tylko, że gra w szachy jest trudna, bo przecież i brydż ma swoje trudne kombinacje, lecz tego powodu, że ich filozofia życia codziennego, irracjonalna wiara w szczęśliwy przypadek, bliższa jest mistyce kart niżeli mądrość szachów.

Szachy to bezkrwawa wojna dwóch armii. Wojna dla wszystkich, wojna pacyfistyczna. Można zaryzykować tu twierdzenie, że dobrym wodzem na szachownicy bywa częściej ten, co do służby wojskowej jest niezdolny, aniżeli zaprzysiężony syn Marsa. Idealna strategia kieruje ruchami rycerskich figurek. Strategia tak różna od wojskowej, jak niepodobne są do siebie pola bitwy i pokratkowana płaszczyzna szachownicy.

Leży przed nami miniaturowy plac boju. Z dwóch stron stanęły naprzeciw siebie dwie armie. Po jednej stronie idą do walki — biali z misją cywilizacyjną przeciwko — czarnym. Siły obydwu armii idealnie równe. Obiektywne szanse zwycięstwa — jednakowe. Dla wszystkich graczy równy start. Tak równego startu nie daje żadna gra fizyczna. Jest on przywilejem jedynie tego szlachetnego umysłowego sportu. Ta idealna demokracja startu ma swój głęboki sens. Ona właśnie stanowi bazę, fundament piękna i mądrości gry w szachy.

Wracamy na plac boju.

Na przodzie armii kroczą z demokratyczną równością — pionki, szary tłum żołnierski. Nazwa ich weszła tuż w życie codzienne. Mówimy o ludziach — pionkach. Pionek szachowy zachowuje się podobnie, jak szary człowiek w boju, z tą jedynie różnicą, że na szachownicy daleko więcej ceni się życie pionka. Pionek idzie naprzód, nie wolno mu się cofać, idzie w pierwszym szeregu, szarże idą z tyłu. Najczęściej pada pierwszy a niezwykle cennym staje się, gdy szachownicy grozi wyludnienie i gdy ma nadzieję na awans, nadzieję — nobilitacji. Pionek jeden ma prawo awansu, prawdopodobnie w nagrodę za bohaterstwo. Gdy dojdzie do tyłów przeciwnika, może dostać każdy stopień wojskowy i stać się laufrem, koniem, wieżą, królową. Jedynie do tronu ma drogę zamkniętą. Królem stać się nie może. Niezwykle ciekawą jest rola królowej na szachownicy. Najgroźniejsza figura... Kobieta. Do jej dyspozycji są wszystkie ruchy wszystkich figur za wyjątkiem łamanych, zygzakowatych ruchów konia. Po prostu wszystko jej wolno, byle tylko chodziła prostą drogą. Dziwnych rzeczy wymagają szachy od kobiety.

Typowo wschodnią jest strategia szachów. Wódz z tyłu. Wodzowie chrześcijańscy w średniowieczu zazwyczaj pędzili na czele wojska. Na wschodzie król czy wódz kierował z tyłu ruchami wojska. Dlatego Tatarzy, którzy tę naówczas „nowoczesną“ strategię stosowali, pokonywali liczniejsze nieraz od nich wojska chrześcijańskie.

Ta strategia wschodnia świadczy też i o pochodzeniu gry w szachy. Kto ją wynalazł — nie wiadomo. Faktem niezaprzeczonym jest, że przyszła ze Wschodu, przez Arabów do Europy. Król szachownicy zwał się z perskiego „schah", stąd też nazwa gry. Z końcem 15 stulecia laufer i dama uzyskali dalsze przywileje na szachownicy, bogactwo kombinacyj zwiększyło się jeszcze, gra w szachy stała się ogólną pasją, do tego stopnia, że zaczęto pisać dzieła i studia o grze w szachy. Powstały w Hiszpanii (1497) książki o szachach autora Luceny, (1513) Damiano, (1567) Ruy Lopez. We Włoszech (1597) Gianuzio, (1604) Salvio, (1617) Carrera, (1619) Greco. Włochy i Hiszpania stały się w 16. wieku i w początku 17. stulecia centralą gry w szachy, z tych też narodowości pochodzili najsłynniejsi szachiści jak: Leonardo il Putino, Paolo Boi i Ruy Lopez. Od wojny trzydziestoletniej aż do połowy 18 wieku zaniechano gry w szachy. W r. 1750 powstały we Francji i we Włoszech szkoły gry szachowej Philidora i Erćole doi Rio. W pierwszej połowie XIX stulecia zaczęto bardzo starannie pielęgnować grę w szachy w Niemczech, Francji i Anglii, ostatnio w Ameryce. W roku 1841 założył H. Staunton angielską gazetę szachistów, a w pięć lat później uczynił to samo mistrz szkoły berlińskiej Bledow. Pierwszy turniej szachistów zwołany został do Londynu w roku 1851. Pierwszą nagrodę otrzymał niemiecki szachista A. Andersson. Następne turnieje odbywały się kolejno w Nowym Jorku, Wrocławiu, Manchester, Dreźnie, Hastings, Budapeszcie i Norymberdze. Powstały Kluby Szachistów w największych miasta świata. Zapał do gry w szachy ogarnął i ogarnia po dziś dzień setki tysięcy amatorów.

------------------------------------------------- -------------------------------------------------

Kiedy ukazał się ten tekst? Kto jest jego autorem?

Tu niespodzianka: ten z pozoru poczciwy manifest - pochwała pod adresem szachów ukazał się w niemieckiej „gadzinówce” - w polskojęzycznym „Kurierze Częstochowskim”, dnia 2 kwietnia 1941 roku. Wtedy, gdy Częstochowa wraz z Warszawą, Krakowem, Radomiem i Lublinem należała do tzw. Generalnego Gubernatorstwa, gdy reszta ziem polskich była wcielona albo do Trzeciej Rzeszy, albo do Związku Radzieckiego, a każdy przechodzień na polskiej ulicy mógł być zaczepiony przez niemieckiego (lub sowieckiego) żandarma i bez powodu przez niego pobity lub aresztowany. Gdy w niemieckich więzieniach i obozach cierpiały setki tyięcy ludzi, gdy żydowskie dzielnice polskich mist i miasteczek były opasane murami lub zasiekami, a ich mieszkańcy umierli z głodu i chorób (choć najgorsze dla nich miało dopiero nadejść...).

I właśnie wtedy współpracownik „Kuriera Częstochowskiego” używający pseudominu „Dr. K” (pisaliśmy o nim w „Vistuli kilka razy), na łamach goebbelsowskiego organu, stworzonego jedynie w tym celu, by wychwalać politykę hitlerowskiej Trzeciej Rzeszy i zohydzać walczących z Rzeszą aliantów, by kłamać i mieszać w głowie polskiemu czytelnikowi, wtedy pisze on gładki tekst o zaletach „królewskiej gry”.

To jest właśnie ten wyjątkowy przypadek, gdy ważniejsze jest „gdzie się pisze” od tego „co zostało napisane”. Znając datę publikacji o „Szachach – zabawie królów” nie jesteśmy w stanie skupić się na treści, bo pamiętamy: to był czas, gdy czytający artykuł Doktora K. w godzinę po lekturze mógł zostać aresztowany w ulicznej łapance, zastrzelony w egzekucji ulicznej lub przy próbie ucieczki z plecakiem wypełnionym szmuglowaną żywnością, której mieszkaniec Częstochowy rządzonej przez Hansa Franka nie miał prawa posiadać, i gdy złamanie zakazu groziło śmietelnym strzałem z karabinu.

Tomasz Lissowski

Vistula Chess Monthly

Logo Vistula