NASI NA OLIMPIADZIE
Turyn 2006

     Olimpiada w Turynie należy już do historii. Partie zawędrowały do odpowiednich baz, statystycy policzyli straty i zyski rankingowe, przyznane zostały nowe tytuły arcymistrzowskie (innych chyba już nikt nie liczy, poza matkami i ciociami zainteresowanych graczy), działacze dopisali do list swych zasług udział w obradach Kongresu FIDE. Na razie nic nie wskazuje na to, by w najbliższym dziesięcioleciu kolejna olimpiada miała odbyć się w Polsce. Oferta Poznania, być może nie taka zła, została "znokautowana" w głosowaniu. Zadecydowała geopolityka... Krajowi optymiści są zmartwieni, krajowi pesymiści zacierają ręce - a widzicie, mówiliśmy, że się nam nie uda, bo nam nigdy nic się nie udaje, wyszło na nasze.
     Wprawdzie "centrala" zapowiada, że wkrótce ogłosi podsumowanie olimpiady, ale coś nam mówi, że będzie to wyjaśnienie w stylu prezesa Listkiewicza, nie za bardzo treściwe, jako fundament na przyszłość raczej nie posłuży. Pytanie nr 1 brzmi, czy polska drużyna męska wypadła na olimpiadzie zgodnie z oczekiwaniami (a więc przyzwoicie) czy też źle? Jeśli źle, to zasadne jest pytanie nr 2, co na porażkę turyńską się złożyło?
     W pierwszej kwestii nasza odpowiedź brzmi: wynik turyński był na pograniczu: przeciętny-słaby, drużyna nie odniosła żadnego zwycięstwa w meczu z drużyną sklasyfikowaną wyżej, i tylko jeden taki mecz (z Hiszpanią) zremisowała. Byłoby wielkim błędem rozpatrywanie, jak MOGŁYBY wyglądać wyniki końcowe, gdyby ta lub inna partia zakończyła się inaczej czyli po myśli polskich kibiców. Takie kalkulacje mogą przedstawić wszyscy uczestnicy olimpiady. Tymczasem zawodnicy musza być rozliczani z tych wyników, które realnie się zdarzyły. Przy obecnym regulaminie każda zdobyta lub stracona połówka oznacza awans lub spadek niekiedy o 10 miejsc. Tak jak w sprincie - decydują już nie dziesiąte, lecz setne części sekundy. Takie sa reguły gry.
     Oto partia, która wielu obserwatorom może posłużyć jako argument, że Polacy nie grali na olimpiadzie źle, i tylko wystarczyło, by debiutujący na olimpiadzie Paweł Czarnota znalazł w ostatniej rundzie kilka dobrych posunięć.

P. Czarnota (2529) - A. Moiseenko (2662) [B33]
37th Olympiad Turin ITA (13), 04.06.2006
1.e4 c5 2.Sf3 Sc6 3.d4 cxd4 4.Sxd4 Sf6 5.Sc3 e5 (Podobno rywal Czarnoty ma opinię znawcy wariantu Swiesznikowa. Przyjęcie walki na terenie świetnie znanym rywalowi może budzić tylko nasze uznanie.) 6.Sdb5 d6 7.Gg5 a6 8.Sa3 b5 9.Gxf6 gxf6 10.Sd5 f5 11.Gd3 Ge6 12.0-0 Gxd5 13.exd5 Se7 14.We1 Gg7 15.Wb1 0-0 16.c4 e4 17.Gf1 Sg6 18.cxb5 axb5 19.Gxb5 Kh8 20.Gc6 Wa7 21.Sc4 Sf4 22.a4 Hg5 23.g3 Hg6 24.Hd2 Sd3 25.We3 f4 26.Wxd3 exd3 27.We1 (Pozycję powstajacą po 27.Hxf4 Fritz ocenia jako lepszą dla białych.) 27...Gh6 28.Hc3+ f6 29.Hd4 Wg7 30.a5 f3 31.Ga4 (Możliwe też 31.b4.) 31...Hh5 32.Hxd3 f5 33.Sxd6 f4 34.Ge8 Hg4 35.We4 Wc7

Czarnota-Moiseenko

36.Wc4? (Po 36.Gc6 białe mogły przechylić szalę na swoją stronę.) 36...Hh3 37.Hxf3?? (37.Hf1) 37...Wxc4 38.Sxc4 Wxe8 0-1.

     Przebieg meczu z Ukrainą nie zapowiadał wysokiej porażki, ale w końcu nasi wschodni sąsiedzi, którzy też walczyli o wysoką stawkę, potwierdzili swoją siłę.
     Skoro więc wynik w Turnie należy zakwalifikować do kategorii porażek, to jakie elementy sie na nią złożyły? Można przypomnieć tu anegdotę o Napoleonie i burmistrzu pewnego miasta, które cesarz Francuzów miał okazję kiedyś odwiedzić. Monarcha był poruszony faktem, że jego wjazd nie został obwieszczony wystrzałem armat. Wezwał urzędnika przed swoje oblicze i zarządał wyjaśnień.
     Mój cesarzu, - rzekł burmistrz - złożyło się na to wiele przyczyn.
     Jaki to przyczyny? - zapytał Napoleon.
Po pierwsze, nie mamy armat, - odparł burmistrz - po drugie...
     To mi wystarczy, dziękuję - przerwał mu cesarz.
     Polska drużyna nie posiadała przysłowiowych armat, jej miejsce na liście startowej na to wskazywało, przebieg turnieju to potwierdził. Jednak trudno powiedzieć, by kierownictwo PZSzach zrobiło wszystko, by siłę polskich armat w Turynie wzmocnić do maksimum.
     Na tle nierównej albo mało przekonywującej gry pozostałych członków drużyny na zjawisko z innej planety wygląda twórczość Radosława Wojtaszka.

San Segundo Carrillo,P (2525) - Wojtaszek,R (2597) [A65]
37th Olympiad Turin ITA (11), 02.06.2006
1.d4 Sf6 2.c4 e6 3.Sc3 c5 4.d5 exd5 5.cxd5 d6 6.e4 g6 7.h3 Gg7 8.Sf3 a6 9.a4 Sbd7 10.Gd3 Sh5 11.Gg5 Gf6 12.Ge3 Se5 13.Ge2 Sxf3+ 14.Gxf3 Sg7 15.Hd2 0-0 16.Wb1 Ge5 17.b4 b6 18.Se2 a5 19.bxc5 bxc5 20.0-0 f5 21.Gg5 He8 22.Sc3 fxe4 23.Sxe4 Sf5 24.Wfe1 Hf7 25.Wb6 c4 26.Gg4 Ha7 27.Wc6 c3 28.Wxc3 h5 29.Gxf5 Gxf5 30.Wc6 Wab8 31.Ge3 He7 32.Gg5 Hd7 33.Sc5 Hf7 34.Wxe5 dxe5 35.d6 Wb1+ 36.Kh2 Gxh3 37.d7 Hc4 38.Wxg6+ Kh7 39.Wh6+ Kg8

Sansegundo-Wojtaszek

W tej partii nad naszym arcymistrzem czuwala bogini Caissa. Biale mogly tu wygrac na wiele sposobow. Wybraly z pozoru najprostszy - dorobienie nowego hetmana. I wtedy... 40.d8H?? Wh1+!!
W niedoczasie taki ruch mozna przeoczyć. Mat jest nieuchronny, białe poddały się (0-1).
Poniżej arcymistrzowski wykład na temat "gra po polach jednej barwy".

Wojtaszek,R (2597) - Petrik,T (2515) [E15]
37th Olympiad Turin ITA (12), 03.06.2006
1.d4 e6 2.c4 Sf6 3.Sf3 b6 4.g3 Ga6 5.b3 Gb4+ 6.Gd2 Ge7 7.Gg2 c6 8.Gc3 d5 9.Se5 Sfd7 10.Sxd7 Sxd7 11.Sd2 0-0 12.0-0 Wb8 13.Gb2 Sf6 14.Wc1 c5 15.cxd5 Sxd5 16.dxc5 bxc5 17.Ge5 Wc8 18.Sc4 Sb6 19.He1 Sxc4 20.bxc4 f6 21.Gf4 g5

Wojtaszek-Petrik

22.Hc3! gxf4 23.Ha3 fxg3 24.hxg3 Gxc4 25.Wxc4 Wc7 26.He3 Hd7 27.We4 e5 (W wyniku przemyślanej kampanii czarne pola w obozie przeciwnika zostały decydująco osłabione. Białe przystępuja do ataku na króla. Czarne grają jakby bez figury, gdyż ich goniec ma w danej pozycji siłę pionka.) 28.Hb3+ Kh8 29.Wd1 Hf5 30.Wh4 Hg6 31.He6 Hf7 32.Hf5 Wd8 33.Gd5 Hg7 34.Kg2 h6 35.Wdh1 1-0.

B. Macieja (2584) - H. Nakamura (2664) [C11]
37th Olympiad Turin ITA (4), 24.05.2006
1.e4 e6 2.d4 d5 3.Sc3 Sf6 4.e5 Sfd7 5.f4 c5 6.Sf3 Sc6 7.Ge3 a6 8.Hd2 b5 9.a3 g5!?

Macieja-Nakamura

Oddawanie pionków w debiucie przy grze przeciwko naszemu arcymistrzowi to zwykle nieudana inwestycja. Jednak Nakamura przajawił w tej partii kolosalną energię, a może i głębsze przygotowanie debiutowe.) 10.Sxg5 cxd4 11.Gxd4 Sxd4 12.Hxd4 Gc5 13.Hd2 Hb6 14.Sd1 f6 15.exf6 Sxf6 16.Gd3 0-0 17.Wf1 Wa7 18.Sf3 Sg4 19.g3 e5 20.fxe5 Se3 21.Sxe3 Gxe3 22.Hg2 Waf7 23.g4 Kh8 24.Wd1 d4 25.Sd2 Gf2+ 26.Wxf2 Wxf2 27.Hxf2 Wxf2 28.Kxf2 Hh6 29.Sf1 Hh4+ 30.Sg3 Gxg4 31.Wh1 Hg5 32.Sf1 Hf4+ 33.Ke1 Hxe5+ 34.Kf2 Hf4+ 35.Ke1 Hc1+ 36.Kf2 Gd1 37.Sg3 Hd2+ 38.Se2 Gxc2 39.Gxc2 Hxc2 40.Wc1 Hf5+ 0-1

     Czy kierownictwo Polskiego Związku Szachowego zrobiło wszystko, by wzmocnić siłę "polskich armat" podczas olimpiady turyńskiej? Z czystym sumieniem można stwierdzić, że niestety nie. Fakt, iż poza składem drużyny narodowej pozostali dwaj najwyżej sklasyfikowani na liście Elo arcymistrzowie Kamil Mitoń i Michał Krasenkow, nie ma precedensu w historii polskich szachów. Wprawdzie niemożliwe do udowodnienia, ale jednak nadzwyczaj prawdopodobne jest przypuszczenie, że obecność choćby jednego z wymienionych graczy musiałaby zaowocować lepszą grą polskiego zespołu.
     Wysuwany jest argument, że brak Mitonia i Krasenkowa w drużynie wynikał z dawno temu ogłoszonego regulaminu, który przewidywał, iż nieobecność na mistrzostwach Polski 2006 eliminuje zawodnika z udziału w olimpiadzie. I znowu, nasuwają się w tym momencie dwa pytania. Czy PZSzach miał formalne prawo do ogłoszenia takiego, a nie innego regulaminu? Oczywiście tak. Niewykluczone, że intencje były szlachetne. A czy było to rozwiązanie dostatecznie elastyczne i - co najważniejsze - skuteczne? Życie dowiodło, że nie. Być może mało elastyczny regulamin powoływania drużyny narodowej jest lepszy od braku wszelkiego regulaminu (choć nie zawsze i nie wszędzie metodę "nos trenera" można odrzucać), ale gdyby jeszcze ten regulamin był konsekwentnie przestrzegany zgodnie z zasadą "słowo się rzekło, kobyłka u płota". Tymczasem podczas formowania polskiej drużyny kobiecej o regulaminie zapomniano, i bardzo dobrze, bo w przeciwnym razie do Turynu musiałaby nie pojechać Iweta Radziewicz, co sprawiłoby, że nasze panie nie miałyby nawet teoretycznych szans na dobry wynik. Jak to się więc dzieje, że ten sam regulamin raz jest rzeczą świętą, a raz jakby nie istniał ? Żadna sofistyka tu nie pomoże, jest to fatalny przypadek braku zasad. Już lepszy jest trener z autorytetem (czy jednak w kraju mamy nadmiar takich?), który jednoosobowo, na własną odpowiedzialność ustala kadrę i wraz ze swoimi wybrańcami odpowiada za wynik, bez zwalania na czynniki obiektywne, słabe wyżywienie albo niewygodny hotel.
     Jeszcze za czasów, gdy Mieczysław - Miguel Najdorf mieścił się w reprezentacji Argentyny, któregoś roku kierownictwo tamtejszej federacji szachowej zażyczyło sobie od przyszłych członków drużyny narodowej, by bezwarunkowo uczestniczyli w mistrzostwach Argentyny. Ponieważ tak pechowo się złożyło, że nagrody w tym turnieju były żałośnie niskie, więc cała pierwsza drużyna (chyba w składzie: Panno, Quinteros, Rubinetti itd.) zbojkotowała imprezę. Federacja była konsekwentna i na olimpiadę pojechali dublerzy arcymistrzów, zajmując zamiast miejsca w pierwszej szóstce lokatę koło dwudziestej. Można być konsekwentnym bez względu na konsekwencje, ale czy zawsze warto? Gdzie pryncypialność zamienia się w dziecinny upór, albo w pieniactwo?
     Tu dochodzimy do najważniejszego zagadnienia, którego słaby wynik olimpijski jest tylko małym odpryskiem. Prawdziwy problem polskich szachów nie polega na tym, czy arcymistrz Z albo arcymistrzyni Y nie pojechali na olimpiadę. Problem polega na tym, że na swoim szczycie polskie szachy są głęboko podzielone. Mówiąc nieprecyzyjnie, istnieją dwa zwaśnione obozy, jeden skupiony wobec urzędującego zarządu PZszach, drugi mający wiele wspólnego z zarządem poprzedniej kadencji. Porozumienie ("wielka koalicja") wydaje się na dziś, w istniejącej sytuacji personalnej, całkowicie niemożliwe. Trener kadry męskiej mistrz międzynarodowy Jacek Bielczyk jest w stanie konfliktu z poważną częścią ekipy, za której wyniki i formę sportową formalnie powinien być odpowiedzialny. Wie o tym każdy czytelnik forum dyskusyjnego na stronie www.pzszch.pl.
     Nie jest naszym zadaniem ustalać, kto w tym zadawnionym sporze ma rację, a kto nie. W Polsce nie ma zresztą zwyczaju, by jakikolwiek działacz polityczny czy społeczny potrafił sam, dobrowolnie, ku cudzej przestrodze, przyznać się do popełnionych błędów czy zaniechań. Polscy działacze dowolnego szczebla są specjalistami od bicia się w piersi, cudze niestety. Stwierdzamy zatem tylko, że jest to stan nienormalny, destrukcyjny, szkodliwy dla polskich szachów. Znając polskie realia obawiamy się, że może on utrzymać się jeszcze przez wiele miesięcy, a nawet lat. Jeśli tak będzie, to już dziś należy się przygotować, że następna olimpiada szachowa przyniesie Polsce kolejne rozczarowania.


http://szachowavistula.pl/vistula/

szachowa_vistula (at) o2 (dot) pl

Valid HTML 4.01!