59. Mistrzostwa Polski w Szachach

Warszawa 2002

Wstęp.
 
W dniach 28 kwietnia - 12 maja odbyły się w Warszawie najważniejsze zawody w obsadzie krajowej. Ranga imprezy wynikała przede wszystkim z wpływu wyników na obsadę kilku zbliżających się zawodów międzynarodowych (olimpiada, indywidualne mistrzostwa Europy), ale również z doskonałych nagród (łącznie 32 tys. UDS, 1. nagroda - 10 tys. UDS) i wreszcie z (rzadkiej w tych czasach) okazji zagrania w turnieju kołowym wysokiej kategorii, w którym można wypełnić normę na tytuł międzynarodowy.
Lista startowa, na której obok nazwisk naszych czołowych arcymistrzów widniały nazwiska przedstawicieli młodzieży o znacznie niższych rankingach, była zapowiedzią ostrej walki i dużej ilości partii rozstrzygniętych. Kto był "wielkim nieobecnym"? Wymienić tu można przede wszystkim nazwiska Kamila Mitonia (jego debiut w krajowym czempionacie stanowczo opóźnił się ponad wszelką miarę) oraz Pawła Jaracza. Obaj oni nie poddali się półfinałowemu sprawdzianowi, gdzie łatwo jest stracić cenne rankingowe punkty, natomiast względnie trudno wywalczyć awans; nie mieli też szczęścia wejść do grona finalistów z listy rezerwowych.
Byli wielokrotni medaliści mistrzostw Polski Klaudiusz Urban i Robert Kuczyński, jakże dalecy przecież od sportowej emerytury, muszą podjąć decyzję, czy zamierzają w najbliższej przyszłości znów przypuścić atak na najwyższe pozycje. Przykłady z przeszłości (vide kariera zmarłego niedawno mm. Witolda Balcerowskiego) mówią wyraźnie, że zerwanie kontaktu z czołówką, choćby zamierzone i zaplanowane na ograniczony czas, może okazać się niemożliwe do nadrobienia.
 
Przegląd partii

Kempinski Robert (2570) - Bartel Mateusz (2417) [E14] (1)
Łagowski Patryk (2321) - Blehm Paweł (2547) [E70] (2)
Stryjecki Marek (2456) - Cyborowski Łukasz (2510) [A49] (3)
Bobras Piotr (2435) - Krasenkow Michał (2641) [B08] (4)
Kempiński Robert (2570) - Łagowski Patryk (2321) [A61] (5)
Gdański Jacek (2523) - Stryjecki Marek (2456) [B09] (6)
Kempiński Robert (2570) - Gdański Jacek (2523) [A04] (7)
Łagowski Patryk (2321) - Tomczak Rafal (2384) [A26] (8)
Bartel Mateusz (2417) - Grabarczyk Mirosław (2484) [C67] (9)
Markowski Tomasz (2538) - Stryjecki Marek (2456) [D45] (10)
Bartel Mateusz (2417) - Blehm Paweł (2547) [A49] (11)
Stryjecki Marek (2456) - Kempiński Robert (2570) [E70] (12)
Krasenkow Michał (2641) - Markowski Tomasz (2538) [D26] (13)
 
59th ch-POL Warsaw POL 2002
 
M.Nazwisko,IFIDE12345678901234Pkt.Dod.
1Krasenkow,M2641*˝11˝11˝1˝1˝1110.5/13 
2Macieja,B2584˝*˝˝˝1˝˝11111110.0/13 
3Markowski,T25380˝*˝˝˝˝111111˝9.0/13 
4Kempinski,R25700˝˝*1˝˝1110˝118.5/13 
5Grabarczyk,M2484˝˝˝0*˝˝˝1˝11˝18.0/13 
6Socko,B256400˝˝˝*11˝110017.0/13 
7Cyborowski,L25100˝˝˝˝0*˝0˝˝˝116.0/1333.25
8Gdanski,J2523˝˝00˝0˝*˝01˝116.0/1332.50
9Bobras,P243500000˝1˝*1˝˝116.0/1327.75
10Blehm,P2547˝000˝0˝10*01115.5/13 
11Bartel,Mat2417000100˝0˝1*1015.0/13 
12Tomczak,Raf2384˝00˝01˝˝˝00*104.5/13 
13Stryjecki,M24560000˝1000010*02.5/1316.00
14Lagowski,P232100˝0000000011*2.5/1311.50
 
Podsumowanie.
 
Zwycięstwo arcymistrza Krasenkowa było zasłużone. Nawet jeśli w kilku partiach, opuściwszy zbyt nisko gardę, stworzył on rywalom szanse na zadanie ciosu, zadanie okazywało się zbyt trudne do przeprowadzenia. Jego wynik procentowy (osiem plusów przy trzynastu rundach!) będzie bardzo trudny po poprawienia w przyszłości.
Arcymistrz Macieja okazał się "katem" dla zawodników z drugiej połowy tabeli. Podobnie jak dotychczas bezbłędnie grał końcówki, świetnie manewrował w grze środkowej i "trafiał" z wyborem wariantu debiutowego, a na dodatek racjonalniej, niż to się zdarzało w przeszłości, gospodarował czasem. Duży zysk rankingowy zwiastuje powrót do pierwszej setki światowej listy rankingowej.
Arcymistrz Markowski grał "swoje" szachy, niezrozumiałe dla wielu jego przeciwników. Rzecz polega na zgłębieniu przez Markowskiego szeregu typowych pozycji, w których nie występują wzajemnie zablokowane łańcuchy pionkowe. Markowski nie atakuje nigdy wprost, ale organizuje oblężenie, wprowadza stan zagrożenia w wielu punktach, nęka i niepokoi. Jedynie ostatnia partia w turnieju, gdzie Markowski źle wybrał wariant debiutowy i zaprzepaścił szanse nawet na tytuł mistrzowski, obniża jego notę, skądinąd bardzo wysoką.
Arcymistrz Kempiński po starcie 0 punktów z 2 partii wykazał wielki hart ducha i znane walory sportowe. Wiele punktów przyniosła mu ulubiona obrona królewsko-indyjska. Jego przynależność do ścisłej krajowej czołówki nie ulega kwestii.
Kolejną grupę czyli tzw. "środek" tworzą Mirosław Grabarczyk, Soćko, Cyborowski, Gdański oraz Bobras. Grabarczyk, od niedawna już arcymistrz, słynie z umiejętności defensywnych. Wielu wyżej notowanych od niego rywali z góry rezygnuje z prób obebrania mu całego punktu i zadowala się szybkim remisem. Gdyby pan Mirosław potrafił jeszcze wygrać na zamówienie z każdym graczem słabszym o 100 punktów Elo, stanowiłby mocny punkt reprezentacji olimpijskiej.
Soćko względnie słabo rozgrywa debiuty, natomiast przejawia niebywałą zdolność do stwarzania figurowej kontrgry w trudnych pozycjach. W czasie turnieju był chyba w gorszej formie i dopiero w ostatniej rundzie zapewnił sobie pozycję w pierwszej szóstce, co zwalnia go z niewygodnego obowiązku walki w półfinale w roku przyszłym.
Cyborowski odrobinę zawiódł tych, którzy pamiętali jego świetną grę przed rokiem. Jest to jeden z tych nielicznych zawodników szerokiej czołówki, których styl nadal się formuje i od których można oczekiwać jeszcze wielu miłych niespodzianek.
Gdański nie wygrał z nikim z "wielkich". Wydaje się, że przy kilku okazjach zawiodła go umiejętność realizacji przewagi pozycyjnej. Tym niemniej stanowi poważną kandydaturę do ekipy olimpijskiej.
Bobras, mimo fatalnego wyniku z pierwszą szóstką (tylko jedna połówka), pokazał waleczność i niezłe przygotowanie. Przyszłość pokaże, czy zdoła na dłużej utrzymać się w gronie finalistów.
Paweł Blehm zrobił tylko trzy remisy, ale poniósł aż sześć porażek. Można tu mówić o dużym niepowodzeniu, czego widomym dowodem jest poważny uszczerbek w rankingu.
Dopuszczony personalnie do finału (miejsce organizatora) Mateusz Bartel był ostatnim, któremu udało się wypełnić przysłowiowy "Meister-drittel", co przed laty, gdy nie było rankingów, oznaczało granicę oddzielającą wynik przyzwoity od słabego. Po sześciu rundach Mateusz miał 4 punkty i plasował się w czołówce. Niestety w następnych siedmiu rundach wygrał tylko raz, przegrywając pozostałe partie, w których tu i ówdzie stał wcale dobrze. Twardość charakteru i sportowa złość nigdy nie należały do dominujących cech tego zawodnika. Tu widzimy szansę na dalszy postęp w grze.
Debiutanci Tomczak, Stryjecki i Łagowski poddani zostali ciężkiemu egzaminowi. W pojedynczych partiach byli groźni, urywali połówki liderom albo przynajmniej ich porządnie wystraszyli (partia Stryjecki - Kempiński); w końcu dwa zwycięstwa w finale to też coś, bywały w historii mistrzostw Polski wyniki znacznie gorsze. Cała trójka dowiedziała się, jaki dystans ich dzieli od czołówki i gdzie leżą ich główne słabości.
Organizacja turnieju, za którą odpowiadał kierownik szekcji szachowej KS "Polonia" Warszawa p. Marek Bartel, stała na wysokim poziomie. Przedstawiciele sponsora strategicznego (tzn. Polkomtela S.A. - operatora sieci Plus GSM) oraz sponsorów głównych (Siemens Sp. z o. o., Bank Gospodarki Żywnościowej SA i Microsoft Sp. z o. o.) i pozostałych sponsorów (Nokia, firma "Damis", hotel MDM, gmina Warszawa - centrum, Wydział Kultury Fizycznej i Turystyki m. s. Warszawy, Wydział Kultury i Sportu dzielnicy Warszawa Śródmieście) zostali należycie uhonorowani podczas uroczystości otwarcia oraz uroczystości zamknięcia, na których publiczność zgromadzona w Galerii Porczyńskich oklaskiwała przedstawicieli świata sportu, polityki i sztuki.
Dzięki współpracy firm Polkomtel i Cronix partie były na bieżąco pokazywane w internecie. Po zakończonej rundzie cała buchalteria turniejowa oraz esencja turnieju czyli zapisy partii były również dostępne w internecie. Po raz pierwszy w historii mistrzostw Polski link do strony Polkomtela "wisiał" bez przerwy na stronie najważniejszego anglojęzycznego szachowego serwisu czyli TWIC-a. Jest więc pewne, że grę naszych mistrzów i arcymistrzów śledziły tysiące fanów "królewskiej gry" na całym świecie.
Nowy regulamin turniejowy, który nie przewiduje kontroli czasu po 40 czy 50 posunięciach, w istotny sposób wpływa na przebieg gry. Dodawanie określonej porcji czasu po wykonaniu każdego posunięcia likwiduje niedoczasy w najstarszej i najgorszej postaci, kiedy to zawodnikowi typu Jacek Bednarski lub Aleksander Sznapik pozostawała minuta lub dwie na wykonanie 15-20 posunięć i gdy na porządku dziennym były grube podstawienia. Niestety, jest jeden zasadniczy minus. Otóż gdy partia przechodzi w fazę końcową, co ma miejsce właśnie około 40-50 posunięcia, zawodnicy mają na zegarze po 5-15 minut w zapasie. Nie istnieje groźba nieuchronnego przekroczenia czasu, ale jednocześnie zawodnik nie ma najmniejszej możliwości, by w niestandardowej pozycji, nie będącej trywialnym zadaniem technicznym, odkryć studialne, stanowiące nową stroniczkę teorii zakończenie, co wymagałoby poświęcenia 20-30 minut na znalezienie kardynalnie nowego planu gry.
Łatwo przewidzieć, co powiedzą na to znawcy, mający w rękawie mnóstwo pożytecznych rad na każdą okazję. Powiedzą oni, że "takie są wymogi naszej epoki" albo "to wymaga od szachistów lepszej znajomości typowych końcówek" i jeszcze "trzeba pracować".
Agrument pierwszy mało przekonuje, bo zaoszczędzenie jednej godziny czasu przy kilkugodzinnej rundzie jest zwycięstwem cokolwiek pyrrusowym.
Argumenty drugi i trzeci są nie na temat, bo nasze zastrzeżenia dotyczą niemożności rozegrania na przyzwoitym poziomie pozycji niestandardowej, wymagającej twórczej pracy umysłu, której nie da się podzielić na odstępy półminutowe. W efekcie arcymistrzowie, którzy mają okazję do Tworzenia (bez cudzysłowu!) i w debiucie i w grze środkowej, w końcówce mniej lub bardziej są skazani na rolę rzemieślników i stają się podobni do kowala, który rytmicznie grzmoci w kawał metalu umieszczony na kowadle. Z tego walenia może wyniknąć całkiem zgrabna podkowa, ale artystycznie wykonana klinga - raczej nie. Równie absurdalne byłoby ustalenie już na początku partii, że na KAŻDY ruch zawodnik ma, powiedzmy, tylko 4 minuty czasu. Jak fatalny wpływ na poziom gry w debiucie miałoby to, łatwo można sobie wyobrazić.
Miejmy nadzieję, że ta cecha (czytaj - defekt) regulaminu gry bez kontroli czasu zostanie przynajmniej zauważony i poddany dyskusji w gronie zawodników i trenerów.
 
Info: http://szachy.plusgsm.pl/
 
Partie (games)