Wiele lat temu, gdzieś pod koniec lat 1980-tych, zauważyłem w "kultowym" periodyku szachowym "64" kilkuczęściowy artykuł "Zachowane w starym zeszycie". Redakcja przedstawiła czytelnikom zapis cyklu wykładów moskiewskiego mistrza Beniamina M. Blumenfelda (tak, to ten od gambitu!), jakie ów wygłaszał w roku 1934 w szkole szachowej funkcjonującej przy okręgowym Rab-Prosie (nazwa "uniwersytet ludowy" wydaje się dobrym odpowiednikiem). Treść wykładów zanotował nieznany szerzej miłośnik szachów Władimir Fomicz Dubenkow, a po upływie ponad pół wieku zaprezentował swój "skarb" dziennikarzowi poczytnego pisma, które od 1968 roku cieszyło, najpierw co tydzień, później co dwa tygodnie, aż wreszcie raz na miesiąc, dziesiątki tysięcy szachistów lepszych i gorszych w ZSRR i w krajach "demoludu".
Sam opis pierwszego wykładu budzi zdumienie i pokazuje, jak słuchacze Blumenfelda kochali szachy i jak byli spragnieni "żywego słowa" na temat ich ulubionej dyscypliny. Czytajcie i uczcie się:
Wykład powinien rozpocząć się o godzinie siódmej wieczorem. Blumenfeld przybył o dziewiątej, rzucił na stół teczkę wypełnioną literaturą szachową i ogłosił, że jest bardzo zmęczony. Ze swoim asystentem A. N. Czistjakowem udali się do bufetu na herbatę. Zakończywszy czajo-picie, wypaliwszy papierosa, Blumenfeld zagrał jednego lub dwa blitze z Czistjakowem i dopiero wtedy ogłosił o rozpoczęciu wykładu. Nikt, dosłownie nikt ze słuchaczy nie stracił cierpliwości i nie opuścił sali. Blumenfeld miał niezrównany dar wymowy, natychmiast zawładnął uwagą obecnych na wykładzie i trzymał ich w napięciu aż do końca.
Wykłady Blumenfelda poświęcone były rozmaitym aspektom gry środkowej. Wiele z przytaczanych przez niego przykładów do dziś zachowało walory edukacyjne, jednak my - z przekory - zaprezentujemy mały fragment, w którym oratorski zapał poniósł mówcę i gdzie przytoczony na zakończenie morał nie całkiem pasował do materiału szachowego.
Tu dygresja - kiedyś słabi gracze mieli niewielkie szanse, by "przyłapać" znanego mistrza na błędach w analizie, dziś jednak moduły analizujące Fritza, Rebela i innych programów bez litości ujawniają błędy w kombinacjach, które kiedyś należały do złotego "fondu szachmatnogo isskustwa" (czyli - do złotego skarbca sztuki szachowej).
Już w pierwszym wykładzie znalazła się, dziś bardzo znana, pozycja z symultany niemieckiego arcymistrza Richarda Teichmana. Materiał jest bardzo nierówny, a wygrywający manewr składa się również z "cichych" posunięć, bez szachach lub/i bez bicia - takie właśnie kombinacje najlepiej nadają się do obalenia; z pomocą silikonowego pomocnika oczywiście! Komentarze Blumenfelda oznaczamy kolorem czerwonym.
Oto, patrzcie, Teichmann przeprowadził wspaniałą kombinację, lecz żadnego cudu w tym nie ma. Teichmann zrozumiał, że wystarczy usunąć czarnego króla z miejsca i nastąpi koniec. I zmierzał do celu (h6-h7+), zmiatając wszelkie przeszkody na drodze. Hetmana na d8 oddal po to, by skoczek zablokował wieżę na a8. Teichmann pojął istotę pozycji! Teraz jedno ostrzeżenie. Są miłośnicy piękna kombinacji dla samego piękna. A kombinacje należy oceniać nie według ilości poświęconych figur, lecz według idei.
Tyle Beniamin Markowicz Blumenfeld. Analiza komputerowa pokazuje tymczasem, że mówca zasugerował się wynikiem końcowym i nazwiskiem grającego białymi. Szybkie i efektowne zwycięstwo to nie tylko zasługa pomysłowego Teichmanna, lecz również skutek niedoskonałej obrony zawodnika "NN".
W pozycji diagramu 2, zamiast samobójczego 4...bxc4?, konieczne jest 4...Hd4! 5.h7+ Kf7 6.g8H+ Ke7 7.h8H Kd6
Niecodzienna pozycja. Może dalej nastąpić 8.Gxe6 Sdxe6 albo 8.Wg7; w obu przypadkach Fritz ocenia szanse jako w przybliżeniu równe. Niewykluczone, że w samej rzeczy Teichmann "pojął istotę pozycji", ale przy perfekcyjnej obronie nie wystarczyłoby to do zwycięstwa.Tomasz Lissowski
http://szachowavistula.pl/vistula/