Niedawno nabyliśmy książkę węgierskiego arcymistrza Laszlo Szabo "Meine Beste Partien" (Verlag Harri Deutsch, Thun - Frankfurt am Main 1990).
Postać trzykrotnego pretendenta do tytułu mistrz świata (w latach 1950-tych, najwyższa lokata 3-7 w Amsterdamie 1956), siedmiokrotnego mistrza Węgier i jedenastokrotnego uczestnika szachowych olimpiad (debiutował w roku 1935 w Warszawie) jest w Polsce mało znana. Dobrze, że monografia poświęcona wieloletniemu liderowi szachów węgierskich ukazała się już po zmianach politycznych roku 1989, bowiem w innym przypadku na pewno nie poznaliśmy wojennego epizodu z życia arcymistrza.
- Dzień 17 października 1945 roku wrył mi się mocno w pamięć - pisał Szabo. Po trzyletniej niewoli powróciłem znów do Debreczyna. W międzyczasie znacznie "poszerzyłem" swoją wiedzę na temat geografii. W 1942 roku zostałem zmobilizowany do Służby Pracy na froncie wschodnim; oddziały te nie były uzbrojone. W rzeczywistości był to raczej "wędrujący obóz koncentracyjny". Pracowaliśmy w pobliżu linii frontu nad Donem i w styczniu 1943 r. podczas nagłej kontrofensywy wojsk sowieckich dostaliśmy się do niewoli. Nie miałem możliwości skorzystania z precyzyjnej wagi, ale oceniam, że po powrocie waga mojego ciała wynosiła 40-45 kilogramów.
Jak widać, niezwykłe przygody wojenne nie dotyczyły tylko szachistów z Polski, ZSRR czy też Niemiec. Intensywna dieta nie wpłynęła jednak źle na szachistę węgierskiego. Oto próbka jego twórczości, w ulubionym debiucie naszych "bratanków" czyli w obronie Grűnfelda. Pokonany w tej partii Andor Lilienthal, kolega Szabo z reprezentacji węgierskiej z lat przedwojennych, reprezentował w tym czasie Związek Radziecki, ale od 30 lat mieszka znów w Budapeszcie, będąc dziś bodaj najstarszym arcymistrzem na świecie.
http://szachowavistula.pl/vistula/