IDĄC ŚLADAMI GENIALNEGO SZMULIKA (cz. 2)

Jeszcze przed zakończeniem Wielkiej Wojny mały Szmulik Rzeszewski zadziwiał publiczność wielkich miast europejskich, grając partie towarzyskie z silnymi mistrzami i dając symultany. Poniżej opis występu w jednym z klubów szachowych w stolicy Austro-Węgier, cesarskim Wiedniu.

Chłopiec Samuel Rzeszewski, syn kupca mieszkającego w Ozorkowie, powiat Łęczyca w rosyjskiej Polsce, gra od roku w szachy i to gra w sposób, który wręcz budzi podziw. W trakcie partii zachowuje się nienagannie. Nie tylko sam ściśle przestrzega reguł gry, lecz ze swej strony, gdy partner zamierza je naruszyć, grzecznie, lecz stanowczo zwraca mu uwagę. Podczas partii zachowuje całkowite milczenie, nie wykonując żadnego ruchu ręką, który mógłby przeszkadzać partnerowi. I tylko sama jego gra, jego talent kombinacyjny - są tak wybitne, że tutaj w Klubie Szachowym kilku bardzo doświadczonych szachistów było w stanie uzyskać przeciwko niemu tylko remis. Taka pewność u dziecka była aż zaskakująca i niesamowicie oddziaływała na widzów, którzy gęsto tłoczyli się wokół szachownicy, śledząc z zapartym tchem, jak malec ułożył swój plan, zmienił go, gdy przeciwnik odparł atak i swoim kontrposunięciem udaremnił jego zamiar. A wkrótce błysk w jego oczach pod długimi rzęsami pozwolił odgadnąć, że w głowie narodziła się nowa mądra kombinacja. W takich momentach jego drobna ręka wędruje cicho nad oczy; następnie zdecydowanie chwyta figurę i stawia ją energicznie na nowe miejsce – po czym z coraz większą siłą ruch po ruchu do ostatecznego rozstrzygnięcia.

Przy tym nic nie jest w stanie zdekoncentrować młodego gracza. Ani rozmowa widzów oblegających stolik, przy którym toczy się partia, ani uwagi wypowiadane od czasu do czasu przez przeciwnika lub któregoś z kibiców. Na pytania daje cięte odpowiedzi i odpowiada z dużym zaangażowaniem, nie zdradzając jednak swojego subtelnie obmyślonego planu. Ale gdy jest już pewien zwycięstwa, uroczysta powaga znika i chłopiec pozwala sobie na krótkie uwagi, które brzmią tym bardziej oryginalnie, że malec wysławia się w stylu Żyda ze Wschodu. Gdy jeden z przeciwników, który przegrał z nim partię, zapytał, w którym stadium popełnił decydujący błąd, chłopiec odparł leniwie: „Już pierwszy pana ruch był błędem”. Innemu partnerowi, który spytał: „Jak powinienem się teraz ruszyć?”, odpowiedział nie mniej zuchwale przy powszechnej głośno manifestowanej wesołości: „Niech pan się ruszy do domu”. Gdy przedstawiono mu problem do rozwiązania, trzykrotnie zapytał, czy król na pewno znajduje się na właściwym miejscu. W ciągu sekundy zauważył, że w tym miejscu król zagrożony przez wrogiego skoczka znajduje się pod szachem – a więc pozycja jest nieprawidłowa. Starzy szachiści dopiero później zauważyli ten niezamierzony błąd, który chłopiec wykrył natychmiast.

Grę widzowie śledzą, jak powiedzieliśmy, z wyjątkowym zainteresowaniem. Kombinację dziecko wykonuje zawsze po krótkim namyśle. Czasem łączy palce małych rąk, po czym lewa ręka wędruje ku powiece, jak gdyby przez to uzyskiwał lepszy widok, szybko jednak wraca do poważnej gry, a gdy partia zbliża się do końca, chłopiec podnosi się z fotela i teraz uderza figurami w szachownicę głośniej niż dotychczas, aż z jego ust zabrzmi triumfujące: „mat!”.

Zadziwia także, powtórzmy to, jak sześcioletni szachowy artysta błyskawicznie studiuje i rozwiązuje trudne problemy; jak przeprowadza analizę partii, jak wynajduje niuanse i warianty i jak z niewiarygodną szybkością ponownie ożywia na szachownicy partie, które rozegrał przed trzema, czterema tygodniami. Przez dwie godziny mierzył się, jak powiedzieliśmy, w sobotę wieczorem ze znakomitymi wojownikami, a gdy wygrywał, odbywało się to w równie pomysłowy sposób, w jaki bronił się w gorszej partii, wymuszając remis. Po zakończeniu jednej z partii lekarz zmierzył mu puls i nie stwierdził, choćby minimalnego przyspieszenia. Jednak podczas tego wieczoru malec raz się wyraźnie się zirytował; stało się to jednak, gdy jeden z przeciwników zaoferował mu figurę „for”. Urażona ambicja nie pozwoliła ścierpieć takiej insynuacji.

W klubie szachowym, tym elitarnym stowarzyszeniu szachowym Wiednia, gra sześciolatka z rosyjskiej Polski wywołała uzasadniony rozgłos. Ale już wcześniej mały Rzeszewski zyskał sobie uznanie; trzy srebrne medale zdobią sympatyczny marynarski strój, w którym świetnie wygląda. W Warszawie w jednej z partii uzyskał w partii z wielkim szachowym mistrzem Rubinsteinem po 2,5-godzinnej walce remis (Rubinstein wygrał – przyp. Red.). W Krakowie rozegrał kilka symultan, z których wygrał wszystkie, następnie partię z cenionym jako bardzo silny amator księciem Sapiehą. Partia to odbyła się ponad trzy tygodnie temu, a mimo to chłopiec, przypadkowo zapytany, potrafił odtworzyć ją z pamięci aż do rozstrzygnięcia. Do odkrycia jego talentu doszło zwykłą drogą przypadku. Ojciec chłopca jest szachistą. „On się przykłada, ale raczej bawi się w szachy”, uważa malec, który przyglądał się grze ojca już w wieku czterech lat. I pewnego razu zawołał do niego: „Zrób ten ruch, ojcze, to zwyciężysz” – i tak rzeczywiście się stało. Panowie Albin, Fähndrich, profesor Marco, mistrzowie o światowej sławie, którzy nie wyrażają uznania, żeby zrobić komuś przyjemność, opowiadają nam z wyrazami najwyższego podziwu o genialności, z jaką chłopiec w piątek wieczorem w klubie szachowym doprowadził do remisu w partii z jednym ze znakomitych amatorów, którą oni uważali za przegraną.

(„Jüdische Korrespondenz”, 6.09.1917, tłumaczenie – Ireneusz Łukasik)

Po zakończeniu występów w charakterze „cudownego dziecka” w 1923 r. przez następne 10 lat, już jako Samuel Herman Reshevsky, zajęty był nauką, kończąc studia na uniwersytecie w Chicago. Wznowił karierę szachową, a począwszy od występu w Margate w 1935 r. (zwycięstwo nad Capablanką!) był zaliczany do pierwszej dziesiątki szachistów świata. Po raz ostatni wystąpił w meczach pretendentów w r. 1968 (przegrana z W. Korcznojem).

Grając z najlepszymi, Reshevsky nie lubił ryzykować i miał opinię gracza pozycyjnego, uporczywego w obronie i dbającego przede wszystkim o własne bezpieczeństwo (co wcale nie znaczy, że skłonnego do szybkiego remisu). Poniższa partia pokazuje, że w walce ze słabszym przeciwnikiem „geniusz z Ozorkowa” potrafił zagrać jak Morphy albo młody Tal.

S. Reshevsky – A. Vasconcellos [C02]
Boston 1944, US Open
1.e4 e6 2.d4 d5 3.e5 c5 4.dxc5 Sd7 5.Sf3 Gxc5 6.Gd3 Se7 7.0–0 Sc6 8.Gf4 Hc7 9.Sc3 a6 10.We1 Hb6 11.Gg3

11...Hxb2 12.Sxd5 Grając z Botwinnikiem lub Smysłowem, Reshevsky raczej nie odważyłby się na intuicyjną ofiarę.
12...exd5 13.Wb1 Ha3 14.e6 Sf6 15.exf7+ Kxf7 16.Gh4 Niestety inne posunięcia, np. 16.c4 Wd8 (lub 16...Sb4) ani 16.Sg5+ nie gwarantują rekompensaty za figurę.
16...Sb4? Zbyt pospieszna próba uproszczenia pozycji. Lepsze było 16...Gd6 albo 16...Kf8.
17.Se5+ Kf8 18.Gxf6 Sxd3 Po 18...gxf6? 19.Hh5 fxe5 20.Wxe5 i czarne są bezradne.
19.Gxg7+ Kxg7

20.Wxb7+ Ge7 20...Gxb7? 21.Hg4+ i białe matują w kilka ruchów.
21.Hh5 Wf8 22.Hg5+ Kh8 23.Sg6+ Wygrywa również 23.Wxe7 Hxe7 24.Sg6+ Kg8 25.Wxe7.
23...hxg6 24.Hh6+ Kg8 25.Hxg6+ Kh8 26.Wbxe7 i z powodu nieuchronnego mata czarne poddały się.
(1–0).

© Tomasz Lissowski

IDĄC ŚLADAMI GENIALNEGO SZMULIKA (1)

Vistula Chess Monthly

Logo Vistula