Bielawski o komputerach, o Carlsenie i meczu Korcznoj - Kasparow

Dzięki rosyjskiej stronie internetowej „e3-e5” trafiłem na ślad wywiadu, jakiego białoruskiej stronie internetowej PRESSBOL w styczniu tego (2018) roku udzielił arcymistrz ze Lwowa Aleksandr Bielawski (rozmowę przeprowadził dziennikarz Borys Tasman).

Kto nie zna rosyjskiego, niech żałuje! Zawsze uważałem, że opinie byłych (realnych!) pretendentów do tytułu mistrza świata są o wiele bardziej godne uwagi, niż poglądy tych specjalistów, którzy walkę na najwyższym poziomie znają tylko ze słyszenia (Loek van Wely mawia o takich, że oni tylko „myślą, że myślą”). Nawet, jeśli Bielawski dziś nie może wykonać w odpowiednim czasie 40 posunięć z siłą 2600, to pożytecznym jest wiedzieć, co ma do powiedzenia były czterokrotnym mistrz ZSRR i dwukrotny złoty medalista szachowych olimpiad (łącznie „zaliczył” olimpiad aż piętnaście).

Najpierw, czego można było się spodziewać od weterana, Bielawski ponarzekał sobie na komputery.

- One zabijają w społeczeństwie zainteresowanie grą – zawyrokował sławny arcymistrz.
– Znikła aura cudu! Kiedyś mistrzowie świata byli wyrocznią, absolutem. Jeszcze 10 lat temu Kasparow smucił się z powodu przegrania meczu z programem komputerowym. Obecnie nie ma powodu do zdenerwowania – komputer wygra z każdym czempionem. Przy analizie partii beznamiętnie wskazuje błędy arcymistrzów, w jakiej fazie partii były popełnione, w którym ruchu. Niegdyś Tal zaskakiwał rywali nielogiczną grą, wszyscy łamali sobie głowę, jak obalić jego pomysły. A dziś maszyna pokazuje: tak grać nie wolno, to prowadzi do porażki. Znikła czarodziejska magia, znikł powab. Z tego powodu zblakł obraz meczów o mistrzostwo świata, które niegdyś budziły w świecie ogromne zainteresowanie: Botwinnik – Tal, Spasski – Fischer, Karpow – Kasparow.

Zapytany o przyczyny sukcesów Magnusa Carlsena, Bielawski odparł:

- On ma taką przewagę, jaką miał Karpow – w czwartej godzinie gry popełnia znacznie mniej błędów niż koledzy. To u niego chyba wrodzone.

Karpow był bojownikiem do szpiku kości, przy szachownicy dokonywał cudów. Był znakomity w każdej grze umysłowej. Jeśli chodzi o jego próg zmęczenia, to w czwartej godzinie gry, gdy nawet najsilniejsi szachiści z powodu zmęczenia zaczynają mylić się, Karpow grał jeszcze silniej, niż na początku partii. Znam tylko jednego takiego arcymistrza – to obecny mistrz świata Magnus Carlsen.

Dziennikarz pyta:

- Kto w takim razie może odebrać koronę Carlsenowi?

Bielawski mówi:

- Ktokolwiek. Każdy, u kogo poziom zmęczenia będzie występował później, niż u konkurentów.

W dalszym ciągu wywiadu Bielawski opowiedział, jak to w 1983 roku kierownictwo radzieckiej federacji szachowej próbowało wyeliminować dwóch radzieckich pretendentów z grona przyszłych rywali dla urzędującego mistrza świata, czyli Anatolija Karpowa. Nie, tu nie ma żadnej pomyłki – Bielawski twierdzi, że prominentni działacze radzieccy dążyli do tego, by Karpow po raz trzeci spotkał się z powoli tracącym siły Korcznojem (który z etykietką „zdrajcy” przebywał poza granicami ZSRR), a zarówno Bielawski, jak i z dnia na dzień groźniejszy Kasparow stanowili przeszkodę w realizacji tego makiawelicznego planu. Gdyby to się udało zrealizować, mecz Korcznoj – Karpow odbyłby się za granicami ZSRR.

I co z tego? – zapyta ktoś... Bardzo dużo! Wysoko postawione osoby w strukturach radzieckiego sportu otrzymałyby skierowania na długotrwałe delegacje zagraniczne, połączone z odpowiednio wysokimi „dietami” – marzenie każdego mieszkańca z państwa socjalistycznego w warunkach świata podzielonego na dwa zwaśnione obozy (przypomnijmy, że 50 dolarów, przeliczone po kursie czarnorynkowym, dawało wtedy w Polsce równowartość dobrej miesięcznej pensji). Po oczekiwanym zwycięstwie nad „dysydentem” działacze federacji otrzymaliby pochwały od kierownictwa Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego za „skuteczną obronę honoru Ojczyzny”, byłyby nagrody, ordery i awanse. Taki obrót rzeczy nie byłby niemiły również Karpowowi – mecz o mistrzostwo świata, grany poza Moskwą, gwarantował wielokrotnie wyższy fundusz nagród, a trzeci walka (po Baguio i Merano) z Korcznojem winna okazać się spacerkiem.

W zmowie – według Bielawskiego – był prezydent FIDE Campomanes, który w Lucernie z wprawą prestidigitatora „wyreżyserował” losowanie par pretendentów, w wyniku czego w ćwierćfinale spotkali się Bielawski i Kasparow. W ten sposób jeden ze „zbytecznych” pretendentów musiał odpaść – a był nim Aleksandr Bielawski, po przegraniu meczu z Kasparowem w Moskwie w stosunku 6:3.

Następny punkt planu przewidywał „anihilację” Kasparowa. Bielawski mówi:
- Po tym, gdy Kasparow wygrał ze mną, a Korcznoj z Portischem, przed Garrim postawiono kwestię rezygnacji z meczu z Korcznojem. Ale już w listopadzie 1982 roku zmarł Breżniew, a jego następca Andropow awansował lidera z Azerbejdżanu Gajdara Alijewa na pierwszego wicepremiera rządu. Garri poszedł porozmawiać z Alijewem i mecz z Korcznojem się odbył. Kasparow zwyciężył w zdecydowany sposób, a następnie, pokonawszy w finale Smysłowa, stanął do walki z Karpowem. Reszta jest dobrze znana.

Trudno – bez dokładnych badań i studiów - orzec, czy relacja Bielawskiego w stu procentach odpowiada rzeczywistości, czy nie są to wyobrażenia pokonanego arcymistrza, który mimo upływu lat wciąż nie może pogodzić się z utratą życiowej szansy, ale z pewnością nie brzmi ona nielogicznie. Nie stoi też w sprzeczności ze wspomnieniami Kasparowa, który pisał tak:

„Zgodnie z terminarzem mieliśmy się spotkać z Korcznojem w 1983 roku w meczu w Los Angeles. Liczne spory i prowokacje w wykonaniu radzieckich oraz międzynarodowych władz sportowych nie prowadziły do tego, by wybrać miasto, które powinno być gospodarzem tego meczu, lecz do tego, bym przegrał mecz walkowerem. Trudno powiedzieć, co by się stało, gdyby na miejscu Korcznoja był ktoś inny. Nie ma jednak wątpliwości, iż on chciał, by nasz mecz został rozstrzygnięty przy szachownicy, a nie w gabinecie”.

Czy to wszystko jest teorią spiskową, czy też pewną stroniczkę z historii rozgrywek o szachowe mistrzostwo świata trzeba już dziś, po rewelacjach Bielawskiego, napisać od nowa? Czas pokaże. Dzieje naszej dyscypliny zawierają kilka podobnie intrygujących zagadek, które na odpowiedź czekają od dziesiątków lat.

Tomasz Lissowski

Vistula Chess Monthly

Logo Vistula