ID #1873

Kawiarnia giełdziarzy z Królewskiej

http://szachowavistula.pl/vistula/kawiarnianakrolewskiej.htm

 

Na stronie internetowej: http://www.tunguska.pl/gielda-na-krolewskiej/ kompetentny autor ukryty pod pseudonimem „Amarot” pisze: Przedwojenna Warszawa miała swoje małe finansowe city. Były nim okolice placu Bankowego, gdzie mieścił się Bank Polski, siedziba Ministra Skarbu a także najważniejsze, czyli giełda. Polska giełda rozpoczęła działalność na początku XIX wieku. Początkowo mieściła się w Sali Rotundowej gmachu Banku Polskiego, na rogu Elektoralnej i placu Bankowego. Obracano na niej jedynie wekslami zagranicznych miast i papierami procentowymi. Na handel akcjami polskich przedsiębiorstw było zbyt wcześnie, choćby z tego prostego powodu, że w tamtym czasie nie istniała niepodległa Polska. W pewnym momencie okazało się jednak, że bank i giełda nie mieszczą się pod jednym dachem.
W 1879 r. giełda przeniosła się więc na ulicę Królewską 14 do budynku, który miał bujną historię.

Położony on był u zbiegu Marszałkowskiej z Królewską, w miejscu gdzie obecnie znajdują się szklane siedziby biurowców. Pierwotnie stanowił ujeżdżalnię koni, zaś wokół niego stały rzeźby, które potem przeniesiono do Parku Saskiego. W 1876 r. budynek został zakupiony przez Komitet Giełdowy z zamiarem przekształcenia go w nową siedzibę giełdy. Przebudowano go pod okiem słynnego architekta Witolda Lanciego, dodając m.in. ozdobny tympanon na którym umieszczono płaskorzeźbę z godłem Warszawy oraz alegorią rolnictwa, handlu i przemysłu. Nazywano ją zwięźle „dużą forsą”. Nowa siedziba giełdy, choć nie aż tak wielka, sprawiała wrażenie bardzo dostojnej (na zdjęciu). Było to drugie obok absolutnego centrum miasta, czyli skrzyżowania Marszałkowskiej z Alejami Jerozolimskimi miejsce, w którym dorożkarze mogli liczyć na dobrze płatne kursy.
Prawdziwa bonanza ruszyła pod odzyskaniu przez Polskę niepodległości. W 1924 r. wydano rozporządzenie regulujące zasady działania giełdy. Na parkiecie wkrótce potem notowano już akcje prawie 100 spółek, w tym takie cuda jak Warszawskie Towarzystwo Fabryk Cukru czy Zakłady Chemiczne Ludwik Spiess i Syn. Na giełdzie była również notowana Filharmonia Warszawska czy Pomorska Fabryka Kapeluszy. Słowem, przemysł, sztuka i rzemiosło w pełnej krasie! To był czas, gdy ludzką pracę szanowano, czego skutkiem były nadwyżki budżetowe występujące w niektórych latach istnienia II Rzeczpospolitej.

Wraz z biegiem kolejnych lat, wykrystalizowała się też funkcja giełdy. Zaczęła ona stanowić centralne miejsce określenia wartości papierów publicznych, ich wymiany oraz wyrównania. Działalność lokalnych spekulantów, fabrykujących niekiedy informacje o rzekomych przejęciach czy bankructwach nie miała wpływu na całokształt. Warszawska giełda do 1939 r. była ważnym filarem gospodarki. Potem spadły niemiecki bomby, a giełda odrodziła się dopiero w 1991 r. W nowej formie, w budynku dawnego PZPR.

Prosto i zwięźle, dobra robota dziennikarska. Jednak z „naszego” punktu widzenia daleko ważniejsze jest to, że w sąsiedztwie giełdy mieściła się kawiarnia, o której nigdy dotąd żadne polskie media nie informowały, iż był to ważny punkt zborny szachistów warszawskich pod koniec XIX wieku, w epoce dominacji Szymona Winawera, gdy nikt jeszcze nie słyszał o Rubinsteinie, Flambergu i Salwem, bowiem ci wybitni koryfeusze „królewskiej gry” byli albo zbyt młodzi albo – jak Salwe – nie dali się jeszcze poznać jako silni gracze. Pan Luca d’Ambrozio z Bolzano (Italia) przysłał nam odbitkę niezmiernie interesującego artykułu, który ukazał się w wiedeńskiej gazecie „Allgemeine Sport-Zeitung” w dniu 30.09.1888. Krótki tekst podaje mnóstwo szczegółów, opisów, a przede wszystkim nazwisk osób, o których do tej pory nie wiedzieliśmy, że mają jakikolwiek związek z szachami.

O warszawskim życiu szachowym ...

...poniższą, bardzo interesującą relacje dostarczył nam pan Henri Bett. Punktem centralnym dla wszystkich szachistów jest kawiarnia „Giełdowa” (w oryginale – „Cafe de la Bourse” – przyp. T. L.), która znajduje się w środku wielkiego Ogrodu Saskiego. Każdego dnia znaleźć tu można starego mistrza Szymona Winawera, który w uprzejmej formie stara się, by skojarzyć grupy szachistów, rozstrzyga sytuacje konfliktowe, zachęca zmęczonych graczy do aranżowania poważnych partii. Jeśli zagra on sam, to natychmiast wokół niego gromadzi się galeria kibiców. Wśród nich rzuca się w oczy barczysta postać dyrektora opery Rzebiczka, ...

 

Josef Řebiček 1844 Praga 1904 Berlin

...obok niego przeciska się mały Einbild, genialny arbitrażysta (typ gracza giełdowego, wykorzystującego nieefektywność w wycenie aktywów na różnych rynkach – przyp. T. L.).

Na prawo od Winawera widzimy fabrykanta Temlera – nawiasem mówiąc milionera, dalej profesora konserwatorium Schletzera, który z takim samym kunsztem posługuje się pianinem i szachownicą, oraz wielu innych. Szymon Winawer zwykle siedzi nieporuszony, ręce wspierają brodę, z nieodzowną fifką papierosową w ustach. Można strawestować powiedzenie Hamleta „Szachy, Twoim imieniem jest milczenie” (w dramacie Szekspira Hamlet mówi: „Reszta jest milczeniem” – przyp. T. L.), bo Winawer stara się, by zaoszczędzić sobie nawet powiedzenia przeciwnikowi towarzyszącego atakowi słówka „szach”. Gdy jednak Winawer odłoży swoją fifkę, to najczęściej rozpoczyna się szturm. Grzmią i huczą niosące zniszczenie błyskawice jego duszy – nagła i niezrozumiała ofiara wprawia przeciwnika i widzów w zdumienie i wtem okryty wstydem przeciwnik leży powalony.

 

Aleksander Temler (1825 – 1915)

Grób Alexandra Temlera

Zupełnie inny obraz przedstawia sobą drugi stolik, przy którym gra D. Winawer, starszy brat mistrza Szymona, równie jak on silny. Tu krąg widzów jest jeszcze większy, wtedy zwłaszcza, gdy ma on zajęcie z kupcem Bruennerem, któremu od 25 lat zwykł dawać hetmana „for”. (...)

W dalszym ciągu artykułu pojawiają się nazwiska szachistów znanych (Żabiński, Kleczyński, Methal, Landau) oraz nieznanych dotąd w polskiej literaturze szachowej. Autor kończy swój tekst przypomnieniem poematu „Szachy” Jana Kochanowskiego oraz wybitnych mistrzów gry praktycznej końca XIX wieku: Rosenthala i Zukertorta. „Polscy szachiści zasługują na respekt i podziw” – stwierdza Henri Bett, a my zgadzamy się z nim w całej rozciągłości.

Tomasz Lissowski

P. S.

Tekst powyższy domaga się kilku uściśleń. Po pierwsze – „genialny arbitrażysta” Einbild to nie Lucjan Einbild, uczestnik turniejów w Warszawie i Łodzi na początku XX wieku, lecz raczej jego ojciec. Po drugie – nie było w Warszawie kawiarni „Giełdowej” mimo sąsiedztwa giełdy na Królewskiej. Lokal w Ogrodzie Saskim to popularna w Warszawie w II poł. XIX wieku kawiarnia Lourse; widać korespondent wiedeńskiej gazety z „Cafe Lourse” zrobił „Cafe de la Bourse” – brzmi podobnie, ale jednak nie to samo...

T. L.

Tagi: kawiarnia, Królewska

Podobne wpisy:

Nie możesz komentować tego wpisu