ID #1463

EUGENIUSZ FOSTOWICZ ZAHORSKI - SZACHOWY MARATOŃCZYK

     Przedstawienie - w miarę kompletne - sylwetki zapomnianego mistrza szachów warszawskich jest możliwe głównie dzięki pracy profesora Tadeusza Wolszy, który w inauguracyjnym tomiku swego "Słownika biograficznego szachistów polskich" (wydawnictwo DiG, Warszawa 1995) opisał ją na stronach 90-92.

     Eugeniusz Fostowicz Zahorski urodził się na Kresach Wschodnich. Dzieciństwo i młodość spędził w Rosji. W latach I wojny światowej służył w formacjach wojskowych walczących na Dalekim Wschodzie. Po zakończeniu działań wojennych osiadł w Warszawie. W latach II Rzeczypospolitej pracował w urzędach państwowych, był radcą prawnym. (...) Początkowo brał udział w reaktywowaniu działalności Warszawskiego Towarzystwa Zwolenników Gry Szachowej, które w latach 1914 - 1918 znacznie osłabiło swoja działalność. Na początku lat trzydziestych wszedł do grupy działaczy, szachistów i entuzjastów królewskiej gry, którzy powołali do życia Warszawski Klub Szachistów. W 1933 r. Zahorskiego powołano na zaszczytne stanowisko prezesa klubu. Za jego kadencji w siedzibie WKSz przy ul. Wilczej 35 zbierało się nawet 80 miłośników szachów jednocześnie. W kwietniu 1935 roku zarząd WKSz, w którego skład wchodzili: Emil Gross, Paulin Frydman, Jerzy Jagielski, Leon Tuhan - Baranowski, Izaak Towbin, Kazimierz Makarczyk, Jan Kleczyński i Zahorski, doprowadził do otwarcia nowego lokalu przy ul. Marszałkowskiej 66. Inauguracyjną imprezę 9 kwietnia 1935 roku uświetnił swoja obecnością Salomon Flohr. W tym właśnie lokalu radca Zahorski "urządzał swoje słynne maratony szachowe, w których 36 godzin gry bez przerwy nie było niczym nadzwyczajnym" - wspominał ongiś Tadeusz Czarnecki. W latach trzydziestych coraz więcej czasu poświęcał Zahorski popularyzacji szachów. Często grywał w partiach konsultacyjnych, symultanach oraz "popisach" gry "na ślepo". Dbał również o rozwój królewskiej gry w Wojsku Polskim. (...)

Od początku okupacji Warszawy jesienią 1939 roku działalność wszystkich stowarzyszeń sportowych, również szachowych, została brutalnie przerwana. Jednak życie nie znosi próżni i nawet w tamtych nienormalnych warunkach szachiści starali się nie zapominać o swym ulubionym zajęciu.
Jednym z nielicznych świadectw z tamtego okresu jest tekst Henryka Rewkiewicza (1925-1995), który ukazał się w miesięczniku "Szachy" w r. 1987, str. 164-166 pod tytułem "W warszawskiej kawiarni szachowej podczas okupacji hitlerowskiej". Wśród partnerów H. Rewkiewicza niepoślednią rolę odrywał, a jakże, radca Eugeniusz Zahorski.


     Pan Jan Kwieciński, członek zarządu przedwojennego Warszawskiego Klubu Szachowego, za wiedzą pozostałych w stolicy kolegów klubowych, uchronił kilkanaście kompletów figur turniejowych i tyleż zegarów szachowych od zagrabienia przez władze okupacyjne i niedługo później, otrzymawszy "licencję" na prowadzenie kawiarni szachowej w praktyce reaktywował W.K.S. w konspiracji. Klub ten mieścił się w dosyć dużym salonie jego prywatnego mieszkania, na trzecim piętrze w podwórzu starej kamienicy mieszczącej się na rogu ulicy Marszałkowskiej i Hożej. (...) Lokal był praktycznie czynny od godziny 10.00 rano do ... godziny policyjnej, którą zależnie od pory roku i jej represyjnego charakteru bywała godzina 20.00 lub 21.00 (a czasami nawet po jakiejś głośnej akcji podziemia przeciwko hitlerowcom g. 19.00). Znakomite usytuowanie klubu w sercu miasta oraz fakt, że był on otwarty codziennie przez wiele godzin, pozwalało warszawskim szachistom na jakże wówczas pożyteczne zrelaksowanie się przy szachownicy o każdej porze dnia!
     "U Kwiecińskiego" spotykali się więc wszyscy praktycznie liczący się warszawscy lub przebywający w stolicy szachiści, jak np. Przepiórka, Gadaliński, Jagielski, Zahorski, Pytlakowski, Gawlikowski, późniejszy mistrz Tadeusz Gniot (pseudonim "Blicharz"), a także profesor Politechniki Warszawskiej Kazimierz Zarankiewicz oraz prof. Laure. Byli to już najczęściej ludzie w sile wieku, do "młodych" należeli dwaj mistrzowie, a do kilkunastoletnich juniorów należałem wtedy chyba tylko ja i powojenny mistrz Szpotański. (...)

Lokal, w którym codziennie przebywało wielu mężczyzn, nie mógł pozostać niezauważonym dla agentów okupanta. W drugiej połowie stycznia 1940 roku do kawiarni Kwiecińskiego wtargnęło Gestapo i wszyscy przebywający tam szachiści - około 30 osób - wraz z gospodarzem lokalu zostali aresztowani. Byli wśród nich znani mistrzowie warszawscy i łódzcy: Dawid Przepiórka, Mojżesz Łowcki, Stanisław Kohn, Achilles Frydman, Gadaliński, Dzieżbicki, Zahorski, Abkin, Damański, Szulce, Nowiński, Polkowski i inni. Przewieziono ich do budynku Aresztu Śledczego na ulicy Daniłowiczowskiej, na tyłach Placu Teatralnego. Personel Aresztu, jeszcze w dużej części polski, pozwolił uwięzionym na rozegranie zaimprowizowanego turnieju. Atmosfera w celi nie była najgorsza; prawdziwe oblicze okupanta nie było jeszcze znane i wszystkim się zdawało, że lada moment nieporozumienie zostanie wyjaśnione i zostaną zwolnieni.
Była to historia bez happy-endu; wprawdzie po niecałym tygodniu większość szachistów została uwolniona, ale osoby pochodzenia żydowskiego pozostały w areszcie i odtąd wszelki ślad po nich zaginął. Było oczywiste, że zostali zamordowani, ale dopiero kilkanaście lat temu Tadeusz Wolsza wykazał, iż Przepiórkę, Kohna i ich towarzyszy niedoli Niemcy rozstrzelali w Puszczy Kampinoskiej jeszcze na początku 1940 roku. Leżą w bezimiennych mogiłach, pochowani na cmentarzu w Palmirach... Wróćmy jednak do wspomnień Henryka Rewkiewicza.


     Również i "Klub u Kwiecińskiego" szybko stał się jednym z ogniw kulturalnego oporu. Szczególnie od momentu, kiedy zaczęliśmy organizować i rozgrywać nieoficjalne turnieje o mistrzostwo stolicy. (...) Od jesieni 1942 roku do wybuchu Powstania Warszawskiego brałem udział w trzech takich warszawskich turniejach, z których pierwszy i trzeci można obecnie określić jako mistrzostwa Warszawy, a drugi - jako mały turniej treningowy. W turnieju pierwszym, granym w 1942 i 1943 roku uczestniczyło 16 szachistów, jego zwycięzcą został Andrzej Pytlakowski, za którym niedaleko uplasowali się m. in. Gawlikowski, Zahorski, Jagielski. Ja mając wówczas lat 17, a był to mój pierwszy turniej w życiu, byłem bardzo zadowolony z zajęcia ósmego miejsca, co zresztą umożliwiło mi następnie wzięcie udziału w kolejnym, wspomnianym treningowym turnieju pierwszej ósemki.

 
E. Zahorski - S. Gawlikowski [C57]
Warszawa 1943

1.e4 e5 2.Sf3 Sc6 3.Gc4 Sf6 4.Sg5 d5 5.exd5 Sd4 6.Sc3 (6.c3!) 6...h6 7.Sge4 Sxe4 8.Sxe4 b5 9.Gd3 Hxd5 10.Sc3

Zahorski-Gawlikowski

10...Hxg2! 11.Ge4 Hh3 12.f3 (Smutna konieczność. Na zaplanowane 12.Gxa8 następuje 12...Gg4 z wygraną czarnych, np. 13.f3 Hh4+ 14.Kf1 Gh3+ 15.Kg1 Sxf3+ 16.Hxf3 (16.Gxf3 Hd4 mat) 16...He1+ 17.Hf1 Hxf1 mat.) 12...Hh4+ 13.Kf1 Gc5 0-1.
Źródło: T. Wolsza, "Słownik biograficzny szachistów polskich", t. 3, str. 47.

     Trzeci turniej natomiast rozgrywaliśmy w lecie 1944 roku z udziałem bodajże 22 szachistów, liczących się wówczas w stolicy. Został on przerwany na cztery rundy przed planowanym czasem, właśnie z powodu wybuchu Powstania. (...)
     Nigdy nie zapomnę pewnej rundy turniejowej, w której trzy partie mieliśmy rozgrywać w niedzielę rano u radcy Zahorskiego w jego obszernym i pustawym mieszkaniu na placu Krasińskich. Praktycznie zamieszkiwał w nim sam, znajdując zapomnienie w ulubionej grze szachowej, bowiem na samym początku okupacji Niemcy rozstrzelali jego córkę - studentkę za rozlepianie plakatów antyhitlerowskich (ukazało się wtedy chyba pierwsze tego typu obwieszczenie o tej egzekucji na murach naszej stolicy...), a niedługo potem aresztowano jego żonę i zamordowano w Oświęcimiu. Do dzisiaj nie wiem, jak się właściwie uchował sam radca?

Bekanntmachung

     No ale wracając do owej niedzieli... O godzinie dziesiątej mieliśmy rozpocząć grę. Cała nasza piątka stawiła się punktualnie w mieszkaniu radcy Zahorskiego. Ja miałem grać właśnie z gospodarzem. Jak wielka jest pasja szachistów do królewskiej gry! Pół godziny przed rundą w sąsiednim domu wykryto jakiś skład broni czy też tajną drukarnię. Rewizja i tzw. "kocioł" trwały wiele godzin. Plac Krasińskich był mocno obstawiony, a przechodnie przemykali jak spłoszone króliki... Jednak żaden z nas nawet nie zawahał się przed przyjściem na rundę o wyznaczonym czasie, a przecież w zasadzie było to szaleństwo, gdyby np. Niemcy zahaczyli o nasz dom i weszli do tego mieszkania, to nigdy nie uwierzyliby, że jest to zebranie "kółka szachistów"... Swoją partię z radcą zremisowałem. Po południu wracaliśmy do domów już niczym nie zagrożeni - niemieckie budy odjechały.

Kolejny fragment wspomnień Henryka Rewkiewicza nie był nigdy, jak dotąd, publikowany. Maszynopis, sporządzony blisko ćwierć wieku temu, otrzymałem od przyjaciela autora, profesora Andrzeja Kwileckiego z Poznania.

     Również w tym okresie grywałem stale rodzinne partie z moim stryjem Henrykiem, a czasami, szczególnie w lecie, w jego posiadłości w Klarysewie pod Warszawą bywał również radca Zahorski i odbywały się trójmecze. Przypominam sobie, że kiedyś obaj z panem radcą przyjechaliśmy do Klarysewa w sobotę wieczorem i położono nas spać w jednym pokoju, niestety lub na szczęście znajdował się tam komplet szachów na stoliku... Graliśmy przez całą noc, 10 partii z wynikiem 5,5 do 4,5 na korzyść radcy Zahorskiego i dopiero rankiem przywołała nas do porządku stryjenka, ciocia Józia, zapraszając na śniadanie. Po śniadaniu niczym nie zrażeni rozegraliśmy trójmecz ze stryjkiem Henrykiem i dopiero po obiedzie uratowała nas godzinna drzemka.
     Podczas pierwszych po wojnie Mistrzostw Polski w Sopocie (22.VII - 11.VIII) podzielił 15-18 miejsce na 22 startujących (9 pkt), grając bardzo skutecznie przeciwko czołówce; z pierwszą czwórką zdobył 3 punkty (zwycięstwa z mistrzem Polski Bogdanem Śliwą i wicemistrzem Janem Gadalińskim). Warto pamiętać, że Zahorski był najstarszym uczestnikiem tego maratońskiego turnieju, wymagającego od uczestników żelaznej kondycji. Oto zapis jego partii z przedostatniej rundy.

B. Śliwa - E. Zahorski [A53]
5. Mistrzostwa Polski
Sopot (r. 20), 10.08.1946

1.Sf3 Sf6 2.d4 d6 3.c4 Sbd7 4.Sc3 b6 5.e4 e5 6.Gd3 Ge7 7.0-0 0-0 8.b3 Gb7 9.Gb2 We8 10.Hc2 g6 11.Se2 Gf8 12.Sd2 Gg7 13.Wae1 Sh5 14.f4 Sxf4 15.Sxf4 exf4 16.Wxf4 f5 17.Wff1 fxe4 18.Sxe4 Hh4 19.g3 Hh6 20.d5 Gxb2 21.Hxb2 Hg7 22.Hd2 Wf8 23.He3 a5 24.Sg5 Sc5 25.Gc2 Wxf1+ 26.Wxf1 Wf8 27.We1 Gc8 28.a3 h6 29.b4 axb4 30.axb4 hxg5 31.bxc5 bxc5 32.Hxg5 Gf5 33.Gxf5 gxf5 34.Hxg7+ Kxg7 35.We7+ Kf6 36.Wxc7 Ke5 37.Wd7 Wa8 38.We7+ Kd4 39.We6 Wa6 40.h4 Kxc4 41.Wf6 Kxd5 42.Wxf5+ Ke4 43.Wf8 Ke5 44.h5 d5 45.Kf2 c4 46.g4 d4 47.g5 c3

Śliwa-Zahorski

48.h6 c2? (To mogło doprowadzić do porażki. Należało grać 48...Wa2+ 49.Kg3 Wa7 50.g6 c2 z remisem.) 49.Wc8? (Stracona szansa. Po 49.h7 c1H 50.h8H+ Ke4 51.Hh7+ Kd5 52.Hf5+ Kc4 53.Wc8+ białe wygrywają.) 49...Wa2 50.Kg3 (Możliwe również 50.Ke1.) 50...Wa3+ 51.Kg4 Wc3 52.We8+?? (Decydujący błąd. Po 52.Wxc3 dxc3 53.h7 c1H 54.h8H+ jest remis.) 52...Kd5 (Teraz pionek "h" awansuje bez szacha i czarne wygrywają.) 53.h7 c1H 54.h8H Hg1+ 55.Kf5 Hb1+ 56.Kf6 Wc6+ 57.Ke7 We6+ 58.Kf7 Hb7+ 59.Kg8 Wxe8 mat (0-1). Prawdopodobnie największe osiągnięcie w karierze sportowej Zahorskiego.

Po Powstaniu Warszawskim i wyzwoleniu Henryk Rewkiewicz przebywał w Krakowie, dzieląc czas pomiędzy studiami malarskimi w Akademii Sztuk Pięknych i grą w szachy w najbardziej znanym klubie podwawelskiego grodu. Oto kolejny fragment jego nie publikowanych wcześniej wspomnień.

     ...chciałbym jeszcze wspomnieć, jak to w lokalu Krakowskiego Klubu Szachowego objawił się nieoceniony pan radca Zahorski! A więc pewnego mroźnego lutowego poranka, bodajże w roku 1947, kiedy to wstąpiłem do klubu na ul. Basztową i właśnie rozglądałem się po pustawej o tej porze sali za partnerem, energicznym krokiem wkroczył do niej wyżej wspomniany pan radca, który zaraz po zakończeniu wojny osiedlił się w Katowicach i gdzie ożenił się po raz drugi, z bardzo młodą i urodziwą dziewczyną. Zahorski był wtedy jednym z dyrektorów Zjednoczenia Węglowego i miał do dyspozycji samochód. Acz po spaleniu jego mieszkania warszawskiego podczas Powstania nie dysponował na pewno zbyt wielką ilością odzieży, był zawsze bardzo starannie ubrany i miał równo przyczesane siwawe włosy i przyciętą odpowiednio brodę i wąsy. Jednak wtedy w sali KKSz pojawił się wprawdzie nawet w ciemnym garniturze, ale z nieco zmierzwionym włosem, a do tego pod jego okiem widniał pokaźny siniak. Kiedy mnie spostrzegł, przysiadł się do stolika i zaraz po przywitaniu zaproponował rozegranie partyjki...
     Po chwili, kiedy odsapnął, już w trakcie gry zaczął opowiadać:
     Niech pan sobie wyobrazi, że dzisiaj rano, wraz z żoną, moim służbowym samochodem wyjechaliśmy do Krakowa na imieniny kuzynki. Prowadził mój szofer, młody jeszcze chłopak. Szosa była oblodzona i już zaraz za Chrzanowem zobaczyliśmy leżący w rowie samochód. Kilka kilometrów dalej, kiedy zjeżdżaliśmy z jakiejś pokaźnej górki, nasz kierowca wykrzyknął: "I my tak samo!!", po czym przez poślizg nie do opanowania władował nasz samochód na słup. Wybrał zresztą mniejsze zło, bo za słupem była stroma skarpa.... Uszkodzenie samochodu nie było nawet zbyt wielkie, tak że, jak pan widzi, dojechałem do Krakowa, jednak moja małżonka złamała rękę, a ja mam stłuczoną kość policzkową. Właśnie przed chwilą zagipsowali mojej żonie rękę w tutejszym szpitalu i zatrzymali na krótką chyba obserwację; doktor prosił, abym się zjawił za kilka godzin, to wtedy będzie mógł coś dalej postanowić, może ją nawet zwolni, no i sam pan rozumie, co miałem robić, szpital na Kopernika jest tak blisko od waszego klubu!
     Rasowy szachista zawsze znajdzie powód do rozegrania partyjki! Rozegraliśmy ich nawet kilka, już nie pamiętam z jakim wynikiem, ale na pewno były to pierwsze (i niestety ostatnie!) partie, jakie rozegraliśmy po wojnie z moim ulubionym partnerem z okresu okupacji warszawskiej, szanownym panem radcą Zahorskim, bardzo silnym szachistą i czarującym człowiekiem.

Niestety już niebawem jedyny polski miesięcznik szachowy doniósł o niespodziewanym zgonie seniora polskich i warszawskich szachów.

Śp. Eugeniusz Zahorski.
     24 czerwca zmarł w Krakowie Eugeniusz Zahorski, jeden z największych entuzjastów królewskiej gry.
     Urodzony na Kresach Wschodnich, dzieciństwo i młodość spędził w Rosji - częściowo jako zesłaniec polityczny rządów carskich na Sybirze, a następnie przebywał za granicą na wygnaniu. Gdziekolwiek był, wszędzie szukał szachistów i grał namiętnie i niestrudzenie.
     Po pierwszej wojnie światowej zamieszkał w Warszawie. Był jednym z założycieli Warszawskiego Towarzystwa Zwolenników Gry Szachowej. Podczas okupacji był zaaresztowany wraz z innymi przy grze w klubie Kwiecińskiego. Powstanie zastało go w Śródmieściu; ani bomby ani "szafy" nie mogły go zmusić do przerwania gry i zejścia do schronu; przypadek zrządził, że miał w tym czasie godnego partnera, Zygmunta Szulce.
     Po ostatniej wojnie osiedlił się na Śląsku. Należał do najsilniejszych szachistów polskich, o czym świadczą zwycięstwa nad Śliwą, Gadalińskim i Grynfeldem w turnieju sopockim, oraz zdobycie tytułu wicemistrza klubu katowickiego w roku bieżącym.
     Zorganizował na Śląsku Centralną Sekcję Szachową przemysłu węglowego i nakreślił jej plan, którego całkowita realizacja wymaga kilku lat pracy organizacyjnej.
     Odszedł prawy Polak i wielki entuzjasta szachów. Cześć Jego pamięci!

"Szachy" 1947, z. 9, str. II.

Tagi: Eugeniusz Fostowicz Zahorski

Podobne wpisy:

Nie możesz komentować tego wpisu