ID #1577

MISTRZOSTWA EUROPY – KLĘSKA W PLOVDIV

W bułgarskim mieście Plovdiv 31 marca zakończyły się 13 Indywidualne Mistrzostwa Europy. W tym miejscu zacytujemy obszerne fragmenty sprawozdania z imprezy, które arcymistrz P. Murdzia ogłosił na stronie Polskiego Związku Szachowego.

W Plovdiv dobiegły końca Mistrzostwa Europy, w których walka toczyła się zarówno o medale jak i przepustkę do Pucharu Świata. Do Bułgarii łącznie przybyło 348 szachistów, z czego aż 176 z tytułem arcymistrza. Polska była reprezentowana przez 8 zawodników: GM Mateusza Bartla, GM Bartosza Soćko, GM Bartłomieja Macieję, GM Dariusza Świercza, GM Tomasza Markowskiego, GM Roberta Kempińskiego, GM Aleksandra Miśtę i GM Bartłomieja Heberlę. Niestety w ME, z przyczyn osobistych, nie mógł uczestniczyć Radosław Wojtaszek, srebrny medalista ME z roku ubiegłego.

Dodajmy w tym miejscu, że drugim nieobecnym był arcymistrz Kamil Mitoń,

Tegoroczne Mistrzostwa Europy były wyjątkowo silne, bo aż 15 zawodników miało ranking ≥ 2700, a nasz najlepszy zawodnik (Mateusz Bartel) został rozstawiony dopiero z 35 numerem startowym. Wynik praktycznie wszystkich zawodników był zaskakująco nieudany.

Lokaty i dorobek punktowo-rankingowy Polaków były następujące:

M. Nazwisko Imię Pkt. FIDE Ruz. Zm.
51. Bartel Mateusz   7 2665 2637 -3,90
92. Macieja Bartłomiej 6,5 2605 2541 -8,10  
93. Markowski Tomasz 6,5 2610 2503 -13,30
100. Świercz Dariusz 6 2565 2616 +7,80
124. Kępiński Robert 6 2610 2549 -8,80
160. Heberla Bartłomiej 5,5 2525 2563 +8,40
182. Soćko Bartosz 5,5 2647 2473 -24,60
187. Miśta Aleksander 5,5 2587 2443 -20,20



Wyjątkiem był Dariusz Świercz, który jako jeden z dwóch z polskiej ekipy zyskał na rankingu. W walce z zawodnikami na poziomie 2600-2700 radził sobie bardzo dobrze. Ciepłe słowa należą się jeszcze pod adresem Bartka Heberli, który przez długi czas toczył walkę z zawodnikami ≥ 2600 na równi. Dopiero finisz (0 z 2) uplasował go na odległej pozycji.
Najlepiej z Polaków wypadł Mateusz Bartel (51 miejsce), choć trudno ocenić ten wynik w jakikolwiek sposób za satysfakcjonujący, wszak echa ostatnich sukcesów Mateusza (Aerofłot i MP) jeszcze nie przebrzmiały.  No cóż, człowiek nie jest „robotem” i nie jest w stanie za każdym razem pracować na najwyższych obrotach. Szkoda jednak, że spadek formy przypadł na ME.
Nad wynikami pozostałych zawodników wolałbym się nie rozwodzić, bo mówią one same za siebie. Jednak warto mieć świadomość bardzo słabego występu 3 zawodników rozstawionych na początku turnieju z najwyższymi numerami startowymi. Włoch Fabiano Caruana, należący do ścisłej czołówki światowej (7. numer na świecie) zajął w ME dopiero 38. miejsce. Z kolei Azer Shakhriyar Mamedyarov, znajdujący się aktualnie na 13 miejscu listy światowej, wycofał się z turnieju na skutek fatalnej gry i dwóch porażek spowodowanych spóźnieniem i podpisaniem remisu przed dozwoloną liczbą posunięć. Anish Giri, rozstawiony z 4. numerem startowym uplasował się na 91 miejscu.


     Te uwagi, jakkolwiek w ogólności słuszne, wydają się zbyt lakoniczne. Prawda jest taka, że turniej w Plovdiv to wyjątkowo ciężka porażka polskich szachów. Ani jeden z Polaków, w żadnym momencie turnieju, nie pretendował do lokaty gwarantującej awans do Pucharu Świata. Tylko jedna partia polskiego zawodnika (Heberla – Vajda), w której przeciwnik legitymował się wyższym rankingiem, przyniosła sukces Polakowi. Wiadomo, że z silnymi trudno grać na wygraną, ale... tylko jedna wygrana przy wielu przegranych? To wprost niewiarygodne. Macieja i Miśta rozpoczęli turniej od przegranych z niżej klasyfikowanymi rywalami, Markowski zaliczył na początku dwie wpadki, Bartel przegrał w nieznanym zawodnikiem tureckim w drugiej rundzie, Soćko przegrał 4 partie białymi z zawodnikami gorszymi od siebie – pewnie pierwszy raz w życiu.

Arcymistrz Krasenkow, trener kadry narodowej, wyraził opinię, iż:

„ilość silnych zawodników w innych krajach rośnie w tempie większym, niż w Polsce. Obecnie awans do Pucharu Świata gwarantuje wynik rankingowy powyżej 2725, który na razie jest w regularnym zasięgu dwóch naszych zawodników: Radosława Wojtaszka i Mateusza Bartla (pod warunkiem dobrej formy, której w ME zabrakło). Pozostali zawodnicy też mogą taki wynik uzyskać przy dobrej formie, ale również przy odrobinie szczęścia. Aby osiągnąć poziom niezbędny do regularnego awansu do PŚ, a nawet walki o medale ME, ci zawodnicy powinni jak najczęściej grać z czołówką europejską (ranking 2700+) poprzez udział w najsilniejszych turniejach otwartych oraz w drużynowych zawodach zagranicznych na jak najwyższych szachownicach z meczach z najsilniejszymi drużynami. (...) Należy zachęcić kluby do wysyłania na ME oraz najsilniejsze turnieje otwarte młodych zawodników, stanowiących zaplecze reprezentacji (ranking 2550-2600) w tych samych celach szkoleniowych. Obecnie ci zawodnicy mają mało szans na spotkanie się z czołówką europejską w turniejach szachów klasycznych”.

     Trudno uznać te słowa za wystarczającą diagnozę dyspozycji sportowej naszych reprezentantów. Mamy nadzieję, że może na wewnętrz-związkowy użytek trener kadry opracuje bardziej wnikliwą analizę startu w Plovdiv. Dlaczego w innych krajach przybywa szybciej silnych zawodników? Czego brakuje u nas w Polsce? Dlaczego wszyscy nasi arcymistrzowie grali w Bułgarii słabo? Co oznaczają tak poważne straty rankingowe? Czy zawiniła niedostateczna aklimatyzacja? Złe warunki hotelowe i wyżywienie? Braki kondycyjne? Czy daje się określić, co było przyczyną zaskakujących porażek w początkowych rundach?

Takie pytania nie padają w komunikacie związkowym, siłą rzeczy nikt nie poszukuje odpowiedzi. Bez należytej analizy kierownictwo PZSzach będzie skazane na domysły.

     Warto jednak podać parę faktów na obronę naszych arcymistrzowskich szeregów. W turnieju w Plovdiv stanęła na starcie niespotykana ilość świetnych zawodników z Rosji, Ukrainy, Armenii, Gruzji i Azerbajdżanu. Ten turniej to – mówiąc żartobliwie – otwarte mistrzostwa byłego ZSRR. W pierwszej czterdziestce Rosjanie zajęli jedną trzecią miejsc – przekonywujący dowód na kolosalny potencjał szachów rosyjskich, którego nie osłabiły przemiany polityczne ani upadek mecenatu państwowego. Dla kontrastu – notujemy całkowity upadek szachowego wyczynu w państwach bałtyckich, które pod tym względem upodobniły się do Skandynawów – wyjątkiem jest naturalnie genialny Magnus Carlsen, za którego plecami nie ma żadnego Duńczyka, Islandczyka, Szweda, Norwega ani Fina, kompletna pustka! Może po prostu polskie szachy ulegają skandynawizacji?

     W Plovdiv nie brakowało wielkich przegranych. W raporcie Piotra Murdzi padły nazwiska Caruany, Giriego, Mamediarowa. Równie źle grali: Navara, Postny, Sutovsky, Areszczenko, Graczew.... Gdyby w turnieju musieli grać wszyscy zawodnicy z czołówki listy rankingowej, podobnych spektakularnych porażek byłoby znacznie więcej.

     Dzisiejsze szachy są bezlitosne. Możliwość nieustannego treningu via internet, błyskawiczny obieg pełnej informacji szachowej, pomoc programów komputerowych podczas przygotowania.... zawodnik, który na kilka miesięcy zaprzestanie treningu, musi liczyć się z tym, że już nigdy nie odrobi zaległości.

     Nasza kadra trochę się nam postarzała. Wielokrotni olimpijczycy Markowski, Macieja, Kępiński i Soćko muszą walczyć z zagranicznymi przeciwnikami młodszymi od siebie o 10, 15, 20 lat (Niżnik !). Czy znajdą w sobie jeszcze siłę, by z „klęski bułgarskiej” (dla miłośników historii - replika przegranej bitwy z Turkami pod Warną) wyciągnąć konstruktywne wnioski i znów ucieszyć rodzimych kibiców dobrą grą na kolejnych olimpiadach i mistrzostwach kontynentu? Mamy uwierzyć pseudo-znawcom, którzy sami nie potrafiąc rozegrać ani jednej partii bez podstawienia figury wieszczą, iż nasza kadra to ludzie wypaleni, którzy już przekroczyli punkt kulminacyjny swoich możliwości sportowych? Ale może powody ekonomiczne powodują, że w Polsce grać w szachy na najwyższym poziomie po prostu się dziś nie da? Może nieuchronna jest „skandynawizacja” polskich szachów – zanik szachistów wyczynowych, ucieczka młodzieży z klubów po przekroczeniu wieku juniora, szachy traktowane jako forma relaksu (jak grilowanie albo gra w kometkę) po nauce albo pracy, spadek w klasyfikacji olimpijskiej do trzeciej dziesiątki na świecie? Jedno jest całkowicie pewne – czas da odpowiedzi na te pytania.

Tagi: 2012, Mistrzostwa Europy, Plovdiv

Podobne wpisy:

Nie możesz komentować tego wpisu