Historia, którą opowiem, zajmowała mnie - z przerwami oczywiście - przez 6 lat i
zakończyła powrotem do punktu wyjścia. Nie był to jednak czas stracony; dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy,
poznałem kilku nadzwyczaj interesujących ludzi, a nawet nieco wzbogaciłem, zarówno w sensie dosłownym
(wyjaśnię to nieco później) jak i w przenośni. Przejdźmy jednak do meritum.
W dzisiejszym sporcie, skomercjalizowanym, przeżartym aferami korupcyjnymi i toczonym
przez "trąd XX wieku" czyli doping, coraz mniej miejsca pozostaje dla zasad
fair play - czystej gry. Jedyne, co nam pozostaje, to narzekać na istniejący
stan rzeczy i wspominać stare, dobre czasy. Czynił tak Władysław Litmanowicz w swoich "Nowych dykteryjkach i
ciekawostkach szachowych" (Warszawa 1983, s. 275-277) snując zajmującą opowieść z morałem:
W czasie wielkiego turnieju międzynarodowego, rozegranego w
Londynie w 1922 r., zdarzył się niezwykle rzadko spotykany przypadek
eleganckiego i sportowego zachowania jednego arcymistrza wobec
drugiego. Nie bez znaczenia zapewne był fakt, że tym drugim - był
mistrz świata.
Partia Capablanca - Vidmar przebiegała pod znakiem przewagi
białych. Grano wówczas w tempie 20 posunięć na godzinę i po 4 godzinach
partię odkładano. Partia została przerwana w pozycji, w której białe
miały jakość i pionka więcej. Czarne mogły spokojnie partię poddać, ale
Vidmar zapisał posunięcie. Gdy oddał on kopertę sędziemu,
Capablanca zwrócił się do Vidmara z zapytaniem, jak ocenia wytworzoną
pozycję. Ten odpowiedział, że raczej liczy się z przegraną, ale pragnie
jeszcze pozycję przeanalizować i jeśli przekona się o beznadziejności
dalszego oporu - partię podda.
Po dwugodzinnej przerwie dogrywano niezakończone partie. Vidmar
zjawił się na dogrywkę. Ponieważ to on właśnie zapisał posunięcie,
sędzia uruchomił zegar Capablanki, który z nieznanych powodów był
nieobecny.
Odczekawszy chwilę Vidmar począł spacerować po sali turniejowej i
przyglądać się innym dogrywanym partiom. I tak czas mijał, a Capablanca
wciąż się nie zjawiał. W ten sposób minęła godzina. Vidmar pochłonięty
był całkowicie jakąś obcą partią, gdy w pewnym momencie podszedł do
niego sędzia turnieju i szepnął: "Za chwilę
opadnie chorągiewka na zegarze Capablanki".
W swych wspomnieniach ("Pol stoletja ob śahovnici", Lublana 1951
r.) Vidmar pisze, że w mgnieniu oka zorientował się, co mogło się
zdarzyć. Rozmowa z Capablanką przed dwiema godzinami toczyła się w
języku francuskim, którym mistrz świata władał nie najlepiej. Mogło
więc nastąpić nieporozumienie, skoro w toku tej rozmowy Vidmar
wspomniał o możliwości poddania partii.
Ze swej strony pragnę dodać, że otrzymanie całego punktu w pozycji przegranej na pewno nie przyniosłoby Vidmarowi chwały.
Jugosłowianin począł przedzierać się przez licznie zebranych kibiców do swego stolika. Istotnie - do opadnięcia chorągiewki pozostawały sekundy. Vidmar zdążył jednakże przewrócić swego króla i zawezwać sędziego. W tym momencie chorągiewka na zegarze Capablanki opadła, ale... czarny król zajmował horyzontalną pozycję. Fakt poddania partii przed momentem kontumacji był bezsporny. Zwycięstwo zaliczone zostało nieobecnemu Capablance.
* * * *
W 14 lat później, w czasie uroczystego otwarcia wielkiego turnieju
międzynarodowego w Nottingham (1936 r.), prezydent Angielskiej
Federacji Szachowej, przedstawiając publiczności arcymistrza Vidmara,
powiedział: "Oto prof. Milan Vidmar, szachista, który wykonał
najbardziej fair posunięcie na ziemi angielskiej w całej historii
angielskich szachów" (The fairest move ever played in England).
Tyle Władysław Litmanowicz. Zanim przejdziemy do dalszego ciągu,
pragnę odnotować pewien szczegół: autor ani słowem nie wspomniał o tym,
jaka była reakcja Capablanki na wydarzenia w Londynie A. D. 1922 oraz
podczas pamiętnego otwarcia turnieju w Nottingham, gdzie Kubańczyk
przecież startował.
Od wielu lat przyjaciel mojej rodziny, pan Jerzy Suboczewski z
Bethesdy (stan Maryland w USA) przysyła mi niestrudzenie wycinki kącika
szachowego z wielkiej gazety "The Washington Post". Bardzo długo kącik
ten był prowadzony przez znanego arcymistrza Larry'ego Evansa i dopiero
względnie niedawno weterana zastąpił w obowiązkach
edytorskich arcymistrz Lubomir Kavalek, niegdyś reprezentant
Czechosłowacji, od czasów sierpniowej argesji wojsk Układu
Warszawskiego na jego ojczyznę przebywający w USA. Treść rubryki z 21.
08. 1993 roku, jeszcze pióra L. Evansa, stanowiła dla mnie niemałe
zaskoczenie. Arcymistrz pisał:
Niektórzy ludzie pamiętający stare czasy piętnują nieuczciwe
postępki obecnej generacji i nie bez dumy podkreślają sportową postawę
dawnych mistrzów. Te sentymentalne bzdury powtarzane są przez
Aleksnadra Kostjewa w jego książce "Od początkującego do eksperta w 40
lekcji", w której stwierdza on:
"Podczas londyńskiego turnieju międzynarodowego w 1922 r. arcymistrz Milan Vidmar odłożył partię z Jose Capablanką
w przegranej pozycji"
Evans za Kostjewem przytoczył skrót historii, którą poznaliśmy z
relacji W. Litmanowicza, by zakończyć swój felieton następująco:
To prawda, że Capablanca zajął w tym turnieju pierwsze miejsce z
wynikiem 13 (z 15), dalej był Aleksander Alechin, Nemezis Capablanki
(11,5), a trzeci Vidmar (11). Lecz cała historia jest nieprawdziwa, to
piękna bajka, ponieważ partia nigdy nie była odłożona. Zarówno wtedy,
jak i teraz, istniały i istnieją tylko dwa rodzaje przegrywających: źli
sportowcy i dobrzy aktorzy.
Tekst Evansa podziałał na mnie niczym uderzenie obucha w głowę.
Partia Capablanca - Vidmar wcale nie była odkładana? Szybko zajrzałem
do książki Wasilija Panowa "Capablanca" (Moskwa 1970, s. 171-173) i
upewniłem się, że radziecki autor, ongiś czołowy "kapablankista" w
państwie - szachowej potędze numer jeden, nic nie wspominał o
odkładaniu partii i sportowym postępku Vidmara.
Wydawało mi się, że trafiłem na kolejny znakomity temat z cyklu
"Autor się myli". Odbezpieczyłem długopis i przystąpiłem do pisania
artykułu, by "dać odpór". Jednak już po kilku zdaniach ogarnęły mnie
wątpliwości.
- Przecież Litmanowicz powołuje się na książkowe wspomnienia samego Vidmara - mówiłem sobie.
- Czy to możliwe, aby nasz zasłużony autor nie widział na oczy wspomnień arcymistrza z profesorskim tytułem
i pechowo wsparł się na cudzych, grubo przesadzonych?
Kluczem do rozwiązania tego problemu mogła okazać się książka
Vidmara. Po dwóch miesiących zdobył ją dla mnie Paweł Kerntopf, dobrze
wszystkim znany dziennikarz szachowy "Gazety Wyborczej" i "Panoramy
Szachowej". Przekartkowałem ją (było to niemieckie tłumaczenie
zatytułowane "Goldene Schachzeiten" - Złote Szachowe Czasy - a wydane
przez wydawnictwo Walter de Gruyter & Co w Berlinie w 1961 r.) i na
stronach 134-136 znalazłem opis całego epizodu: nieobecność Capablanki
na sali gry, bieg Vidmara do własnej szachownicy i nieco teatralne
przewrócenie własnego króla. Arcymistrz wspominał również, a jakże,
uroczystość rozpoczęcia
turnieju w Nottingham w 1936 roku i zacytował w oryginalnym brzmieniu
zaszczytne słowa, wypowiedziane tam pod jego adresem:
"and here is, ladies and gentleman, the man who played the fairest move ever seen in England"
W ten sposób, po wykluczeniu W. Litmanowicza z "grona
podejrzanych", pozostawało rozstrzygnąć, czy fantazjował Milan Vidmar,
wspominając po latach swoje młodzieńcze przewagi, czy też ironia L.
Evansa była podyktowana li tylko niewiedzą, a jego efektowna maksyma o
dwóch rodzajach przegrywających oznaczała trafienie kulą w płot. Nie
chciałem pogrążyć się w jałowych spekulacjach, wysłałem więc list do
Ameryki!
(koniec cz. 1.)