ID #1975

ELPER – SĘDZIA TURNIEJU W GETCIE

http://szachowavistula.pl/vistula/elpersedziaturniejuwgetcie.htm

 

Nazwisko „Elper” nie jest całkiem obce miłośnikom historii szachów. Cofnijmy się do czasów mocno odległych. W lutym i marcu 1931 r. w Polsce przebywał Akiwa Rubinstein. Sławny arcymistrz z uwagi na znane problemy zdrowotne znajdował się w trudnych warunkach materialnych, dlatego seria symultan w największych ośrodkach szachowych kraju (Warszawa, Łódź, Katowice, Królewska Huta, Wielkie Hajduki, Sosnowiec, Kraków, Tarnopol, Lwów, Częstochowa, Lublin, ponownie Warszawa i Poznań) była pomyślana przez organizatora, czyli Polski Związek Szachowy, z jednej strony jako sposób na popularyzację „królewskiej gry”, z drugiej zaś – jako metoda poprawienia kondycji finansowej najlepszego polskiego szachisty wszechczasów.
W lokalu Warszawskiego Towarzystwa Zwolenników Gry Szachowej arcymistrz zmierzył się z trójką konsultantów, wśród której znajdował się Samuel Elper, wieloletni znany „sponsor” warszawskich mistrzów, właściciel Domu Handlowego przy ul. Żurawiej 24A, a nade wszystko – potentata w branży skórzanej.


Rubinstein – Elper, Najdorf, Towbin [D05]
Warszawa 1931

1.d4 Sf6 2.Sf3 e6 3.Sbd2 d5 4.e3 c5 5.a3 Rubinstein ze zmiennem powodzeniem używał tego posunięcia na turniejach.
5...cxd4 6.exd4 Sbd7 7.Gd3 Gd6 8.0–0 0–0 9.We1 zaczyna się walka o punkt e5.
9...Hc7 10.He2 b6 11.Se5 Gb7 12.f4 Wac8 13.c3 Wfd8 bezcelowe.
14.Sdf3 Wf8 groziło 15.Sxf7 Kxf7 16.Sg5+ i biale wygrywają.
15.Sg5 Wce8 w dalszym ciągu groziło poświęcenie skoczka na f7
16.Hc2 Se4! ponieważ po 16...h6 następuje 17.Sgxf7 Wxf7 18.Sxf7 Kxf7 19.Gg6+ z wygraną pozycją dla białych, a po 16...g6 białe inscenizują bardzo silny atak za pomocą 17.h4, czarne decydują się na poświecenie piona, aby tym sposobem zlikwidować nacisk białych figur na skrzydle królewskiem.
17.Sxd7 Hxd7 18.Sxe4 dxe4 19.Gxe4 Gxe4 20.Wxe4 f6! 21.a4 e5 22.fxe5 fxe5 23.Ge3 Hf5 24.d5 Wf6 25.h3 Wef8 26.a5 Wg6 27.axb6 axb6 28.Kh2 Ge7 29.c4 Gh4 30.b4 Gg3+ 31.Kh1 31.Kg1 Gf4 z podwójną grożbą bicia na h3 i e3, i po 32.Gxf4 exf4
A) 33.Wa8 aby na 33...Wxa8 zagrać (33...Wxg2+! czarne tez odpowiadają zadaniowym ruchem 34.Kxg2 Hg6+ i wygrywają) 34.We8+;
B) 33.We2 jeżeli białe robią zadaniowy ruch 33...Wxg2+! (33...Hf6 34.Wf1 Hd4+ 35.Wef2 f3 z lepszą grą dla czarnych) 34.Kxg2 Hg6+.
31...Wh6! 32.c5 białe zbyt lekceważą atak czarnych, należało grać 32.Wc1 i wówczas prawdopodobnie białe mogłyby się obronić, zachowując dobre szanse na wygraną.
32...Wff6!

33.cxb6? Decydujący błąd, wskutek którego białe przegrywają, konieczne 33.Wa8+ i remis przez wieczny szach.
33...Wxh3+! 34.gxh3 Hxh3+ 35.Kg1 Gf2+ 0–1
komentarz: I. Towbin, „Świat Szachowy” nr 4, kwiecień 1931.

Ze wspomnień mistrza międzynarodowego Romana Grąbczewskiego:

Bywało, że bogaci amatorzy brali udział w partiach konsultacyjnych, „pomagając” grać znanym mistrzom. Jednym z pierwszych szachistów, jakiego poznałem, był Samuel Elper, przedwojenny bogaty fabrykant, zapamiętały gracz na stawkę. Gdy się spotykaliśmy, mawiał: „Bardzo przepraszam, ale mogę grać tylko po 5 złotych partia. Przed wojną grałem o stawkę 20 razy większą, ale zostałem zrujnowany, nie stać mnie na więcej”. Kiedyś przeczytałem, że na początku lat 1930-tych Elper uczestniczył w partii konsultacyjnej z Akibą Rubinsteinem, gdy ten, mieszkając już wówczas na stałe w Belgii, przyjechał na występy do Warszawy. Zapytałem: „Panie Samuelu, czy to pan grał partię z Rubinsteinem?”
„Tak” - odparł Elper - "to ja! Oprócz mnie przeciwko arcymistrzowi grali Najdorf i Towbin. Jak dziś pamiętam, w końcówce wieżowej zaproponowałem: A może by wieżą tu?, a Najdorf kiwnął głową i powiedział: Można. I zagraliśmy to moje posunięcie.”
Dodam jeszcze, że Elper finansował całe przedsięwzięcie, o którym w swoim czasie (luty 1931) było w Warszawie głośno.


Samuel Elper był współwłaścicielem fabryki na ul. Nowolipie 44, gdzie produkowano obuwie i wyroby rymarskie oraz garbowano skóry. Elper, obywatel wyznania mojżeszowego, nie był tylko człowiekiem zamożnym, jakich w końcu nie brakowało w stolicy Polski, on był milionerem!

Ulica Nowolipie widziana od strony ulicy Smoczej w kierunku Karmelickiej, po lewej kamienica nr 44 – stan przedwojenny.

Ta dobra passa skończyła się we wrześniu 1939 roku. O jego dramatycznych przeżyciach w czasie okupacji niemieckiej dowiadujemy się z dokumentu „Relacja 301-2277”, zachowanego w archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego; dokument ten był wzmiankowany w książce Pawła Dudzińskiego „Szachy wojenne” (Ostrów Wielkopolski 2013).

 

Z e z n a n i e

Elper Samuel, ur. 1890 w Mińsku Litewskim.
W 1939 r. mieszkał w Warszawie, Lwowska 7.
Obecnie mieszka: Warszawa, Al. Jerozolimskie 93 m. 4.
Zawód: garbarz.

Do wybuchu wojny mieszkałem w Warszawie, byłem właścicielem garbarni. Prowadziłem duże interesy, byłem dostawcą skór dla wojska. Byłem w otoczeniu nieżydowskim. Nigdy nie interesowałem się sprawami społecznymi, jednak spełniałem swój obowiązek Żyda i wykupywałem „Szekel”. Z wybuchem wojny ulokowałem moje skóry w firmie „Pfeifer, Temler i Szwede”, przez co byłem niezależny, a sam uciekłem autem pod Równe. Rodzina została w Warszawie.
2 października wróciłem do Warszawy. Zetknąłem się z moim dawnym przyjacielem – Bermanem, radcą gminy w Warszawie i za Jego namową udałem się na posiedzenie gminy, które się odbyło 20. lipca 1940 roku. W gminie byli zebrani Żydzi, którzy przed wojną płacili roczny etat gminny od l000 zł. wzwyż. Trzeba było jednorazowo wnieść sumę roczną, gdyż Niemcy żądali kontrybucji, a kasa gminna była wypróżniona przez Niemców. I kontrybucja w wysokości 400.000 zł. była wpłacona 5 i 6 października 1939 r., nastąpiła druga kontrybucja w końcu października i trzecia w listopadzie.
Przy wpłaceniu tej sumy zwróciłem uwagę na niesłuszne podejście, gdyż byli już inni bogacze. Przeprowadziłem się w międzyczasie na Mokotowską 46a. Do naszego domu wprowadziło się gestapo, a to naprowadzało największy lęk.
30. listopada 1939 roku ukazało się zarządzenie o opaskach. Córce mojej wydawało się niemożliwe podporządkować się temu zarządzeniu i wyjechała do Rosji. 13 września 1940 r. wyrzucili mnie w pół godziny z mieszkania i przeniosłem się na teren przyszłego getta. Od 20 czerwca l940 r. często bywałem w gminie w sprawach gospodarczych. Sprawy podatkowe były związane z trudem odszukania nowych bogaczy. Hitlerowcy udzielali wtedy Żydom rozmaitych koncesji i rozprowadzenie tych spraw żądało częstych zebrań. W niemieckiej prasie ogłoszono zjazd niemieckich lekarzy i mieli rozstrzygać, jak zapobiec zarazie, która rzekomo idzie od Żydów. Frank nazwał Żydów „Ungeziffer” (stonogi). Szła nagonka na Żydów i było to preludium do zamknięcia getta. Jeden miesiąc dali na zamianę mieszkań z chrześcijanami. 1/XII 1940 r. getto zostało hermetycznie zamknięte. Od 1 - 15 grudnia gmina dawała przepustki na przejście na stronę aryjską. Potem przepustki zaczęła wydawać Transferstelle.
Transferstelle było potrzebne ze względu na handel, jaki Żydzi jeszcze prowadzili. Transferstelle została wyposażona przez gminę żydowską, na czele stał Bischoff, sadysta, kanalia. Był to Austriak, mówił po polsku. Przed wojną mieszkał i pracował w Polsce. Bischoff podlegał Schönowi, który był przedstawicielem Fischera, Schön często przyjeżdżał pijany do Czerniakowa, aresztował go i nawet bił. Heinrich był łagodniejszy i gdyby nie on, to byśmy zginęli z głodu. Żywność dla getta przychodziła również przez Transfer. Żywność była naturalnie w minimalnej ilości dostarczana i szedł szmugiel l) wylotami, 2) tramwajami i 3) murami.
Z Czerniakowem pracowali radcy gminni. Każdy radca miał swój dział, Berman – finansowy, Gliksberg – apteki, Kaminer – cmentarze, Kobryner – opieka społeczna, Milejkowski - szpitale, Gepner, Sztolcman, Grasborg, Winter, Graf – żywnościowy, Rozen – batalion pracy, Jaszuński – ........, prof. Bałaban – oświatę. Zastępcą Czerniakowa był Lichtenbaum, szefem zaopatrzenia był Gepner, człowiek kryształowo czysty, który po wzięciu Warszawy był osadzony na Pawiaku, jako zakładnik polski. Prof. Bałaban i Gepner byli w gminie uroczyści i dodawali nam otuchy. Bałaban mówił: „jaka różnica, jak długo pożyjemy”, „Al kidusz haszem to nie strach i nie wstyd”.

(Uwaga od redakcji:

Żydzi którzy stali przed wykonywaniem wyroków śmierci, często nad otwartymi grobami, podnosili ręce w kierunku nieba i wołali modlitwę „Szma Israejl Adinaj Eloheinu, Adonaj Echad”, co znaczy w tłumaczeniu na polski: „Słuchaj nas Izraelu, nasz Boże, nasz Boże jedyny”.
Według tradycji żydowskiej, ci którzy oddali życie za to, że są Żydami, za to, że są wierni tradycji i wierze żydowskiej, są uważani że zmarli „al kidusz Haszem”, co znaczy „Za świętość Boga”. U Żydów nie ma innych świętych poza tymi.

      Tulo Schenirer

koniec noty redakcyjnej).

1.12.1939 utworzyło się od razu Ordnungsdienst. Przedwojenny inspektor policji polskiej Szeryński – Szenkman stanął na czele OD.
Były trzy rodzaje policjantowi: 1) gestapowcy – First, Hendel; byli to łącznicy z gestapo, 2) tacy, co robili interesy – 80% policjantów, 3) tacy, którzy chcieli się ukryć pod czapką – 17%.
„Trzynastka” (Leszno 13) był to element wybitnie szkodliwy, bo pisali meldunki do władz niemieckich. Kon i Heller również wysługiwali się Niemcom, ale opinia o nich była rozmaita. Oni pomagali Żydom religijnym. Za ich zasługi Niemcy im dawali olbrzymie koncesje w getcie, jak sprowadzenie Żydów z łódzkiego getta, autobusy itd.
Zaczęły się wsiedlania Żydów z innych miast i miasteczek do warszawskiego getta. Nędza rosła w getcie z godziny na godzinę, bo trzeba było wyżywić daleko powiększona ludność. Ludność wsiedloną trzeba było rozlokować. Tworzono punkty dla wsiedlonych albo dosiedlano do rodzin. Żydzi z małych miasteczek stali się ciężarem gminy, chociaż często mieli pieniądze, ale chowali, bo nie wiedzieli, jak długo będzie trwała gehenna. Gmina musiała szukać środków na wyżywienie tego potężnego środowiska żydowskiego, a więc wydawała koncesje na targowiska, założyła niefortunną spółkę z aptekarzami itd.
Szefem Arbeitsamtu był Rozen, radcą prawnym Goldfajl, radcami – Aronson, Merenholc. Był też czynnik społeczny przy Arbeitsamcie, do którego wchodził jeden człowiek z komisji i branżyści razem wymierzali wysokość podatków. Jeżeli ktoś był niezadowolony z wymiaru, była na to komisja odwoławcza. Do komisji odwoławczej należał Elper, Rechthand, Piżyc i wielu innych. Ubodzy Żydzi chętnie szli na pracę do Niemców, chociaż byli nieraz katowani, ale dostali utrzymanie. Na utrzymanie tych robotników musieli płacić Żydzi, którzy do pracy nie szli. Wysyłano ludzi do Łowicza, do niwelacji łąk i na rozmaite inne placówki pracy. Były stałe incydenty między komisją i petentami. Robotników trzeba było ubrać i wykarmić, do tego były stworzone trzy komisje: 1) zaopatrzenia, 2)wyżywienia 3) opieki nad rodzinami. Bardzo czynnym w opiece rodzinami był dr Szyper. Często odbywały się posiedzenia u Rotblata z Szyperem. Robotnicy zarabiali 10 zł. dziennie, a wyżywienie przydziałowe kosztowało 4 zł. dziennie. Za robotę płaciło Transferstelle.
31 stycznia l941 roku Gmina dostała listy, żeby na 6.II. były gotowe warsztaty szewskie, krawieckie, rymarskie, stolarskie i kuśnierskie. Było to technicznie niewykonalne w tak krótkim czasie zorganizować tyle warsztatów. Grasberg był chory i mnie przypadło zająć się tą sprawą. Gmachy na warsztaty były po Polakach i Żydach, trzeba było maszyn i ludzi. Oni grozili rozstrzałem i kontrybucją, gdyby na czas nie były przygotowane warsztaty. Mój warsztat rymarski był wzorem szybkiego zorganizowania warsztatów. Chodziłem po cholewkarzach i namówiłem ich, żeby razem ze swoimi warsztatami przenieśli się do czystego i ciepłego lokalu. Z majstrami i czeladnikami zabrałem ich na Leszno 70. Kuchnia już była na miejscu. To samo zrobiły potem warsztaty na Śliskiej, Stawkach, Lesznie i Nowolipiu. 6. II. przyjechała komisja niemiecka z Czerniakowem, Jaszuńskim i Orleanem do mojego warsztatu i uważali, że wszystko jest w porządku. Robotę Niemcy dali dopiero w maju. Do maja ludzie pracowali prywatnie – „Jüdische Produktion”. Robotę otrzymaną od Niemców dzielili miedzy warsztatami Jaszuński, Orlean, Glückman, dr. Eiger i Marysia Margulies. Przed przystąpieniem do roboty odbyło się tajne posiedzenie u Czerniakowa, czy sabotować robotę. Był Sztolzman, Jaszuński, Rechtman, ja, 30-40 radców, kierowników, Icek Gipsz i Rotblat z lewicy. Sprawa została „wisząca”.
Każdy z nas jednak starał się gdzieś podkreślić ten swój stosunek do roboty. W mojej fabryce nie obrzucano toreb, bo to nie było podkreślone w opisie. Sabotaż mógł jednak być katastrofalny. HBA Berlin II zwrócił zepsute ubrania. Mieli za to rozstrzelać tysiąc Żydów. Niemieckim kierownikiem warsztatów był Küchenhof, Sztolcman z Orleanem go „obrobili”. Dali mu złoto i brylanty i uniknięto katastrofy.
Za sabotażem więcej się wypowiadały sfery posiadające, gdyż łatwiej im było uciekać na stronę aryjską. Trudniej natomiast było ludziom niezamożnym, gdyż w razie wsypy brak pieniędzy nie pozwoliłby im na ratowanie się. Po tym sabotażu Niemcy sami objęli szopy i ta sprawa przyspieszyła likwidację Żydów, ponieważ bliski kontakt z Żydami dał im zawsze możność meldowania stanu liczebnego Żydów i przedstawienia sprawy we właściwy im sposób.
Na początku 1941 r. najmocniej pracowała komisja przesiedleńcza, która powstała z momentem wsiedlenia do getta Żydów okolicznych. Przewodniczącym tej komisji był Chołodenko. Członkami komisji byli: Kon, Ringelblum, Giterman i inni. Oni nakładali na bogatych Żydów podatek przesiedleńczy. Sumy się wahały od 3 do 20.000 zł. Kto dostał wezwanie, przychodził się targować, a jeżeli nie doszedł do porozumienia, to miał prawo się odwołać do komisji obywatelskiej, która była wyłoniona przez zarząd Gminy. Przewodniczący komisji obywatelskiej – Wizenberg, wiceprzewodniczący – Regirer, członkowie – Wojdzisławski, Hurwicz, Elper itd. Było nas 9 branżystów. Na posiedzeniu komisji był zawsze ktoś z komisji, kto bronił pierwotnego wymiaru. Tam poznałem Ringelbluma i Kona. Dowiedziałem się, że Ringelblum jest historykiem i zapytałem go, dlaczego nie zbierają materiału historycznego. Ringelblum się ucieszył, że mnie businessmana interesuje historia i od tego dnia zacząłem płacić składki na archiwum Ringelbluma.
Pokwitowanie było wystawiane na kuchnię ludową.
W stosunku do opornych płatników na rzecz komisji przesiedleńczej Niemcy sami chcieli stosować sankcje. Na to Chołodenko wystąpił z wnioskiem rzeczowym i mądrym, że opornym płatnikom wsiedli się do mieszkania bezdomnych. Niemcy się z tym zgodzili i odstąpili od swojego pierwotnego projektu. Sankcja okazała się wspaniała.
W marcu 1941 r. została utworzona komisja finansowo - doradcza, która miała za cel sprawdzać pracę oddziałów. Przewodniczącym komisji był Berman, a po śmierci Bermana w listopadzie 1941 r. przewodniczącym został adwokat Altberg. Adwokat Altberg był też radą prawnym batalionu pracy. Członkami komisji byli z ramienia Gminy: Zymunt Halperin, Wojdzisławski, Wizenberg, Zygmunt Hurwicz i Elper, a z partii lewicowych Mermelsztejn i Rubinsztejn z Łodzi.
Gepner czuł się dotknięty tą kontrolą społeczną. Myśmy się zgodzili na łagodne wniknięcie w pracę Gepnera. Rubinsztejn był niezgodliwy i wystąpił z tego powodu z komisji. Myśmy też załatwili zatarg Gminy z aptekami żydowskimi. Była to spółka Gminy z dawnymi właścicielami aptek, ale bez żadnej korzyści dla Gminy. Doprowadziliśmy do tego, że zaczęły wpływać pieniądze do kasy gminnej. Chociaż była pogłoska o nieczystych rękach, ale zasadniczo mogło się to tyczyć rzadkich przypadków, bo na ogół miała gmina blisko siebie ludzi zamożnych, jak np. Grasberg i Rechtman, którzy przed wojną byli milionerami i znani ze skąpstwa, jednak w getcie zrozumieli istotę rzeczy i stali się bardzo hojni. Poza tym byli wszyscy inni dostatecznie zamożni.
Najcięższe zadanie miał dr. Milejkowski. Strasznie się męczył. Bez środków, bez pomocy dla chorych, zawsze narażony na szykany ze strony Niemców, np. przerzucanie szpitali z miejsca na miejsce, straszliwy brak lekarstw i wielka odpowiedzialność za epidemie. Pomagaliśmy mu w miarę możności. Jego zapotrzebowania były w Gminie przede wszystkim honorowane.
Transferstelle pracowała całą parą. Niezależnie od zamówień niemieckich szła produkcja na stronę aryjską, oficjalnie przez Transfer, albo szmuglem – murami. Towar wyprodukowany w getcie był dostarczany Gminie, a Gmina kierowała go na Transferstelle.
W marcu 1942 r. przed Wielkanocą były już plotki na temat wysiedlenia Żydów na prowincję do pracy. Codziennie były inne pogłoski, ale ciągle dementowane. Tyle czasu plotkowało się, że w końcu ludzie przestali wierzyć i to było wielką naszą tragedią. Jak nadeszło wysiedlenie, jeszcze nie wierzono w powagę sytuacji. Co sobotę Niemcy wypłacali za robociznę, niczym nie chcieli zdradzić przyszłych planów. Mały incydent, jaki miałem z Toebbensem, dał nam dużo do myślenia. Płacił robotnikom za komplet torby ze szelkami 8.88 zł. Któregoś dnia zostawił polecenie, żeby wypłacić tylko 8,10. Zwróciłem na to uwagę. Na to Toebbens odpowiedział: „W krótkim czasie samo zaświadczenie od Toebbensa będzie bezcenne. A co, pan myśli, że będziemy karmić starych Żydów?”
W końcu stycznia 1942 r. gmina doszła do porozumienia z komisarzem Auerswaldem, że około 1.500 aresztowanych dziewcząt i chłopców za przejście na aryjską stronę zostanie zwolnionych z więzienia za 1.500 kożuszków. Gmina zakupiła te kożuszki po części w getcie u robotników, którzy kradli te skórki z robót w niemieckich szopach.
Z 17 na 18 kwietnia z piątku na sobotę odbyła się w getcie krwawa noc. Niemcy wyciągnęli pięćdziesiąt paru Żydów z łóżek i rozstrzelali ich na ulicy. Byli to ludzie z rozmaitych sfer społecznych.

Patrz Śmierć w Hotelu Brytania

Na naszym sobotnim posiedzeniu komisji odwoławczo-przesiedleńczej, na którym też był Hurwicz, który zarządzał cmentarzami, działy się sceny dantejskie, bo przychodziły rodziny pomordowanych. Stało się tradycją, że co drugą, trzecią noc rozstrzeliwano ludzi w getcie. Było odwrócenie uwagi od mającego nastąpić wysiedlenia. Miało uchodzić, że gdzieś będzie lepiej, niż w getcie.
W lutym i marcu 1942 r. odbył się jeszcze turniej szachowy na Leszno 14, na którym byłem sędzią. Z udziałowców żyją dr Hermanowa i Szapiro. Byłem na otwarciu i zamknięciu turnieju. Przemawiał Bloch – bundowiec i Sztolcman, który z wielką odwagą mówił o Żydach jako o pewnej całości.
– „Te psy chwytają nas za nogawki, ale w końcu się odczepią. Nie mamy co rozpaczać. Musimy po to pracować, żeby nie zginąć z głodu. W rezultacie zginą jednostki, ale ogół przeżyje."
Przemówienie Sztolcmana było alegoryczne i mocne.

W związku z plotkami o wysiedleniu na Pińszczyznę zaczął się garnąć do szopów element nie tylko rzemieślniczy, ale i element kupiecki. W związku z uciskiem zmniejszył się podział klasowy. W każdym szopie były komitety finansowe, które zakupywały żywność dla tych pracujących, którzy nie mieli co sprzedać. Kupowało się: margarynę, kartofle, kiełbasę itd. Dlatego brało się wpisowe od 2 – 5.000 zł. od wstępującego.
Od chwili wysiedlenia zaczęliśmy być „Gefangene d. SS” w szopie i nasz szop nr 36 przestał wypłacać robotnikom za pracę. Z tych wpisowych pieniędzy zrobiliśmy parę wypłat. Jak pieniądze się skończyły, zamożniejsi płacili składki tygodniowe i tak się żywiliśmy. Była to pewnego rodzaju samopomoc.
We wtorek dnia 21 lipca zjawili się w gminie Niemcy i aresztowali kilku radnych, których zwolnili po paru dniach. Wśród aresztowanych byli Zabłudowski i Hurwicz. W środę dn. 22 lipca rozplakatowane zostały w getcie obwieszczenia o możliwości pracy na prowincji dla tych Żydów, którzy nie pracują, a w czwartek 23 lipca o godz. 6-ej zgłosili się Niemcy do Czerniakowa z planem wysiedlenia. Na zapytanie Czerniakowa, ilu Żydów mają zamiar wysiedlić, jeden z nich powiedział „bis zum Letzten”. O godz. 8-ej wieczorem Czerniakow przy biurku zażył cyjankali.
Rozpoczął się run na warsztaty. W piątek 23. lipca dobijał sie do szopu Erlich, żydowski gestapowiec. Pragnął tam ulokować kogoś ze swojej rodziny, Na warcie stał magazynier – Żyd, Tykociński. Była późna pora i Tykociński nie chciał go wpuścić. Erlich uderzył Tykocińskiego w twarz. Zobaczył to Jahn – kierownik warsztatów Toebbensa, podbiegł do Erlicha i sharatał go bykowcem – podbił mu oczy, rozciął mu twarz. Nazajutrz przyjechał Ęrlich z gestapo i aresztowali Jahna. Jahn siedział 4-5 dni i został zwolniony. W krótkim czasie wymordowali Erlicha z całą rodziną.
W tym chaosie dowiedzieliśmy się, że dwóch brało łapówkę za umieszczenie w warsztacie – byli to pracownicy, którzy liczyli na swoje dobre stosunki z kierownikami Kierownikowi było rzeczywiście czasem trudno odmówić prośbie pracownika. Do 1 września honorowali w wysiedlaniu szopy, ale od 1 września brali ludzi z szopów.
Z 7 na 8 sierpnia, z piątku na sobotę Toebbens zwołał zamożniejszych Żydów i oświadczył, że trzeba dożywić dzieci i że ma możność kupić żywność. Zebrał kilkadziesiąt tysięcy złotych, a dnia 8 sierpnia poradził dzieci wysłać do ogródka – niedługo przyjechało gestapo i zastrzelili dzieci. Do wysiedlenia Toebbens był kupcem-wyzyskiwaczem, z chwilą wysiedlenia stał się krwiopijcą przy osiąganiu majątków, a z chwilą powstania i likwidacji getta – pełny SS-owiec.
W sobotę 5 września podczas blokady na ul. Leszno zabrali połowę szopu do Treblinki. Toebbensowi i Schultzowi pozwolono zostawić po 8.000 ludzi. Toebbens dobrze o tym wiedział, że tylko 8.000 ludzi zostanie, bo tyle kart pracy przygotował. Z zakasanymi rękami i z papierosem w pysku strzelali na miejscu do Żydów.
Rodzina Rochmana stworzyła placówkę na ul. Gęsiej 89-91. Była to gisernia i kierownikiem był inż. Richter – Niemiec. Dużo Żydów od Toebbensa zapisało się się do tej giserni. Jako placówka nowa uchodziła za dobrą. Podczas tej blokady inżynier Richter przyjechał do Toebbensa i zabrał tych, którzy byli zapisani do giserni. Nawet wyciągnął tych, co przykucnęli (przeznaczeni do Treblinki musieli w szeregach przykucnąć).
Do jednego z SS-owców Toebbens zwracał się „Herr Dümm”. W nocy z 5 na 6 września o godzinie 3-ej przyszedł do mnie jeden z Werkschutz'ów i powiedział mi o zarządzeniu, żeby o godz. 10-ej rano wszyscy byli na ulicy Miłej. O godzinie 6-ej rano poszliśmy do Toebbensa – ja, Opolion, Schoeberg, Hoffenberg, Figa i Sapir. Każdy z nas niósł mu brylanty. Szło już wtedy o uratowanie własnej rodziny. Opolin dał mu 9-karatowy brylant. Ja mu dałem 2-karatowy brylant. Moją rodzinę i rodzinę Rochmana przyjął inż. Richter do giserni na Gęsią. Rodziny poszły do giserni, a ja z Rochmanem zostaliśmy z warsztatem. Rochman załamał się i jego też skierowałem na Gęsią. Ja sam zostałem z warsztatem, 8.000 ludzi posłali z powrotem. 21 września w poniedziałek i Jom Kipur była znowu blokada i zabrali 5.000 Żydów.
10 listopada we wtorek 1942 r. była ostatnia blokada, zabrali wielu na Majdanek. Blokadę prowadził Handtke. Był zupełnie pijany – kobiety zrzucał z pięter na bruk. Majstrowi z fabryki waty odrąbał rękę. W tym dniu wzięli też moją córkę i mojego zięcia. Pobiegłem do Toebbensa i oświadczyłem mu, że rzucam pracę, jeżeli mi nie uratuje moich dzieci. Kazał mi czekać w samochodzie. Pojechał też z nami Berkowicz, kierownik chemicznego zakładu, bo i jego rodzina była zabrana. Uratowaliśmy wtedy 63 osoby. W czasie wysiedlenia do Treblinki wybitny inżynier architekt Blum pracował w pałacu Blanka u Leista. Był on pasierbem radcy Bermana. On był kilka lat w Rosji. Wspaniały człowiek. W tym czasie stworzył placówkę budowlaną po aryjskiej stronie. Codziennie wychodziło jakieś 30 osób z getta na Narbutta, a potem ich skoszarowano w poselstwie rosyjskim na ul. Poznańskiej. Inżynier Blum dostał na tę placówkę najlepszy element.
Ja miałem w tym czasie już tylko 600 robotników. Codziennie w biurze u mnie zbierało się jakieś 30-40 osób. Przychodził Ringelblum, Rotblat, Bloch, Rotenberg, Kirszenbaum, żeby omówić naszą sytuację. Nie chcieliśmy zwrócić uwagi na polityczne tło zebrań, zalegalizowałem te zebrania u Toebbensa jako zebrania, które miały na celu pomóc robotnikom. Rotblat i Gipsz domagali się na zebraniach tworzenia placówki po stronie aryjskiej (raczej chodziło im o szmugiel broni do getta). Toebbens zazdrościł fantastycznych interesów Schultza, wykorzystałem ten moment i namówiłem Toebbensa, żeby również stworzył placówkę futrzaną po stronie aryjskiej. Ja z Hoffenbergem daliśmy a konto tej placówki 500 złotych dolarów. Było to w grudniu 1942 r. Wyszliśmy za przepustkami na stronę aryjską i wynajęliśmy lokal na ul. Grzybowskiej.
Na Święta Bożego Narodzenia 1942 r. Toebbens wyjechał do rodziny. Byli tacy, co uważali, że trzeba mu wysłać życzenia świąteczne, byłoby to jednak za wielką obłudą z naszej strony. Po przyjeździe wykazał dużą złość z tego powodu, czynił nam zarzuty.
5 albo 6 stycznia 1943 roku była uruchomiona garbarnia, a potem warsztat kuśnierski. Dziennie wychodziło 70-80 osób.

(Od redakcji:

Ten fragment relacji Elpera znajduje potwierdzenie we wspomnieniach (?) Tadeusza Bednarczyka (1913-2002), który w książce „Obowiązek silniejszy od śmierci” (Wydawnictwo „Grunwald”, Warszawa 1986) na stronach 92-94 nawiązuje do relacjonowanych wydarzeń, jednak dając im zupełnie inne naświetlenie.
Warto jednak w tym miejscu przypomnieć, że T. Bednarczyk, rzekomy uczestnik konspiracji w szeregach związanej z generałem Władysławem Sikorskim organizacji OW-KB, ma w oczach zawodowych historyków wyjątkowo złą opinię, jako hochsztapler i mitoman, dlatego jego oceny należy traktować z dużą ostrożnością.


koniec noty redakcyjnej.)

Zachowanie się Polaków było jednak tak niewłaściwe, że trzeba było zmienić lokal. Przenieśliśmy się z placówką na Ciepłą, pod naporem Grabowskiego, Gipsza i dzielnej Frydmanowej na kierowników warsztatów została stworzona przez Opoliona i Najfelda placówka trykotażowa na ul. Płockiej 9, a przez Schoenberga została stworzona placówka pracy na ul. Górskiego. Rezultat był taki, że dziennie wychodziło z getta paręset osób. Do placówki przychodzili Polacy i tam się załatwiało partyjne sprawy.

* * *

Na tym wstrząsająca relacja Samuela Elpera urywa się. On sam przeżył Holocaust, ale co wydarzyło się z jego rodziną? O powojennych losach autora wiemy niewiele. Był członkiem sekcji szachowej Kolejarza – Polonii Warszawa, na początku lat pięćdziesiątych grywał w półfinałach i finałach mistrzostw Warszawy, do końca życia zachowując nawyk grania szybkich partii z silniejszymi od siebie, na pieniądze, ale po przyjęciu „forów”.
Samuel Elper, przed wojną zamożny fabrykant branży skórzanej i zarazem miłośnik szachów, więzień getta warszawskiego, ocalony z Holocaustu, zmarł w Warszawie 24 marca 1979 roku.
Przed internetem nic się nie ukryje, więc co nieco wiadomo o zbrodniarzu wojennym, z którym z konieczności dość często kontaktował się bohater jego artykułu. Drobny przedsiębiorca branży tekstylnej z okolic Bremy Caspar Walter Toebbens znakomicie wykorzystał specyficzną „koniunkturę”, jaka zaistniała dla ludzi jego autoramentu po podboju Polski przez Wehrmacht, a w szczególności po odebraniu wszelkich praw ludności żydowskiej.

Ulica Prosta 14; podczas okupacji w monumentalnym gmachu byłej Szkoły Handlowej Zgromadzenia Kupców mieścił się jeden z szopów Toebbensa.

Budynek przy ul. Leszno 74; mieścił się tam jeden z szopów należących do imperium pracy niewolniczej Toebbens und Schulz & Co.

Wnętrze szopu tekstylnego (źródło – wikipedia, pierwotnie w książce „Walka. Śmierć. Pamięć 1939-1945. W dwudziestą rocznicę powstania w getcie 1943-1963”, Warszawa 1963, red. Stanisław Poznański).

Tagi: Samuel Elper

Podobne wpisy:

Nie możesz komentować tego wpisu