ID #1019

BALAST UMÓWIONYCH REMISÓW

W letni sobotni wieczór stawiłem się w mieszkaniu Mistrza na obiecaną mi wiele tygodni wcześniej rozmowę. Miałem miłą świadomość, że wreszcie nagadamy się do woli, bowiem nie muszę się nigdzie spieszyć: następny dzień jest wolny od pracy, dzieci przebywają na koloniach, a żona na wczasach w nadmorskiej miejscowości, nareszcie bez mojej asysty.
     Gdy już wygodnie rozsiadłem się w starym skórzanym fotelu, popijając aromatyczną herbatę podaną przez gospodarza, ten zapytał:
     - Czy zwrócił Pan uwagę, że nasza prasa szachowa niemal całkowicie przemilczała kazus Asiejewa-Ponomariowa z mistrzostw Europy w Macedonii; na marginesie mówiąc, to interesująca koncepcja, by organizować tej rangi imprezę w kraju ogarniętym wojną domową...
     - Słyszałem to i owo, ale nie mam jeszcze na ten temat wyrobionego zdania - powiedziałem wymijająco i pospiesznie pociągnąłem łyk herbaty, by ukryć zmieszanie.
     - Doszło do sporu pomiędzy dwoma znanymi arcymistrzami - Mistrz nie zwracał uwagi na moje wysiłki. - Sprawa ma interesujące implikacje formalno-prawne. Ale ażeby wprowadzić Pana w temat, przeczytam najpierw wypowiedź arcymistrza Asiejewa - i Mistrz sięgnął do wysuniętej szuflady biurka po kartkę papieru zapisaną ręcznym pismem. Czytał:

       W szachach istnieje problem umówionych remisów i uciec od niego nie sposób. Czy szachiści, którzy w dążeniu do osiągnięcia celu sportowego niejednokrotnie są zmuszeni do pokrywania znacznych kosztów z własnej kieszeni, mają prawo godzić się na remis faktycznie bez gry? Jeśli np. grają ze sobą trener i jego uczeń? Takich sytuacji można przytoczyć więcej. Czy jest to postępek amoralny? Jest zrozumiałe, że nie mówimy tu o umówionych "podkładkach".
       Rankiem ok. godz. 10 (plus-minus 5 minut) odwiedziłem mojego przeciwnika Rusłana Ponomariowa w jego pokoju hotelowym i zaproponowałem mu remis, który został przyjęty (Ponomariow miał grać czarnymi i od razu zaakceptował propozycję). Przyjemnie jest osiągnąć założony cel w turnieju jeszcze przed jego zakończeniem ...

     - Remis w tej partii praktycznie gwarantował Asiejewowi awans do Mistrzostw Świata niezależnie od wyników ostatnich rund - wtrącił wyjaśnienie Mistrz i czytał dalej.

       ...ale dopóki rezultat partii nie został zapisany na blankiecie, nie należy tracić czujności. Ja niestety włączyłem się do przygotowań moich kolegów, a ponadto kilka razy łyknąłem lekkiego wina wytrawnego, które zostało podarowane uczestnikom przez organizatorów. Czułem się wyśmienicie, nie oczekując żadnego podstępu...
       W czasie turnieju zwykle pomiędzy 13.30 a 14.30 jadłem obiad i spacerowałem. Tymczasem około 13.20 rozległo się stukanie do drzwi i pojawił się Rusłan Ponomariow. Wyjaśnił, że po rozmowie ze swoim sponsorem jest zmuszony do grania partii.
       Na to ja odparłem, że nie szykowałem się do partii, a ponadto, że podobne zachowanie jest niedopuszczalne. Czując, że postępuje nieetycznie, Rusłan zaproponował mi sporą rekompensatę (nie wiem, czy pieniądze własne, czy sponsora) - około 500 dolarów USA, co ja, rzecz jasna, odrzuciłem. Wtedy Ponomariow zaoferował mi swój komputer, abym mógł się przygotować do gry, na co również się nie zgodziłem.

       Powstaje pytanie, dlaczego Ponomariow nie skontaktował się ze swoim sponsorem przed przyjęciem propozycji? Może to nowy sposób prowadzenia walki? (A nowe to jest stare, tylko mocno zapomniane.) Czy opiekunowie i sponsorzy mogli nauczyć młodego i utalentowanego szachistę takiego postępowania? Tak czy owak, każdy szachista musi wiedzieć, że sam ponosi odpowiedzialność za swoje decyzje. A Ponomariow jest już szachistą wystarczająco dojrzałym, niezależnie od swoich siedemnastu lat.

     - W całej sprawie wbrew pozorom najważniejsze nie jest to, jak zakończyła się rzeczona partia. Napomknę więc tylko, że arcymistrz Ponomariow wygrał partię, co bardzo przybliżyło go do końcowego sukcesu, jakim było zdobycie srebrnego medalu - zaznaczył Mistrz. - Wypowiedź arcymistrza Asiejewa, którą Panu odczytałem, znalazła się na stronie internetowej "Kasparov Chess" (wersja rosyjska). Jak Pan teraz wie, między pokojami krążą jakieś dolary, jakieś komputery, a publiczność nie ma o tym zielonego pojęcia. Ale idźmy dalej. Na tej samej stronie ukazał się wkrótce potem ... - tu gospodarz sięgnął do szuflady biurka i wyciągnął z niej jeszcze kilka kartek, po czym zaczął je odczytywać bez mojej zachęty.

LIST OTWARTY
do W. Dworkowicza
Arcymistrz M. Krasenkow komentuje sytuację wokół partii Asiejew - Ponomariow.
Szanowny Władimirze Jakowlewiczu!
Sytuacja, która wynikła w związku z partią Asiejew - Ponomariow, po raz kolejny przypomniała kwestię tzw. umówionych remisów, które we współczesnych szachach są skomplikowanym prawnym i etycznym problemem. Chciałbym się podzielić swymi uwagami na ten temat i spróbować "ustawić wszystko na swoje miejsca".
Kodeks szachowy wprost zabrania jakiejkolwiek zmowy pomiędzy uczestnikami przed rozpoczęciem partii.

     - No właśnie, już tu czegoś nie rozumiem - mruknął Mistrz. - Z jednej strony umówione remisy to "skomplikowany problem", a z drugiej kodeks mówi, że wcale nie powinno ich być czyli że sprawa prosta jak drut. Ale idźmy dalej.

Lecz ten punkt nie może być rozpatrywany w izolacji od całego kompleksu decyzji i zasad, ustanawianych przez FIDE, Europejską Unię Szachową oraz inne organy.

     - Wynikałoby z tego, że (niektóre?) zasady kodeksu szachowego nie obowiązują w sposób bezwzględny, ale są zależne od jakiegoś nieokreślonego "kompleksu decyzji i zasad" uchwalanych przez rozmaite organizacje szachowe. Od razu rodzi się pytanie, czy np. przepis "dotknięta idzie" przestanie nas obowiązywać, gdy FIDE podejmie jakąś kontrowersyjną decyzję, która nie spodoba się w świecie - patrząc na mnie monologował przez moment Mistrz, a następnie wznowił lekturę.

Niestety, w szachach nie istnieje Trybunał Konstytucyjny ani Trybunał Praw Człowieka na podobieństwo tego w Strassburgu. Dlatego nie ma kto zbadać, czy decyzje FIDE, Unii Europejskiej lub innych organów są zgodne z elementarnymi prawami szachisty. Tym niemniej śmiem twierdzić, że przyjmując regulamin mistrzostw Europy (gdzie znajdował się wymóg, aby uczestnicy mieszkali w określonym hotelu i płacili za to bajkowe sumy) Europejska Unia Szachowa i organizatorzy zeszli z "obszaru prawa" i znaleźli się na "obszarze rabunku", lub, jak kto woli, na "wielkiej drodze". W tej sytuacji rozpatrywanie problemu umówionych remisów podczas Mistrzostw Europy w kategoriach prawnych nie ma sensu. Dlatego będę mówić o aspekcie moralno - etycznym.

     - Ano właśnie - przerwał czytanie Mistrz. - Wynikają z tego dwa wnioski. Po pierwsze, organizatorzy mistrzostw Europy sięgnęli uczestniczącym w turnieju szachistom "głęboko do kieszeni". Po drugie, w związku z ewidentną krzywdą wyrządzoną zawodnikom wybrane przepisy kodeksu (zdaniem autora) utraciły swoją ważność. Jakby ich nie było.

Szachista, stając na starcie, zaciąga określone moralne zobowiązania. Jeśli został zaproszony na turniej i otrzymuje za to honorarium (lub ma zagwarantowaną nagrodę), to wobec organizatorów i widzów jest zobowiązany, by walczyć honorowo i do końca, bez żadnych umówionych remisów. Podoba mi się metoda Rentero (byle tylko nie popadać w skrajność), choć byłoby dobrze, gdyby szachiści wypełniali swoje zobowiązania bez upomnień ze strony organizatorów!
Jeśli szachista gra w turnieju na koszt sponsora (federacji, klubu), to zaciąga zobowiązania wobec sponsora (federacji, klubu), który może mieć zupełnie inne wymagania, np. zrobić wszystko, aby zakwalifikować się do następnego etapu.
Jeśli natomiast gra on na własny koszt lub na warunkach amatorskich, otrzymując przysłowiowy "hotel ze śniadaniem", to wówczas ma zobowiązania tylko wobec innych szachistów, swoich kolegów. Ta "etyka wewnętrzna" funkcjonuje, rzecz jasna, również w dwóch poprzednich przypadkach.
Do umówionych remisów, w odróżnieniu oczywiście od tzw. podkładek, wspomniana etyka odnosi się wyrozumiale przyjmując, że stanowią one "twórcze rozwinięcie" prawa do podpisania remisu w dowolnym momencie partii (które przecież też są "umówione").
      
     Mistrz przerwał czytanie i zamyślił się na moment. Przypuszczałem, że za chwilę przytoczy anegdotę o jakimś koryfeuszu szachów z przeszłości; miał ich w pamięci niezliczoną ilość na każdą okazję. I nie omyliłem się.
     - Teorii o zasadniczej jakościowo różnicy pomiędzy umówionym remisem i "podkładką" nie pojmuję - powiedział akcentując powoli każde słowo. - Kiedyś arcymistrz Flohr, gdy go pytano o przyczynę kończenia wielkiej ilości partii remisem, odparł "Dlaczego nie? Przecież dwa remisy to jedno zwycięstwo".
     Zastosujmy "formułę Flohra" do naszych celów. Według mnie dwa umówione remisy dają dokładnie tyle samo, co jedna "podkładka". Jest jeszcze inny aspekt. Po ciągu umówionych remisów zapobiegliwy zawodnik może uzyskać normę na wymarzony tytuł mistrza międzynarodowego lub arcymistrza, którego w warunkach normalnej walki mógłby nigdy nie zdobyć. Kilka umówionych remisów może wybranemu zawodnikowi przynieść konkretny zysk rankingowy. Czy rzeczywiście "etyka wewnętrzna" pozwala na takie praktyki? I co to za etyka, która zmienia się w zależności od rangi turnieju, a właściwie od warunków finansowych, na jakie napotyka zawodnik? - perorował Mistrz.
     - Czy to już wszystko? - przerwałem mu niezbyt grzecznie.
     - Już tylko zakończenie - rzekł Mistrz patrząc na mnie z wyrzutem i wznowił czytanie.
      
Oczywiście to, co zrobił Ponomariow, jest niezgodne z wszelką etyką i wymagania sponsorów nie stanowią żadnego wytłumaczenia.
Czy ta sytuacja jest normalna? Czy można to zmienić? Zapraszam do dyskusji.
Z poważaniem,
Michał Krasenkow, arcymistrz.
      
     - I co Pan o tym wszystkim sądzi - postanowił dopuścić mnie do głosu Mistrz odkładając kartki na brzeg biurka.
     - Złożona sprawa - powiedziałem po namyśle. - Rzeczywiście postępek Ponomariowa wydaje mi się nieuczciwy. Słowo się rzekło, kobyłka u płota. Arcymistrz Asiejew istotnie może uważać się za oszukanego i pokrzywdzonego.
     - "Złożona sprawa", "skomplikowany problem" - zaczął mnie przedrzeźniać Mistrz. - Nieprawda. Proszę mi przez chwilę nie przerywać, a wyłożę Panu wszystko jak na tacy.
     Wychodzę z założenia, że jedynym kryterium oceny, czy szachista postępuje etycznie, jest kodeks szachowy. Nie godzę się na żadne "niepisane zasady etyki wewnętrznej", sprzeczne z kodeksem.
     Zakładam, że w kodeksie nie ma martwych przepisów. Obowiązują wszystkie i to obowiązują bezwzględnie, w każdych warunkach. Komu się jakiś przepis nie podoba, proszę bardzo, może podjąć staranie, aby przepis ten zmieniono, ale dopóki to nie nastąpiło, musi go przestrzegać. W przeciwnym razie zapanuje "wolna amerykanka", sponsorzy odwrócą się od naszej dyscypliny, a warunki oferowane profesjonalnym szachistom, już dziś niełatwe, pogorszą się jeszcze bardziej.
     Arcymistrz Asiejew zawarł z arcymistrzem Ponomariowem ustną umowę, która od samego początku była nieważna. Powtarzam: NIEWAŻNA! Nie zrodziła żadnych skutków prawnych. Dam przykład z innej dziedziny. Jeśli pracodawca skłoni pracownika, by ten podpisał z nim umowę stwierdzająca, że w razie wypadku przy pracy jest on, pracodawca, zwolniony z wszelkich roszczeń, to taka umowa jest nieważna, jest świstkiem papieru i niczym innym.
     Arcymistrz Ponomariow ani przez chwilę nie miał żadnych zobowiązań względem arcymistrza Asiejewa. Co więcej, postąpiłby nagannie, gdyby tej nielegalnej i jawnie sprzecznej z kodeksem umowy starał się trzymać.
     Arcymistrz Asiejew zdaje się nie rozumieć, że zgłaszając pretensje pod adresem arcymistrza Ponomariowa uzyskuje jedno, a mianowicie udowadnia całemu światu, iż jest zawodnikiem, który w walce turniejowej jest gotów do naruszenia kodeksu. Dziś molestuje Ponomariowa, by ten oddał mu z łaski połówkę punktu bez gry, jutro w ten sam sposób odda połówkę punktu zawodnikowi (przecież "etyka wewnętrzna" na to pozwala...), który będzie tego potrzebował, by zarobić kilka "oczek" rankingowych albo uzyskać upragniony tytuł - zakończył Mistrz w kaznodziejskim tonie.
     - Nie mogę się z Panem zgodzić - zaprotestowałem. - Słyszałem, że postępowanie Ponomariowa spotkało się z ogólnym potępieniem uczestników mistrzostw Europy. Gdy młody arcymistrz odbierał drugą nagrodę, nikt nie zaklaskał, na sali panowała martwa cisza. Czy mam uwierzyć, że wśród tylu arcymistrzów nie znalazło się choćby "dziesięciu sprawiedliwych"? A chyba nie może Pan zaprzeczyć, że arcymistrzowie najlepiej znają się na tym, co jest etyczne, a co nieetyczne, i co może zaszkodzić obrazowi ich dyscypliny w oczach kibiców i mediów - zakończyłem mocnym akcentem w przeświadczeniu, że zaganiam przeciwnika w kozi róg.
     - Patrząc na inne dyscypliny sportu, jak choćby pływanie, lekkoatletykę czy kolarstwo, odnoszę wrażenie dokładnie odwrotne - zareplikował Mistrz. - Odkąd w sporcie pojawiły się pieniądze, a nawet - duże pieniądze, nikt nie wierzy łatwowiernym głupcom twierdzącym, że należy pozostawić samym sportowcom przestrzeganie zasad fair play. Bez skrupulatnej kontroli dopingowej wszystkie rekordy świata w pływaniu kobiet i wszystkie złote medale należałyby do chińskich pływaczek o grubych głosach, stalowych muskułach i solidnym, iście męskim zaroście na twarzy oraz kończynach.
     Napompowany sterydami Ben Johnson (czy pamięta Pan takiego sprintera?) do dziś byłby rekordzistą świata, żyjąc luksusowo z kontraktów reklamowych.
     Jak surowe metody musieli zastosować organizatorzy największych na świecie wyścigów kolarskich, aby wypędzić z zawodowych ekip panów w białych kitlach, którzy przed każdym etapem szprycowali mistrzów szosy niedozwolonymi specyfikami. Ilu młodych ludzi utraciło wskutek działań tych szarlatanów zdrowie, a nawet życie...
     Gdybyśmy wierzyli, że futboliści sami wyeliminują ze swojego grona faulujących brutali i specjalistów od strzelania "cudownych bramek" ręką, nie byliby potrzebni sędziowie. A jest ich na każdym meczu aż trzech!
     Niech Pan to zapamięta, miraż sławy sportowej, w ślad za którą idzie duży pieniądz, dla słabych duchem jest tak nęcący, że w pogoni za nim zawsze będą gotowi zaprzedać się choćby diabłu, podpisując Kusemu cyrograf krwią serdeczną.
     - Jak w takim razie tłumaczy Pan postawę uczestników mistrzostw Europy - zapytałem. - Dlaczego sala wrogo milczała, gdy Ponomariow odbierał swój srebrny medal?
     - Świadomość nie nadąża - zawyrokował Mistrz. - Wiele umysłów jest zainfekowanych fałszywymi prawdami. To balast po epoce, która odchodzi nieodwołalnie w przeszłość. Arcymistrz Asiejew jest o tyle wyjątkowy, że odważył się powiedzieć to, co myśli. Wielu myśli podobnie, ale milczą.
     Pamiętam doskonale najgłośniejszy skandal związany z umówionymi remisami. Podczas turnieju pretendentów w Curacao w 1962 r. arcymistrzowie Petrosjan, Keres i Geller zremisowali ze sobą wszystkie dwanaście partii i to we wczesnej fazie debiutowej. Wszystkie bez wyjątku. Dało im to swoisty handicap nad pozostałą piątką uczestników (Korcznoj, Fischer, Benko, Filip i Tal), bo mieli dodatkowy czas na regenerację sił. Zamiast wyniszczać się w bratobójczej walce, mogli się skupić na "wykoszeniu" reszty rywali. W maratońskim turnieju (28 rund) i przy ciężkim klimacie przyniosło to spodziewany efekt: wymieniona trójka zajęła trzy pierwsze miejsca.
     Czy Petrosjan, Keres i Geller byli w zmowie? Zapewne tak, ale nikt im niczego nie udowodnił, a sami zainteresowani nigdy się nie przyznali. Tylko biedny Bobby Fischer ciężko odchorował takie postępowanie konkurentów, zarzucając im wprost "cheating" (oszustwo). By podobny proceder wykluczyć, w następnych cyklach rozgrywek o mistrzostwo świata turniej pretendentów zastąpiono meczami pretendentów w systemie "przegrywający odpada". Fischer w 1971 r. udowodnił, że gdy umówione remisy zostały wyeliminowane, jest nie do zatrzymania. Jak on załatwił tego Tajmanowa w końcówce: goniec przeciwko skoczkowi! Grał jak komputer "Deep Blue" - rozmarzył się gospodarz.
     - Mistrzu, czy chce Pan udowodnić, że umówione remisy to specjalność zawodników z jednego regionu geograficznego - zapytałem prowokacyjnie. - Proszę wybaczyć pytanie, ale gdy Pan walczył w finałach mistrzostw Polski, czy nigdy nie umówił się Pan na remis bez gry?
     - Niestety, bywało, bywało - rzekł smętnie Mistrz. - Pamiętam jak dziś, gdy na mistrzostwach Polski w Poznaniu stary Makarczyk (wszyscy tak go nazywali, a przecież nie miał nawet pięćdziesięciu lat...) przyszedł do mojego pokoju i zapytał: "Czy w jutrzejszej partii będzie Pan ze mną grał na wygraną?". Taka grzecznościowa formuła wtedy obowiązywała. Cóż ja, niedoświadczony gołowąs, mogłem mu odpowiedzieć, przecież remis z "Makarym" był moim marzeniem. Następnego dnia odbębniliśmy teoretyczne ruchy w modnej wtedy obronie merańskiej, później wykonałem ruch-nowinkę, o której milczał komentator miesięcznika "Szachy" (wszystko to było ukartowane) i zaproponowałem remis, a Makarczyk po "dojrzałym" namyśle przyjął moją propozycję, by następnie tłumaczyć kolegom, że debiutant zaskoczył go dobrym przygotowaniem debiutowym. Ech, łza się w oku kręci... Wtedy to były turnieje, wtedy to byli "grajkowie", nie to, co dziś - i Mistrz w zadumie popatrzył w kąt pokoju na starą szafę, na której prężyły się szeregi szklanych i metalowych pucharów - widome dowody jego dawnych triumfów.
     Nie chciałem zniszczyć nastroju tej chwili i przez dłuższy czas milczeliśmy. Ciszę przerwał dzwonek telefonu. Mistrz podniósł słuchawkę i powiedział:
     - A witam, witam. Dziękuję, pomalutku. Ach tak. Oczywiście, przekaże. Dobranoc - i odłożył słuchawkę.
     - Dzwoniła Pana żona. Skróciła urlop i czeka na Pana w domu. Prosi, żeby nie wracał Pan zbyt późno - zakomunikował.
     Zacząłem zbierać się do wyjścia. Ściskając dłoń gospodarzowi w przedpokoju zapytałem go jeszcze:
     - Mistrzu, skoro wszyscy, kiedyś nawet Pan, tolerują umówione remisy, to po co ten przepis i o co ten hałas? Może jednak to Asiejew ma rację, a nie Ponomariow? Zalegalizujmy umówione remisy i sprawa skończona. Czy tak nie będzie prościej?
     Mistrz pokiwał głową i odparł:
     - Balast. Świadomość nie nadąża. Umysły zainfekowane anty-prawdami. Jeśli się Pan pospieszy, złapie Pan jeszcze ostatni autobus.

Asiejew,K (2577) - Ponomariow,R (2673) [A58]
2nd IECC Ohrid MKD (11), 12.06.2001

1.d4 Sf6 2.c4 c5 3.d5 b5 4.cxb5 a6 5.bxa6 g6 6.Sc3 Gxa6 7.g3 d6 8.Gg2 Gg7 9.Sh3 00 10.00 Sbd7 11.Hc2 Wa7 12.b3 Ha8 13.Wb1 Wb8 14.Wd1 Wab7 15.Gd2 c4 16.Wdc1 Sc5 17.bxc4 Gxc4 18.Sf4 Ha6 19.Wxb7 Wxb7 20.Wb1 Wxb1+ 21.Hxb1 Sfd7 22.Hc2 Ha3 23.h4 Se5 24.Gc1 Ha7 25.Gh3 Ha5 26.Gd2 Ha3 27.Kf1 Sf3 28.Sd1 Sxd2+ 29.Hxd2 Gxa2 30.Gg2 Gb3 31.Se3 Ga4 32.Ha5 Ha1+ 33.He1 Hb2 34.Gf3 Sb3 35.Kg2 Sd2 36.Sd3 Hc3 37.Hc1 Hxc1 38.Sxc1 Gb5 39.Sf1 Sb1 40.Sb3 Sc3 41.e4 Gd3 42.Sfd2 Gh6 43.Kg1 f5 44.exf5 Gxf5 45.Gg2 Gc8 46.Se4 Gg7 47.Sxc3 Gxc3 48.Sc1 Kf7 49.Ge4 h6 50.Sd3 g5 51.hxg5 hxg5 52.Kf1 Ke8 53.Ke2 Kd8 54.f4 g4 55.Ke3 Kc7 56.Gg6 Kb6 57.Ge8 Gf5 58.Gf7 Kb5 59.Ge6 Gxe6 60.dxe6 Kc4 61.f5 Gd4+ 62.Ke2 Kd5 63.Sf4+ Ke5 i białe poddały się 0-1.

 

Tagi: balast, remisów

Podobne wpisy:

Nie możesz komentować tego wpisu