ID #1257

SKANDAL CZY TYLKO FIASKO NA ZEBRANIU SPRAWOZDAWCZYM PZSZACH?

W ostatnią sobotę marca 1999 w Warszawie odbyło się przewidziane statutem zebranie sprawozdawcze delegatów Polskiego Związku Szachowego. Niestety "góra urodziła mysz" - zebranie zakończyło się całkowitym fiaskiem, gdyż większość spośród 66 delegatów opuściła salę obrad, zanim doszło do głosowania nad poprawkami do Statutu i nad wnioskami zgłoszonymi z sali. "Nie ma quorum, idziemy do domu" - popędzali się pozostali na sali delegaci.
     Początek obrad nie zapowiadał klęski. Tradycyjne spóźnienie - studencki kwadrans - przeszło bez echa; w Polsce nic nie zaczyna się o wyznaczonej porze.
     Nieoczekiwanie dużo czasu zajęło delegatom wybranie Komisji Mandatowej, Skrutacyjnej i Wniosków - z braku chętnych. Następnie prezes PZSzach p. Jacek Żemantowski wręczał "Szachowe Hetmany" - nagrody przyznawane najlepszym zawodnikom roku, sponsorom i dziennikarzom - w tej bliskiej nam branży wyróżniony został współpracownik "Gazety Wyborczej" i "Życia Warszawy" Stefan Gawlikowski.
Gratulacje!
     Prezes Żemantowski odczytał ponadto sprawozdanie Zarządu z dotychczasowej działalności in corpore i poszczególnych Komisji.
     W dalszej części obrad głos zabrało (w "sprawach różnych") kilku delegatów. Dzięki temu dowiedzieliśmy się, że prawie we wszystkich nowych województwach powołano już Okręgowe Związki Szachowe. Prawie - bowiem w Gdańsku doszło do schizmy, wyłoniły się dwa ośrodki decyzyjne, a ich zwolennicy oskarżają się nawzajem o sianie niezgody i wręcz o czyny karalne. Jak na razie Zarząd Związku zachowuje wobec konfliktu gdańskiego stanowisko neutralne i liczy na wyjaśnienie sytuacji przez miejscowe siły. Wrodzony pesymizm mówi mi, że zamęt na Wybrzeżu potrwa jeszcze długo i że przyniesie szachom wiele strat.
     Jeszcze przed przerwą obiadową szeregi zebranych zaczęły się wykruszać - w tym samym dniu odbywał się mecz piłkarski Anglia - Polska. Bezspornie, zwołanie zebrania w takim terminie było niedopatrzeniem ze strony władz związkowych, ale nie stanowi to rozgrzeszenia dla braku odpowiedzialności "dezerterów".
     Trudno pojąć takie postępowanie - ludzie męczą się przez wiele godzin w pociągu lub samochodzie, jadą do Warszawy, a następnie, nie zabrawszy głosu w żadnej sprawie, chyłkiem, z opuszczoną głową, wymykają się z sali przed zamknięciem obrad. Szkodząc tym samym pozostałym, którzy mimo najszczerszych chęci nic nie mogą zdziałać - brak quorum!
     Nowe władze wojewódzkie powinny z większą starannością dobierać delegatów na Zebrania Związku, Sprawozdawcze i Wyborcze. Panowie Prezesi Okręgowych Związków, nie wysyłajcie na Walne Zebrania ludzi, którym chronicznie brakuje czasu! Niech lepiej siedzą w domu i nie przeszkadzają innym w podejmowaniu konstruktywnych decyzji. Nie marnujcie na darmo pieniędzy, zamiast pseudo-delegacji na Zjazd lepiej zorganizować jakiś turniej dla młodzieży, a pieniadze oszczędzone na kosztach podróży przeznaczyć na nagrody. Szachiści, pytajcie swoich delegatów na Walne Zjazdy, co konkretnie tam zdziałali, w jakiej sprawie się wypowiadali, jak i nad czym głosowali, czy dotrwali do końca obrad. Nigdzie nie jest powiedziane, że wszyscy uprawnieni do udziału w Walnym Zebraniu muszą w nim uczestniczyć. Niekiedy lepiej jest pozostać w domu, robić swoje, a decyzje zapadające w "centrali" poznawać z korespondencji.
     Jak rzekłem, po niemal godzinnej przerwie obiadowej obrady wznowiono. Rozpoczęło się odczytywanie proponowanych poprawek do statutu Związku. Jednak ilość zebranych nieubłaganie malała (rejterowali nawet ludzie zasiadający w Prezydium Zebrania i tzw. znane twarze) i około godziny 16. quorum zabrakło. Statut pozostał niezmieniony i zapewne taki utrzyma się aż do Zebrania Sprawozdawczo - Wyborczego, które odbędzie się za rok - półtora. Nie głosowano również innych wniosków, np. o przyznanie kilku osobom honorowego członkostwa PZSzach.
     Twierdzę, że odpowiedzialność za fiasko Zebrania ponoszą nieodpowiedzialni delegaci. Jednak Zarząd PZszach zrobił dużo, by to ułatwić. Zebranie było źle przygotowane. W komunikacie ogłaszającym o zwołaniu Zebrania zabrakło informacji o godzinie rozpoczęcia obrad "w drugim terminie". Ponieważ nie wiadomo, ilu delegatów miało prawo wziąć udział w Zebraniu (bowiem nie wiadomo, ile w Polsce jest klubów szachowych), nie sposób było rozstrzygnąć, czy Zebranie ("w pierwszym terminie") jest prawomocne. Wystarczyłby jeden formalny wniosek z sali o stwierdzenie nieprawomocności Zebrania, a wszyscy musieliby powrócić do domów jeszcze przez godziną 12.00. Delegaci nie otrzymali odpowiednio wcześnie proponowanych poprawek do Statutu.
     Zmarnowane zostały znaczne środki materialne (wynajęcie sali, bufet, przejazdy) i ludzki czas. Nie po raz pierwszy. Czy, przez kogo i jakie wnioski z tej lekcji zostaną wyciągnięte na przyszłość?

Tagi: 1999, PZSzach, Warszawa

Podobne wpisy:

Nie możesz komentować tego wpisu