ID #1107

HUMOR W SZACHACH

(z przeżyć dr Bertolda Laskera przy szachownicy)

     Każdy gorliwy zwolennik Caissy, gdy spojrzy wstecz, obejmując całą panoramę swoich bojów szachowych, z pewnością jest w stanie opowiedzieć o zwycięstwach i porażkach, o ciężko wywalczonych triumfach, o złożonych analizach i temu podobnych rzeczach, wyczerpujących ale i łaskoczących ambicję.
     Ale gdy zakończy się walka na "śmierć i życie", rodzi się chęć zagrania partyjki lekkiej i zabawnej, posłuchania czegoś wesołego, komicznego powiedzonka lub historyjki, obejrzenia partii pomysłowej i humorystycznej, nawet gdy niezupełnie poprawnej. I tak każdy silny gracz może opowiedzieć o nadzwyczaj zabawnych partiach, rozegranych przeciwko panu X lub Y.
     Śmiech to zdrowie. Dlatego czytelnikowi, który wchłonął ogrom materiału zajmującego i pouczającego, ośmielę się dla odmiany zaproponować coś zajmującego i pikantnego, co może mu pomóc "przetrawić" przyswojoną szachową mądrość.
     W moim życiu zdarzyły się partie w najwyższym stopniu nieodpowiedzialne i całkowicie niepoprawne - przy sposobności mógłbym ich pokazać cały pęczek - które jednak nad innymi mają przewagę śmieszności. Zacznę od pewnej partii rozegranej mniej więcej 15 lat temu, w której otwarcie nie było ani hiszpańskie, ani włoskie, ani nawet wiedeńskie; z uwagi na zaistniałe okoliczności może być ono określone jako w najwyższym stopniu
Otwarcie Psychologiczne.
     Miejsce akcji: pewna kawiarnia. Czas akcji: bliżej nieokreślona godzina popołudniowa. Ja, młody student, siedzę sobie przy stole z gazetą w ręku, bez żadnych głupich myśli o szachach w głowie, gdy wtem podchodzi nieznany mi młodzieniec, którego mowa zdradza słowiańskie pochodzenie, przedstawia mi się i bardzo grzecznie proponuje rozegranie partii szachów.
     Aby go nie urazić propozycją udzielenia forów, oddaję mu białe bierki z ukrytym zamiarem, by móc możliwie skromnie rozegrać otwarcie, a zorientowawszy się w umiejętnościach mojego przeciwnika, w niezauważalny dla tamtego sposób skierować partię na tory żartobliwego stylu gry "z forami".
     Podaję partię z tymi "psychologicznymi" komentarzami, które przy grze obmyślałem sobie po cichu.

 

Białe: NN
Czarne: Bertold Lasker

1. e2-e4 e7-e5 2. Sb1-c3 Aha! Partia wiedeńska? Może to znawca teorii? - albo jakiś początkujący, który w pierwszych posunięciach kieruje się jakimś natchnieniem? Czekajmy do następnego ruchu. 2...Sb8-c6 3. d2-d3 Sprawa jasna, prawdopodobnie to gracz, któremu można dać wieżę "for". Ale może jednak ktoś, kto lubi zamknięte pozycje? 3...Sg8-f6 4. b2-b3 No tak, przynajmniej wieża for. Postarajmy się skierować partię na ścieżkę zajmującej kombinacji. 4...d7-d5 5. Gc1-g5 Oczywiście! 5...d5:e4 6. Sc3:e4

Wiedeńska

6...Sf6:e4 "Ach, ty aniele bez pojęcia". 7. Gg5:d8 Zawahał się, ale zaraz później zbił. Zapewne jakiś chciwy gracz, który po dobroci niczego nie odda. Będzie to można wykorzystać w dalszym ciągu kombinacji. 7...Gf8-b4+ 8. Ke1-e2 Se4-c3+ 9. Ke2-e1 Sc6-d4 Może uda się stworzyć jakieś małe zadanko? 10. Hd1-d2 Udało mu się "uratować" hetmana. Jako sknera w odpowiedzi na mój następny ruch będzie zapewne chciał uratować jeszcze i gońca. 10...Gc8-g4 11. Gd8-g5 Sc3-e4

Wiedeńska 2

Najpierw zdumione spojrzenie, ale później nie mógł się oprzec pokusie. 12. Hd2:b4 Sd4:c2 szach i mat.
- "Ach tak, przepraszam Pana, przecież wcale tak nie musiałem. Proszę cofnąć swój ruch."
- "Dobrze".
Hetman i goniec wracają na swoje pola.
12. d3:e4 Drugi "zachłanny" wariant. 12...Sd4:c2 szach i mat.
Mój pan przeciwnik podziękował, nieco zniechęcony. Zachęta przyniosła jednak owoce, poszedł do siebie i studiował teorię. Później grał o wiele silniej, w ekstremalnych sytuacjach był skłonny nawet do rozrzutności, ale szachistą "zachłannym" pozostał właściwie na zawsze.

"Berliner Schachzeitung" 1896, s. 313-315.

Tagi: dr Bertold Lasker

Podobne wpisy:

Nie możesz komentować tego wpisu