ID #1200

SKANDALISTA CHARITON

Sport i polityka! Ten bulwersujący wszystkich kibiców temat stracił mocno na aktualności, odkąd rozpadł się obóz państw "walczących o pokój", których przywódcy traktowali sport jako wizytówkę "postępowego ustroju" i nie dopuszczali myśli o porażce własnych sportsmenów z przedstawicielami państw burżuazyjnych. Nie ma potrzeby udowadniać, że takie podejście do sportu zaowocowało stworzeniem mechanizmu szerokiego stosowania substancji dopingujących, które rujnowały zdrowie młodych ludzi.
     W szachach nie wynaleziono, jak dotąd, medykamentów stymulujących pracę intelektu, co nie znaczy, że dyscyplina ta była wolna od podejrzeń o manipulowanie wynikami. Prasa zachodnia kilkakrotnie pisała o "zmowie Sowietów", unikających w ważnych turniejach walki między sobą i koncentrujących się na eliminowaniu rywali z innych państw. Podobne zarzuty padły ze strony Roberta Fischera, który po turnieju pretendentów w 1963 roku wytykał trójce szachistów ZSRR (Petrosjan, Geller i Keres) błyskawiczne remisy pomiedzy sobą, co stawiało ich w uprzywilejowanej sytuacji względem pozostałej piątki graczy. Jednak szybkie remisy nie są w szachach zakazane, więc prawdziwym skandalem okazałoby się dopiero ujawnienie, że w walce o najwyższe tytuły posuwano się do celowego przegrywania partii. Kibice nigdy nie wybaczyliby swoim idolom: Botwinnikowi, Smysłowowi, Talowi, Petrosjanowi i innym arcymistrzom, gdyby udowodniono, że wyniki turniejów nie były efektem sportowej walki.
     Związek Radziecki nie istnieje, jego czołowi szachiści rozpierzchli się po całym świecie, osłabły ograniczenia cenzury i autocenzury - bohaterowie wydarzeń sprzed lat nie boją się mówić o sprawach, na które wpływ mieli (albo - mogli mieć) "wszechmocni" z Kremla. O jednej z takich spraw zrobiło się ostatnio dość głośno. Cofnijmy się w czasie o pół wieku... W 1951 roku w meczu o mistrzostwo świata spotkali się urzędujący czempion Michaił Botwinnik i "wschodząca gwiazda" Dawid Bronstein; po dramatycznym przebiegu ich pojedynek zakończył się remisem 12:12. Do tego ważnego dla historii szachów spotkania nie doszłoby, gdyby rok wcześniej Bronstein w ostatniej rundzie turnieju pretendentów nie wygrał z Estończykiem Paulem Keresem poniższej partii:

Bronstein - Keres
Budapeszt 1950

1. e4 e5 2. Sf3 Sc6 3. Gb5 a6 4. Ga4 Sf6 5. O-O Ge7 6. We1 b5 7. Gb3 O-O 8. d4 d6 9. c3 Gg4 (By nie dopuścić do tego związania, białe grają 8.h3. Teraz muszą one wybierać między 9.d5, 9.Ge3 i niejasną ofiarą piona. Bronstein, którego urządzało tylko zwycięstwo, wybrał trzecią ewentualność.)
10. h3?! G:f3 11. H:f3 e:d4 12. Hd1 d:c3 13. S:c3 Sa5 14. Gc2 We8 15. f4 b4 16. Sd5 S:d5 17. H:d5 c6 18. Hd3 g6 19. Kh1 Gf8 20. Wf1

Bronstein_keres

(Sam Bronstein uważał wariant za poprawny. Zdaniem Botwinnika czarne powinny tu grać 20...d5! 21.e5 Sc4 22.b3 Sa3 23.G:a3 ba i miałyby lepsze szanse.)
20...Gg7? 21. Gd2 c5 22. Ga4 Wf8 23. Wab1 Hb6? 24. f5! Gd4 25. Hg3 Sc4 26. Gh6 Gg7 27. G:g7 K:g7 28. f6+ Kh8 29. Hg5 b3 30. a:b3 Hb4 31. b:c4 H:a4 32. Wf4 Hc2 33. Hh6 1:0 (33...H:b1+ 34.Kh2 Wg8 35.H:h7+!).

     Rezydujący obecnie w Paryżu Lew Chariton, anglista i były dziennikarz moskiewskiej prasy szachowej ogłosił niedawno na internetowej stronie "Chess Cafe" długi artykuł "Z miłością i goryczą". Wśród wielu zawartych tam wątków do moich dzisiejszych rozważań pasuje jeden: Chariton twierdzi, że Keres celowo przegrał w Budapeszcie w 1950 roku partię z Bronsteinem, co ostatniemu otworzyło drogę do meczu o mistrzostwo świata. Chariton pisze dosłownie tak: "Bez pomocy Keresa Bronstein nie zdołałby dogonić konkurenta w ostatniej rundzie. Konieczne jest przeanalizowanie partii Bronstein - Keres; to nie była przegrana w stylu wielkiego Estończyka"
     Paul Keres, uchodzący zawsze za dżentelmena szachownicy, bohater małej Estonii, którego podobizna znalazła się na banknocie niepodległego państwa, miałby okazać się uczestnikiem manipulacji na najwyższym szachowym szczeblu? Gdyż przegrał ważną partię w "nie swoim stylu"?
     Brak miejsca nie pozwala na przytoczenie wszystkich argumentów Lwa Charitona i na wskazanie słabych miejsc w jego rozumowaniu.Osobiście uważam jego tezy za mało udokumentowane, w których jest wiele spekulacji, wątpliwych uogólnień i pogoni za sensacją. Takie też było stanowisko czytelników strony "Chess Cafe", a nie brak tam znawców historii szachów. Jednak w świecie istnieje zapotrzebowanie na materiały z cyklu "Tajemnice Kremla" i zapewne jeszcze nie raz przeczytamy o prawdziwych i fikcyjnych "sowieckich manipulacjach" wokół szachownicy.

Tagi: Lew Chariton

Podobne wpisy:

Nie możesz komentować tego wpisu