ID #1612

ANAND NIE WIE, DLACZEGO PRZEGRAŁ

Z wywiadu, jakiego były mistrz świata Viswanathan Anand udzielił niemieckiemu „Zeit”, czytelnik nie dowie się zbyt wiele, dlaczego taki, a nie inny wynik końcowy padł w meczu indyjskiego arcymistrza z norweskim fenomenem Magnusem Carlsenem. Oto krótkie fragmenty tego wywiadu:

(...)

A: W czwartej partii coś poszło nie tak. Tym niemniej w kompletnie przegranej pozycji zdołałem odnaleźć ratunek i utrzymać remis. To poprawiło mój nastrój i wzmocniło moją wiarę w siebie. Po tej partii byłem nastawiony bardzo optymistycznie. Być może na tym polegał problem. Ale piąta partia przyniosła jedną z tych porażek, które dla mnie są tak niezrozumiałe. Nie są one jednak przypadkowe, gdyż zdarzają się to zbyt często. Dobrze rozegrałem debiut, żadnych problemów, jakaś niedokładność tu, inna – tam, nieco gorsza pozycja, ale bronię się doskonale. Potem w grze środkowej robię pięć, sześć drugich co do jakości ruchów, przechodzimy do końcówki wieżowej.
Mówię sobie: nie graj tak szybko! Poczekaj trochę, zastanawiaj się i dopiero wtedy rób ruch. Ale wtedy kompletnie przeoczyłem pewien manewr wieży, mój król okazał się odcięty i partia była przegrana.

Zeit: A więc zdarzyło się dokładnie to, czego pragnął Pan uniknąć.
A: Kilka godzin później domyśliłem się, jak powinienem był grać. Wtedy miałbym remis. Ta piąta partia wstrząsnęła mną. To było takie głupie, takie frustrujące, przez całą noc nie mogłem spać. Następnego dnia chciałem grać spokojnie, nie podejmować żadnych prób, uspokoić nerwy. Ale również szóstą partię grałem fatalnie, przesuwałem skoczka tu i tam, zupełnie bez planu. Pozwoliłem mu stworzyć sobie zdwojone pionki i powoli rozsypałem się. W zasadzie był to koniec meczu.

Zeit: Takie nastroje panowały wśród widzów. Mecz o mistrzostwo świata rozpoczął się powoli, przez krótki czas był interesujący, i zaraz został rozstrzygnięty. Dziwne, wobec tych wszystkich wielkich oczekiwań.
A: Znałem te oczekiwania. Ale wiedziałem również, że z określonych powodów będę miał ciężko. Jaki jest sens, by grać piękną partię, kiedy na koniec robi się błędny ruch? Po tej szóstej partii położenie było dość beznadziejne. Na początku próbowałem uspokoić mecz i następnie zrewanżować się. Ale Magnus raczej nie przegrywa, a na pewno nie wtedy, jeśli nie jest zmuszony do czegoś okolicznościami.

Zeit: Czy remisy w partii siódmej i ósmej służyły jedynie wzmocnieniu nerwów?
A: Właściwie to tylko siódma partia, ale w ósmej on do niczego nie dążył, po prostu rezygnując z przewagi pierwszego ruchu. Oczywiście była to perfekcyjna strategia, aby mi przekazać: to ty się staraj, ja nie muszę.

Zeit: Dziewiąta partia stanowiła ostatnią Pana szansę, by powrócić do gry...
A; Udało mi się uzyskać bardzo interesującą pozycję, ale nie znałem dobrze tego typu pozycji i zrobiłem parę błędów. A potem popełniłem wielki błąd, który zakończył grę. Lecz, jak już powiedziałem, to nie było przypadkowe, to było symptomatyczne.
Zobaczyłem ruch gońca na f1 i doskonale policzyłem wariant aż do remisu. I wtem dostrzegłem nagle ruch skoczka na f1 i byłem tym zdenerwowany. Mając osiem minut na zegarze zrobiłem ruch skoczkiem. Gdy ma się tyle czasu, nie wolno grać bez namysłu. Ja byłem tak zdenerwowany, że to uczyniłem. On przestawił hetmana na e1, a ja się poddałem.

Zeit: A potem była ostatnia runda...
A: Było jeszcze gorzej. On od początku grał na remis i wydawało się, że nie czuje się komfortowo, co jest poniekąd normalne, gdy jest się tak blisko celu. Pozycja była nudna, grałem niedokładnie, wpadłem w kłopoty i myślałem sobie: co u licha tu się wyprawia? A potem znów zrobiłem wielki błąd. Zaplanowałem ruch hetmana na c5, ale wtedy dostrzegłem, że ruch pionem na e5 natychmiast wygrywa. Wymyśliłem lepszy ruch i zagrałem hetmanem na g5. Magnus zmienił się na twarzy, nie wiedziałem dlaczego. Wtedy zobaczyłem, że przechodzi ten sam wypad pionka. To był prawdziwy cud, że nie musiałem się natychmiast poddać, bo on, zamiast grać pionkiem na f4, powinien zabrać mojego pionka d6, co byłoby znacznie silniejsze. Ale i tak końcówka skoczkowa była w zasadzie przegrana. Liczyłem liczyłem, liczyłem. Przydało się przygotowanie przedmeczowe. I tym razem wszystko wyliczyłem dobrze. Znalazłem jedyny ruch, pionkiem na g5. Byłem bardzo zadowolony, że mój trening przynajmniej na koniec, gdy to już do niczego nie było potrzebne, podziałał.
(...)
Zeit: Jaką rolę gra nieustanny postęp wyników Pana młodego przeciwnika? Czy nie rodzi się myśl: jeśli on nie wygra teraz, to pewnie następnym razem...
A; Człowiek nie myśli o następnym meczu, myśli się o meczu bieżącym. Moje szanse nie były lekceważone, jakkolwiek on uchodził za faworyta. Podczas przygotowań miałem wrażenie: jeśli będę dobrze grał długie partie, mogę ustać. Dlatego piąta partia tak mną wstrząsnęła. Już się z tego nie otrząsnąłem. Ale na koniec muszę pozwolić sobie na uwagę: on robił to, co robi zawsze. Naciska, a gdy doczekał się błędu, rzuca się na przeciwnika. I potem to powtarza. On jest bardzo dobry. On zasłużył sobie na ten sukces. Wykorzystał każdą nadarzająca się szansę, te szanse sobie stwarzał. Przecież ja nie grałem tu sam.

(...)

     Jak zatem była przyczyna koszmarnej (trzeba uczciwie to powiedzieć) porażki Ananda? Trzy przegrane partie z dziesięciu, ani jednego momentu, gdy stałby lepiej, z perspektywami na wygraną. Żaden mecz o mistrzostwo świata nie zakończył się tak szybko, to był prawdziwy nokaut.
     Stawiamy hipotezę, że Anand już przed meczem (świadomie lub podświadomie) uznał się za pokonanego! To powiększało jego nerwowość i rodziło „niewytłumaczalne” błędy. Nie miał żadnego pomysłu na niezwykły styl Magnusa Carlsena: spokojne manewrowanie oparte na niezwykle głębokim i dokładnym obliczaniu wariantów niekoniecznie forsownych oraz na precyzyjnej ocenie mających powstać pozycji. Anand już tak głęboko i dokładnie liczyć nie potrafi, bo jest starszy o dwie dekady od rywala. Świadomość, że gra z „automatem szachowym”, nowoczesnym wcieleniem genialnego Capablanki (Kubańczyk kiedyś wytrwał osiem bodaj lat bez ani jednej porażki), człowiekiem władającym (na dziś!) zdolnością do bezbłędnej gry, nie szukającym mitycznej „przewagi debiutowej”, tylko systematycznie przesuwającym figury z jednej dobrej pozycji na drugą, równie dobrą, stała się dla Ananda źródłem stałego stresu i rozstrzygnęła o jego porażce.
     Pytanie, czy wśród czynnych dziś arcymistrzów znajdzie się choćby jeden, zdolny do nawiązanie walki w meczu z Magnusem Carlsenem. Jeśli młody Norweg nie utraci nagle swego niezwykłego daru bezbłędnego lawirowania w dowolnej praktycznie pozycji, to na dzień dzisiejszy takiego kandydata nie widać.

Mecz o Mistrzostwo Swiata FIDE Chennai 2013

Tagi: Anand Viswanathan

Podobne wpisy:

Nie możesz komentować tego wpisu