ID #1651

POKER I SZACHY

Jerzy Putrament
„Literatura” nr 50/1979

Te dwie gry nie tylko mają całkiem inną formę, ale i treść. Czy gra może mieć treść? Okazuje się, że tak. Opiszmy ją więc pokrótce.

Poker wymaga od gracza silnych nerwów, szczególnie zaś silnych nerwów twarzy. Jeśli oczy są zwierciadłem duszy, pokerzysta winien je dzierżyć na wodzy. Najlepiej patrzeć prosto w oczy rywalom, a jeśli już unikać ich wzroku, to tak, że unika, wszakże, żeby nie zauważyli, że unika po to, by to dostrzegli.

Czyli jest to gra oszukańcza, cała oparta na blefie, na pozorach, na udawaniu tego, czego się nie ma. Nie przeczę, że i w niej jest miejsce na kalkulacje, ale nie wielkie i wielce osobliwe. Na przykład, jak się ma zwykłą parę waletów, można obrać podwójną taktykę, albo dobrać jeszcze trzy karty, co po stronie plusów oznacza szansę, że z pary zrobi się trójka, albo dwie pary, albo nawet coś więcej. Po stronie minusów zaś, że dobierając trzy karty zdradza się rywalom posiadanie tylko zwykłej pary. Gracz więc myśli, co więcej się opłaca: ujawnić własną słabość, czy też zachachmęcić rywali i sprawić, żeby podejrzewali go o coś więcej; może aż o czwórkę i dobiera tylko jedną kartę.

Czyli cała gra na przypadek, czyli ryzyko. Wielostopniowe, zmylić co do własnej karty, udawać albo słabszego, niż się jest, albo silniejszego niż naprawdę.

Cała ta mechanika nazywa się właśnie blefem i jest najważniejszą częścią gry. I taż sama treść w podwyższaniu stawek. Od wstępnej operacji debierania kart do zakończenia licytacji technika zmyłkowa nieustannie przybiera na napięciu. Jeśli np. gracz w ogóle nie dobiera ani karty, później zaś forsuje stawki, podejrzewa się go o kartę bardzo mocną i newry rywali wystawione są na napięcie bardzo mocne, przy kolejnej podwyżce stawki.

Więc mocne nerwy, oczy, ręce. Także mocna kieszeń i jeszcze czynnik irracjonalny, szczęście w grze.

Wszystko to bardzo piękne, ale i bardzo niebezpieczne. Albowiem żadna z tych zalet i tych umiejętności nie wymaga szczególnych zalet rozumu, daje zaś ogromne możności działania. Czyli powstaje niewspółmierność siły i rozumu. Mocna kieszeń u kogoś o słabym rozumie, cóż za piorunująca mieszanka! Cała filozofia pokera polega na myleniu rywali, brr... Nie jest szczególnie groźnym być zmylonym przez kogoś bardzo rozumnego, ale cóż może wymyślić słabeusz, jeśli w dodatku jest jeszcze w strachu. Poker jest grą bardzo niebezpieczną, wielu na nim sobie kart złamało, niestety często odbywało się to kosztem współgraczy także.

Cóż jest znamienne w szachach? Potocznie się mniema, że sedno szachów polega na dalekości przewidywania. Owszem, jest to słuszne, ale i nazbyt ogólnikowe. Najistotniejsze to nie tylko dojrzeć w swych myślach sytuację, która powstanie na szachownicy po kilkunastu i newet parudziesięciu posunięciach swoich i przeciwnika, ale jest to tylko wstęp. Bo nie wystarczy ujrzeć tę sytuację oczyma własnej wyobraźni. Ważne jest, i to właśniej jest najtrudniejsze, trafnie ocenić, czy pozycja istniejąca tylko w wyobraźni gracza, czy jest korzystniejsza dla samego gracza, czy dla jego przeciwnika.

Jeśli chodzi o próbę sił mózgu, szachy biją pokera o nieskończoną ilość długości. Są nie tylko „mądrzejsze”, ale i bardziej humanitarne. Jeśli analiza szachowa powie graczowi, że ta i ta kombinacja stworzy pozycję dla niego niekorzystną, nigdy jej nie zaryzykuje. Ma przecież w rezerwie wyjście, którego poker jest pozbawiony. Ma „arcymistrzowski” remis. Oczywiście i w szachach można dostrzec coś z pokera. Wszystkie możliwe debiuty są zanalizowane, jeden mniej, inny więcej. Toteż teoretycznie można sobie wyobrazić gracza, który pójdzie na debiut licząc, że przeciwnik wybierze ten jeden przegrany wariant. Owszem, tak. Ale zły to szachista. Szachista nie oszukuje, konkuruje dalekosiężnością swoich analiz, a nie zastraszeniem czy myleniem przeciwnika.

Jak się zapewne każdy domyśla, różnica między pokerem i szachami sięga wyżej, dalej, głębiej. Na upartego można by powiedzieć, że to są przykłady dwóch stylów życia. Obydwa dotyczą różnych epok historii.

Poker symbolizuje przeszłość, acz nie tak znów odległą. Ryzyko jest typowe dla epoki, gdy za rogiem ulicy stało nieznane, mogące albo przynieść duże zyski albo dać pałą po łbie. Ryzyko jest w ogóle metodą liczenia się z niedającymi się zliczyć niewiadomymi, czyli faktycznie nie liczenia się z niczym.

Dostarcza to mocnych wrażeń, palpitacji serca. Szczerze powidziawszy nie życzę sobie, żeby ktoś, choćby najlepszy w pokerze stawiał na swoje pięć kart choćby odrobinkę mego osobistego losu.

Szachy mogą być nudne w niejednym ze swoich wariantów. I one zżerają system nerwowy graczy. Najbardziej męczy nieustanne widzenie w wyobraźni sytuacji po kilkunastu posunięciach, a już szczególnie trafna ocena, dla kogo korzystniejsza jest ta właśnie pozycja. I szachiści mogą się mylić, w szachach jednak nie ma się do czynienia co krok z widmem katastrofy. Myślę, że znacznie zdrowiej, aby świat zamiast pokera przestawił się na brydża.

(wycinek znaleziony w archiwum śp. Jerzego Giżyckiego)

Tagi: poker, szachy

Podobne wpisy:

Nie możesz komentować tego wpisu