ID #1657

ŚMIERĆ W HOTELU „BRITANIA”

(tekst z minimalną ilością wątków czysto szachowych)

Dzięki znakomitej książce Pawła Dudzińskiego „Szachy wojenne 1939-1945”, która ukazała się równo rok temu, ilość „białych plam” w historii polskich szachów okresu wojny i okupacji znacząco zmalała, a przecież wciąż niewiele wiemy o całej rzeszy szachistów (zwłaszcza tych z zaplecza czołówki), którzy byli ofiarami II wojny światowej.

Rzecz w tym, że coraz mniej jest takich zakamarków, do których można dotrzeć w nadziei na znalezienie informacji całkowicie nieznanych. Tym niemniej, wykorzystując zasoby internetu, udało mi się zlokalizować relację, która opisuje tragiczny koniec warszawskiego szachisty Ludwika Lindenfelda. Nie zanotował on żadnych znaczniejszych sukcesów sportowych, a jeśli z czegoś był znany, to jako autor znakomitych karykatur, stworzonych w okolicach 1935 roku i podpisanych pseudonimem „Lulin”.

Feinmesser

Feinmesser

Kohn

Kohn

Najdorf

Najdorf

Regedzinski

Regedziński

Sulik

Sulik

Tartakower

Tartakower

Tartakower

Tartakower

Byłoby dziwne, gdyby tak znakomity rysownik nie dyskontował swoich umiejętności graficznych przez współpracę z regularnie wydawanymi pismami lub gazetami, tymczasem – jak na razie – brak wszelkich śladów takiej współpracy; albo jej nigdy nie było, albo odbywała się w kręgu prasy w języku jidysz bądź hebrajskim, która to prasa dziś jest słabo reprezentowana w zbiorach bibliotecznych z powodu strat wojennych, a do tego trudna do studiowania z uwagi na barierę językową.

Śledzenie i pogłębianie wątku rozpocząłem od przeczytania następującej notatki na stronie „Getto warszawskie” (http://warszawa.getto.pl).

Ludwik Lindenfeld, Warszawa, 17/18 kwietnia 1942 r.
Karykaturzysta, grafik, wyciągnięty w czasie nocy bartłomiejowej z „Casanowy” i zastrzelony w hotelu „Britania”.

Źródłem tej informacji miała być książka Stefana Ernesta „O wojnie wielkich Niemiec z Żydami Warszawy. 1939 – 1943”. Oto, co napisał o niej znawca zagadnień Holokaustu:

Niezwykły dokument epoki.

Historia warszawskiego getta spisana ręką świadka i uczestnika tragicznych wydarzeń sprzed 60 laty – zagłady społeczności warszawskich Żydów. Tekst powstał w ciągu trzech tygodni maja 1943 roku, gdy autor (do dzisiaj nie wiemy, kim był ani nie znamy jego prawdziwego imienia i nazwiska) ukrywał się w niemieckiej dzielnicy Warszawy.

„O wojnie wielkich Niemiec z Żydami Warszawy 1939-1945” ma walor nie tylko rzetelnego opracowania monograficznego, ale także jest świadectwem niezwykle klarownej świadomości historycznej autora. Kierują nim te same motywacje, jakie stoją za dziesiątkami innych tekstów, które powstawały w podobnych warunkach – chce wstrząsnąć sumieniem świata, który dowiedziawszy się o zbrodni, wymierzy zbrodniarzom sprawiedliwość.

(Jacek Leociak, „Z lotu ptaka i od środka”, Rzeczypospolita, 7/06/2003)

Okoliczności pogromu, pierwszego z całej serii, nazwanego później „nocą bartłomiejową”, opisuje dokładniej strona „Getto warszawskie”:

17 kwietnia 1942r. (piątek) szereg Żydów otrzymało od swoich znajomych Niemców ostrzeżenia ustne i pisemne, by tego wieczoru nie wychodzili z domu. Żandarmeria na rogu Leszna i Żelaznej powiedziała SP, że tej nocy zostanie zabitych ok. 2000 Żydów. Wiadomości te rozeszły się po getcie i wywołały panikę. O 17 ulice getta całkiem opustoszały. O godz. 20 Komenda SP dostała polecenie dostarczenia 18 porządkowych znających niemiecki (mieli się stawić o 21 pod bramą Pawiaka). O 21 KSP otrzymała polecenie przygotowania plutonu 40 osób do zadań specjalnych. O 22 KSP wprowadziło ostrą godzinę policyjną we wszystkich rejonach. O 22 z Pawiaka wyjechało 14 małych samochodów oznaczonych SS lub POL. W każdym samochodzie był 1 oficer policji, 2 podoficerów, szofer, SS-man z pistoletem lub RKMem, 1 porządkowy SP (pod Pawiakiem nadal pozostało 4 policjantów żydowskich). Każdy z oficerów miał na piśmie marszrutę swojego samochodu. Po podjechaniu pod określony dom cała załoga wysiadała (pozostawał tylko szofer), łomotano do drzwi, policjant żydowski pytał po polsku dozorcę, czy mieszka tu osoba z listy, którą miał oficer. Bardzo dokładnie sprawdzano, czy chodzi o tę konkretną osobę, często oglądano książkę meldunkową. Nakazywano dozorcy, by prowadził pod właściwe drzwi. Na miejscu dokładnie sprawdzali dane personalne, pytali o zawód, byli bardzo grzeczni (używali formy Pan, Pani), czekali spokojnie, aż osoba się ubierze, polecali wziąć dowód, a pozostawić kosztowności, pieniądze itp. Odpowiadali, że nie wiedzą, dokąd zabierają daną osobę. W wielu wypadkach uspokajali pozostałą rodzinę. Odjeżdżano z aresztowanym o kilka domów, czasem 2-3 ulice. Oficer dawał znak kierowcy, by ten zatrzymał się, polecano aresztowanemu wyjść, kierowca oświetlał aresztowanego reflektorem, wtedy padał strzał SS-mana (1 lub 2, w głowę). Czasem polecano stanąć twarzą do samochodu pod ścianą domu i strzelano w prawe oko. W nielicznych wypadkach podczas aresztowania podoficerowie dokonywali rewizji. Akcja trwała od 22 do 4 rano. SP dostała polecenie, by trupy sprzątnąć do rana. Trupy przenoszono do najbliższych bram, tam identyfikowano na podstawie dokumentów. Ustalono 140 wypadków śmiertelnych (sic) i 25 ciężko rannych - przewiezieni do szpitala Leszno 1. Ok. 10 osób lżej rannych udało się do domów prywatnych. W hotelu Britania zatrzymano 4 osoby, zabito też współwłaściciela hotelu - Szpeta. 18 kwietnia na cmentarz żydowski przyjechał SS-man i pytał, ile trupów znaleziono tej nocy. Gdy intendent cmentarza odpowiedział, że 25 (tyle do tego czasu znaleziono) był bardzo niezadowolony. 19-04 znaleziono na cmentarzu 42 trupy.

Nowolipie Karmelicka

Po wojnie ulice byłej dzielnicy żydowskiej zupełnie zmieniły bieg - na odbudowanym Muranowie ulica Nowolipie za Karmelicką bardzo skróciła się. W miejscu, gdzie kiedyś stał hotel Britania (miejsce śmierci Lindenfelda), stoi tzw. ratusz muranowski (po lewej, z wieżyczką) - po prawej stronie na skwerku wzniesiono luksusowy i ekskluzywny oraz bardzo drogi apartamentowiec.

Przez kolejne 3 tygodnie prawie nie było nocy, aby kogoś nie wyciągnięto z domu i nie zastrzelono lub nie aresztowano na Pawiaku. Ofiarom odbierano dowody osobiste, tak, że nie można ich było zidentyfikować (ofiary z nocy 18-04 można było łatwo zidentyfikować, bo miały dokumenty przy sobie). Większość została pochowana jako NN, choć wszystkie zwłoki SP dokładnie opisała i sfotografowała. Sterroryzowane rodziny bały się donosić o zaginięciu członków rodziny. Często też w tym czasie rozstrzeliwano więźniów na Pawiaku, a ciała wyrzucano na Dzielną i Więzienną. Mieszkańcy getta uznali wydarzenia nocy 17/18-04-42 za zemstę za zabójstwo jednego junaka zabitego przy szmuglu towarów i za znalezienie w getcie nielegalnych gazetek. W tym okresie doszło też do zastrzelenia Handelsmana, Rosina, pań Pomeranc i Rozen, Szklara, Górki, Śliwniaka, Janki M, Zamberga, Nussa, H. Szaro.

Nowolipie

ul. Nowolipie, widok w stronę ulicy Smoczej
(fotografia wykonana podczas powstania w getcie).

A teraz relacja mieszkańca getto, ukrywającego swoją tożsamość pod pseudonimem „Stefan Ernest”:

Ofiar było tylko 52 (czy 56). Tyle zarejestrowano w Radzie. Jeszcze tym razem klepsydry i pogrzeby, ale już bez prawa konduktu. Następnym razem zabroni się i jednego i drugiego – nawet dla najbliższej rodziny. Co to były za ofiary? Przeciwko komu ten atak był wymierzony? Większość nazwisk wyleciała mi z pamięci – byli to zresztą ludzie nieznani szerokiemu ogółowi. Piekarz (Daniel) Blejman z żoną – no, piekarze zawsze coś tam musieli mieć z władzą, inżynier Józef (prawidłowo – Jerzy) Neuding – ten znów, mówiono, z PPS. Podobnie fryzjer (Mojżesz) Goldberg i zapomnianego nazwiska stolarz z Lubeckiego – ci byli bundowcami. Podobno o ten grzech posądzono Tołasiewicza (prawidłowo – Mojsze Lejb Tałasowicz), byłego studenta medycyny, przy sposobności wykończono jego ojca. Jakiś kupiec Krygier z Nalewek – kto go tam wie. (Menachem) Linder, wyższy urzędnik Centosu, uczony demograf – inteligent; (Ludwik) Lindenfeld, karykaturzysta, grafik, wyciągnięty nocą ze sławnej „Casanowy”, siedziby żydowskiego i nieżydowskiego gestapo... I stamtąd dwóch jeszcze, których nie obroniły książeczki szpiclowskie... Nie można było znaleźć klucza „winy”, a ofiary były przecież z góry upatrzone. Umundurowani mordercy (gestapo) wchodzili z zapytaniem o określoną z listy osobą.

Nowolipie

Plac na skrzyżowaniu ul. Nowolipie i Karmelickiej.

(…) Dziś można by z pewnym prawdopodobieństwem słuszności powiedzieć, że przez przypadkowo wybrane ofiary chciano rzucić na całe gettowe społeczeństwo strach. Strach i lęk, które by osłabiły lub zniszczyły jego siłę oporu z przededniu mających nastąpić decydujących wydarzeń. No, bo przecież wyniszczone, zmaltretowane, prześladowane nędzą, głodem, chorobami, bezpośrednim terrorem, bezbronne społeczeństwo getta liczyło 400 tysięcy ludzi. Wprawdzie niejednolite, niezorganizowane, zdemoralizowane mogło się zdobyć na spontaniczny odruch rozpaczy. To, ze względu na wielką masę, mogło znacznie skomplikować akcję "przesiedleńczą". Trzeba więc było te możliwości odruchu stłumić w zarodku, rzucić przypadkowym doborem ofiar rzucić strach na wszystkich.
(…) A jednocześnie załatwić jakieś istotne porachunki z tymi jednostkami, które swoje zrobiły i już do dalszych usług były zbyteczne. I którzy może coś niecoś wiedzieli, przeczuwali. I wreszcie przy sposobności zlikwidować tych wszystkich, o których wiedziano, że oni jeszcze nie wiedzą, ale mogą coś wiedzieć i w decydującej chwili nadać gettu Warszawy kształt zorganizowanego oporu! Trzeba było unieszkodliwić zdemaskowanych działaczy ruchu konspiracyjnego, którzy będąc w analogiczną organizacją po tamtej stronie muru, mógł poruszyć wielkie masy, zagrzać je do walki.

Nowolipie

Skrzyżowanie ul. Nowolipie i Karmelickiej,
widok na wschód ku Ogrodowi Krasińskich.

Nowolipie, Karmelicka

Fotografia wykonana z tego samego miejsca - dziś, po lewej stronie widoczny budynek V Liceum Ogólnokształcącego im. Ks. J. Poniatowskiego.

Niektóre fragmenty tej relacji wymagają objaśnień. W skazanym na zagładę getcie do czasu funkcjonowały kawiarnie, teatrzyki, małe sale koncertowe i restauracje. „Casanova” to restauracja połączona z dancingiem i mieszcząca się w podziemiach hotelu „Britania” przy ul. Nowolipie 18, mniej więcej przy skrzyżowaniu z Karmelicką. Niestety nie dysponujemy ani jednym zdjęciem tego gmachu z lat przedwojennych.
„Casanova” była punktem zbornym ludzi związanych z tzw. „Trzynastką”, czyli quasi-urzędem mającym siedzibę przy ul. Leszno 13, a stworzonym przez Niemców rzekomo do zwalczania spekulacji; w rzeczywistości była to agentura wszechwładnego w getcie gestapo. Tak pisał o „Trzynastce” Stefan Ernest:

...jawna organizacja szpiclów, donosicieli, szantażystów, otwarcie znosząca się z gestapo.

(…) Tak więc otoczona nienawiścią, pogarda i lękiem „Trzynastka” funkcjonowała w getcie, prowadziła Riesengeschaefte z Niemcami, szantażowała Żydów warszawskich, tańczyła, piła, szalała.

(…) W kwietniu 1942 r. „Trzynastka” nagle została przez władze zamknięta, po uprzedniej masakrze nocnej oficerów.

Leszno

Zachowany budynek przed wojną miał numerację Leszno 13. Tu mieściła się budząca grozę "Trzynastka". Dom "utracił" górne kondygnacje w wyniku powojennej odbudowy.

Miniatura

Mapa pokazująca okolice ulic Leszno i Nowolipie.

Gdyby dociekać powodu, dla którego Ludwik Lindenfeld („Lulin”) został zabity w nocy z 17 na 18 kwietnia 1942 roku, to do przyjęcia są trzy skrajnie różne hipotezy:- był przypadkową ofiarą pierwszej fali terroru, która poprzedzała masową wywózkę mieszkańców getta do obozu zagłady w Treblince;- był związany z niesławną „Trzynastką” i został zlikwidowany wraz z innymi członkami jej kadry;- uczestniczył w wydawaniu prasy podziemnej w getcie i został zabity wraz z innymi osobami, podejrzewanymi przez Niemców o konspirację.

Stefan Ernest był pracownikiem Gminy w warszawskim getcie, zatrudnionym w Urzędzie Pracy (Arbeitsamt), który mieścił się w gmachu Gimnazjum „Collegium” na rogu Żelaznej i Leszna. Po przejściu na „aryjską stronę”, przebywając w ukryciu w dzielnicy niemieckiej, sporządził swoją relację, która dziś zdumiewa precyzją opisu, jeśli się weźmie pod uwagę, że autor był odcięty od wszelkich notatek i materiałów źródłowych, mogąc polegać tylko na swojej – wyjątkowej doprawdy – pamięci.

Jego relacja kończy się tak:

Jest ranek 28 maja 1943 roku. Ukrywam się w lochu, bez dostępu powietrza, bez dostatecznego i regularnego odżywiania, bez wystarczających urządzeń kanalizacyjnych, bez widoków na jakąś zmianę tych warunków wegetacji, które każdą przeżytą godzinę każą cenić na wagę złota. Wyraźnie czuję, jak tracę siły, jak mi jest coraz duszniej... Walka o osobisty ratunek staje się beznadziejna... Tu, po tej stronie muru... Ale to nieważne. Bo sprawozdanie moje mogę doprowadzić do końca i ufam, że ujrzy ono światło dzienne we właściwym czasie.

Nowolipie, Karmelicka

Za skrzyżowaniem ul. Nowolipie i Karmelickiej, po prawej stronie przed wojną stał budynek Szpitala Ewangelickiego; dziś w tym miejscu znajduje się blok mieszkalny.

Nowolipie, Karmelicka

Na ścianie tego bloku wmurowana jest tablica pamiątkowa.

Stefan Ernest nie przeżył wojny. Jego tożsamość do dziś jest nieznana i pewnie tak już zostanie. Książka „W wojnie wielkich Niemiec z Żydami Warszawy” ukazała się w 2003 roku. To lektura obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się najnowszą historią Polski, okresem wojny i okupacji.

Tomasz Lissowski

Tagi: Hotel Brytania

Podobne wpisy:

Nie możesz komentować tego wpisu