Rozmowa z mistrzynią międzynarodową Mirosławą Litmanowicz
T. L. - Jest Pani obecnie najbardziej znana jako autorka wielu
książek poświęconych szachom. Dzieci uczą się podstaw gry z Pani podręczników, bardziej
zaawansowani - teorii otwarć, miłośnicy historii chwalą "Opowieść o Olimpiadzie Warszawskiej 1935".
Jednak nie o książkach chciałbym dzisiaj mówić, lecz o Pani jubileuszu.
M.L. - Istotnie, mija właśnie 50 lat od dnia, kiedy to, jeszcze pod
panieńskim nazwiskiem, rozegrałam pierwszą oficjalną partię szachów. Moja drużyna "Ogniwo" Warszawa
grała mecz z "Kolejarzem" Pruszków. Oto zapis tej "historycznej" partii:
Tyniec - Kałęcka
Pruszków, 29.10.1950
1.e4 e5 2.Sf3 Sc6 3.Gb5 Gc5 4.0-0 Sf6 5.Sc3 a6 6.Ga4 b5 7.Gb3 d6 8.Sd5? S:e4 9.He1 Sf6 10.c3 0-0 11.d4 e:d4 12.c:d4 S:d4 13.S:d4 G:d4 14.Hd2 c5 15.Sf4 He8 16.Gc2 Gb7 17.g3? Hd7 18.Wb1
18...Sh5?! (Wykrzyknik stawiam sobie za odwagę, pytajnik - gdyż nie zagrałam 18...Hc6 od razu.) 19.S:h5?
(19.Hd3) 19...Hc6! 20.Sf4 Hh1 mat 0-1.
Moją ulubioną lekturą był zbiór partii Morphy'ego. Tego genialnego
szachistę starałam się naśladować, grać ostro, na atak. Najpierw
otwierałam partię ruchem pionka królewskiego, ale później przerzuciłam
się na 1.d2-d4, gdyż nie miałam ani czasu ani cierpliwości, by
nieustannie uczyć się debiutowych tasiemców. - Dziś już pięcioletnie
dziewczynki startują w turniejach, mogąc liczyć na pomoc klubowych
trenerów oraz rodziców wyposażonych w
literaturę szachową, komputery itp.
T. L. - Proszę opowiedzieć, jak niegdyś wyglądały szachy kobiece w Polsce.
M.L. - Nie ma porównania. Rozwój szachów kobiecych zaczął się na
przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, gdy na wszystkich
szczeblach rozgrywek drużynowych wprowadzono szachownicę kobiecą.
Szachistki stały się potrzebne w klubach. Często właśnie szachownica
kobieca decydowała o kolejności w lidze, bowiem mężczyźni grali na
zbliżonym poziomie, a siła gry pan była ogromnie zróżnicowana. Ale z
opieką trenerską różnie bywało. W najlepszej sytuacji były te, które
miały trenera w domu, ojca lub męża. Juniorek praktycznie nie było.
Szachistki normalnie pracowały, miały rodziny, prowadziły dom.
Wystarczyło kilka niepowodzeń w turniejach, brak zrozumienia wśród
domowników dla ambicji sportowych - i dobrze zapowiadająca się
zawodniczka rezygnowała z szachów.
Kiedyś Krysia Hołuj - Radzikowska podjęła próbę intensywnego treningu szachowego. Zrezygnowała z pracy,
przechodząc na utrzymanie męża. Ale presja od wewnątrz była zbyt silna, Krysia przez 2 lata grała niezbyt szczęśliwie. Później
powróciła do pracy zawodowej, co prawda na pół etatu, i odzyskała formę.
Oczywiście żadna z polskich szachistek nie mogła marzyć o
sportowym stypendium, ale to samo dotyczyło, jeszcze długo, mężczyzn.
Tymczasem czołowe zawodniczki ZSRR, Rumunki i Węgierki mogły
poświęcić się wyczynowi. Ukrywały to przed nami, np. Tatiana
Zatułowska, pytana czy w szachy gra zawodowo, odpowiadała oburzona: "Ja
gram zawodowo? Ależ skąd! Przecież ja pracuję w klubie". Rzeczywiście
pracowała, chodząc tam raz albo dwa w tygodniu, by
poprowadzić zajęcia dla młodzieży.
My jeździłyśmy na turnieje w ramach urlopu wypoczynkowego. Gdy
zbliżała się ważna impreza, a do mojego szefa zadzwonił prezes PZSzach
Jerzy Putrament, pisarz i zarazem wpływowy działacz partyjny, mogłam
liczyć na urlop bezpłatny. Ale gdy w innej kadencji prezesem była osoba
mniej znana, interwencja nie zawsze skutkowała.
Podczas turnieju strefowego w Krakowie moim sekundantem był mm.
Bogdan Śliwa, znany z wyśmienitej analizy. Pech chciał, że w dniu, gdy
miałam odłożoną partię w złożonej pozycji i pomoc Śliwy byłaby
nieoceniona, w trybie pilnym otrzymał on ważne zadanie do wykonania w
biurze projektów, w którym pracował; Bogdan grał jak arcymistrz, ale
przecież pozostawał amatorem...
Kadra Polski kobiet miała przydzielanego trenera na 2 tygodnie
przed olimpiadą, tylko dwukrotnie - na moich 5 startów olimpijskich -
zorganizowano nam przedolimpijski obóz przygotowawczy.
T. L. - Czy to nie rodziło w Polkach poczucia rezygnacji? Że stoją na straconej pozycji?
M.L. - Zawsze starałyśmy się tak grać, by wygrać, by zagrać dobrą
partię. Na zawsze zapamiętam moment, gdy po zwycięstwie nad Nowarrą
podczas olimpiady w Lublinie publiczność nagrodziła mnie oklaskami.
Również w Łodzi podczas turnieju strefowego sędzia musiał uciszać
publiczność, gdy ładnie wygrałam z Perevoznic.
Litmanowicz - Nowarra
Lublin 1969, Olimpiada
1.d4 d5 2.c4 d:c4 3.Sf3 Sf6 4.Sc3 a6 5.e4 b5 6.e5 Sd5 7.a4 c6 8.a:b5 S:c3 9.b:c3 c:b5 10.Sg5 Gb7 11.e6! f:e6 12.S:e6 Hd6 13.d5! He5+ (13...G:d5?? 14.H:d5 H:d5 15.Sc7+) 14.Ge2 Sd7 (może należało spróbować 14...H:c3+ 15.Gd2 He5 16.Ga5 Sd7!?) 15.0-0 Wc8 16.Gf3 H:c3 17.Wa3 Hb4 18.We3
18...g6 19.Ga3 Ha5 20.S:f8 (bardzo silne było też 20.Hd4
Wg8 21.S:f8 W:f8 22.G:e7 Kf7 23.Gg4) 20...W:f8 21.G:e7 Kf7
22.Gg4 Sf6 23.Hd4 (możliwe 23.G:f6! i jeśli 23...K:f6, to
24.Hd4+ Kg5 25.f4+ z matem) 23...S:g4 24.H:g4 Hb6 25.G:f8
K:f8 26.Hf3+ Kg8 27.We7 Wf8 28.Hc3 Wf7 29.We8+ Wf8 30.W:f8+ K:f8
31.Hh8+ Kf7 32.H:h7+ Kf6 33.We1 G:d5 34.He7+ Kf5 35.We5+ Kf4 36.Hg5
mat (1:0).
Partia otrzymała nagrodę "za piękność".
Starty turniejowe przyniosły mi wiele innych miłych wspomnień. W
1957 roku wygrałam turniej kobiecy w Bled (Jugosławia). Było to
pierwsze zwycięstwo reprezentanta naszego kraju w okresie powojennym.
Niezatarte wrażenie robiły występy w Gruzji. Hasło "uczestniczka
turnieju szachowego" otwierało każde drzwi. Poszłyśmy do muzeum, ale -
jak się okazało - po godzinach otwarcia. Portier natychmiast poszukał
kustosza, by zagraniczni goście mogli obejrzeć skarbiec w muzeum. Nie
zdążyłyśmy na odlatujący samolot, ten już kołował po pasie startowym,
ale kontroler lotów nakazał pilotowi opóźnić start, a szachistki
podwieziono do drzwi samolotu wózkiem bagażowym. Gruzini byli wyjątkowo
gościnni. Byłyśmy zasypywane zaproszeniami na spotkania ze znanymi
aktorami i artystami, na wieczorne biesiady, a tam - rozmowy, śpiewy,
toasty. Gospodarze byli tak mili i serdeczni, że nikt nie chciał ich
urazić zbyt wczesnym zerwaniem imprezy. Tymczasem po późnym powrocie do
hotelu następnego dnia głowa nie pracowała ze zwykłą wydajnością...
W Tbilisi zremisowałam z Mają Cziburdanidze, bardzo młodą i
świetnie się zapowiadającą. Pozycja Maji była po odłożeniu partii
lepsza, ale udało mi się znaleźć manewr aktywizujący wieżę i zaskoczona
przeciwniczka, której trenerzy nie rozpatrywali w analizie tego
obiektywnie słabszego ruchu, nie znalazła antidotum i musiała pogodzić
się z remisem.
Podczas innego turnieju międzynarodowego poszłam na spacer z Czeszką Kvetą Eretovą, z którą dobrze się
rozumiałyśmy. Kveta taszczyła ze sobą jakąś ciężką torbę.
"Kveta, co masz w tej torbie?" - pytam.
Kveta mówi, że zawsze nosi przy sobie notatki debiutowe.
"Dlaczego nie zostawisz ich w hotelu, są takie ciężkie" - mówię.
A doświadczona Eretova na to: "Jeśli nie chcesz, aby twoje
przeciwniczki wiedziały, co grasz w debiucie i mogły się na to
przygotować, lepiej też nie zostawiaj swoich notatek w hotelu!".
Oczywiście, Kveta nie miała na myśli wszystkich turniejów i wszystkich
hoteli, tylko te wybrane!
T. L. - Domyślam się, że podobnych wspomnień, mniej lub bardziej
dramatycznych, wesołych i smutnych, starczyłoby do zapełnienia całego
numeru "Panoramy", i to niejednego. Czy nie myślała Pani o opisaniu
swojej przygody z szachami w postaci książkowej? Byłby to przypadek bez
precedensu w literaturze szachowej...
M.L. - Myślę, że jest to pomysł godny rozważenia.
-----------------------------------------
Mirosława Litmanowicz (z d. Kałęcka)
Zawodniczka klubów: "Ogniwo" Warszawa i "Legion" Warszawa
(początkowo pod nazwą "Dom Wojska Polskiego"). Pięciokrotna
uczestniczka olimpiad szachowych (1957-1972), czterokrotna uczestniczka
turniejów strefowych (1957- 1970), kilkanaście razy grała w finałach
indywidualnych mistrzostw Polski kobiet (1951-1972), mistrzyni kraju w
1968 r., sześciokrotna srebrna medalistka. Wielokrotna reprezentantka
kraju na turniejach międzynarodowych i meczach międzypaństwowych.
Zakończyła karierę sportową jako wicemistrzyni Polski.
Nicolau - Litmanowicz
Beverwijk 1965
1.e4 d5 2.e:d5 Sf6 3.Gb5+ Gd7 4.Gc4 Gg4 5.f3 Gf5 6.Sc3 Sbd7 7.Sge2 Sb6 8.Gb3 Sf:d5 9.S:d5 S:d5 10.d4 e6 11.Sg3 Gg6 12.He2 (12.0-0) 12...c6 13.f4? Gb4+ 14.Kf2 (14.Gd2? S:f4; 14.c3? S:c3!) 14...0-0 15.c4 Sf6 16.Ge3 h5 17.Sf1 (17.Whc1 c5 18.d:c5 Sg4+ 19.Kg1 S:e3 20.H:e3 Gd2) 17...Sg4+ 18.Kg1 Hf6 19.h3 (być może należało już teraz oddać pionka: 19.Sg3 Wfd8 20.Wd1 Gd6 lub 19.Wd1 Gd6 20.Gc1 G:f4 21.h3 Sh6 22.G:f4 H:f4 23.g3) 19...S:e3 20.H:e3 Wfd8 21.Wd1 Gd6 22.g3 h4 23.Kh2 h:g3+ 24.K:g3 Gh5 (możliwe też 24...Hg5+ 25.Kf3? (25.Kf2 G:f4) 25...Gh5+) 25.Sh2 (25.Wd3 Hg5+ 26.Kf2 G:f4) 25...G:d1 26.W:d1 g5 27.Kg2 G:f4 0-1.
Radzikowska - Litmanowicz
Kielce 1967, MP
1.e4 c6 2.d4 d5 3.e:d5 c:d5 4.c4 Sf6 5.Sc3 g6 6.Hb3 Gg7 7.c:d5 0-0 8.g3 e6!? 9.d:e6 We8 10.Sge2 G:e6 11.H:b7?! Sbd7 12.Gg2 Wb8 13.H:a7 (lepsze 13.Ha6, by hetman mógł szybko włączyć się do obrony króla)
13...Gc4 14.b3 G:e2 15.S:e2 He7 16.Ha6 Sg4 17.Ga3 Wb6 18.G:e7 W:a6 19.Gb4 G:d4 20.Wd1 G:f2+ 21.Kf1 W:a2 22.Gd2 Ge3 23.Ge1 Gb6 24.W:d7 Se3+ 25.Kf2 S:g2+ 26.K:g2 Wa:e2+ 27.Kf3 W:e1 (i po kilku ruchach) 0-1.
Marszałek - Litmanowicz
Warszawa 1971, mistrzostwa klubu "Legion"
1.d4 d5 2.c4 c6 3.Sf3 Sf6 4.Sc3 d:c4 5.a4 Gf5 6.e3 e6 7.G:c4 Gb4 8.0-0 0-0 9.Sh4 Gg4 10.f3 Gh5 (10...Sd5!?) 11.g4 Gg6 12.Hb3 He7 (12...Hb6) 13.S:g6 h:g6 14.a5 c5 15.g5 Sh5 16.f4 c:d4 17.e:d4 Sc6 18.Wa4 Gd6 19.Ge3
19...G:f4 20.G:f4 S:f4 21.Se4 Sd5 22.Hh3 S:d4 (22...Wad8; 22...Wfe8) 23.G:d5 e:d5 24.Sf6+ (brawura czy desperacja?) 24...g:f6 25.g:f6 Hc5 (25...He5 26.Hh6 Se6 27.Wh4 Hg5+) 26.Kh1 Wfe8 27.Wg1 Se2 28.Wag4 He3 29.W:g6+ f:g6 30.W:g6+ Kf7 31.Hh7+ Ke6 32.f7+ Ke5 33.f:e8Q+ W:e8 34.Hh5+ Kd4 35.Wg4+ We4 36.Hh8+ 0-1.